Podobnie do Ligue 1, również w Bundeslidze we wszystkich klubach są mokre sny pod tytułem “detronizacja mistrza”. We Francji zasada “bij mistrza” obowiązuję względem PSG, w Niemczech ta sama sytuacja dotyczy Bayernu. Monachijczycy przed chwilą dokonali wielkiego transferu, ale także ośmieszyli się na otwarcie sezonu.
Trudno powiedzieć, by całe Niemcy cieszyły się z porażki Bayernu w Superpucharze, skoro pokonał ich RB Lipsk, czyli drużyna tak samo “lubiana” przez większość kraju, jak monachijczycy. Jednak Dani Olmo ze swoim hat-trickiem oraz spółka pokazali, że można mistrza kraju nie tyle pokonać, co po prostu zbić. 3:0 na Allianz Arena na pewno robi wrażenie i tutaj żadne tłumaczenia, że to “tylko” Superpuchar nikogo nie obchodzą. Trofeum wędruje do gabloty ekipy z byłego NRD i to oni w dobrych nastrojach rozpoczną sezony. Co ciekawe były niemiecki piłkarz Dietmar Hamman wytypował ich jako kandydata numer jeden do tytułu. Oczywiście to wyłącznie ciekawostka, gdyż były gracz Liverpoolu lubi iść pod prąd lub po prostu szokować na siłę. Tak też wydaje się i w tym przypadku. Nikt Lipskowi szans na tytuł nie odbiera, a nawet ekipa Marco Rosego może wyrastać na głównego kontrkandydata do mistrzowskiej patery. Jednak Bayern Monachium nadal jest numerem jeden i każdy inny wynik, niż ich złoto będzie po prostu sensacją.
Warto jednak przypomnieć sytuacje z bramkarzami w Monachium. Jeszcze tydzień temu wydawało się, że Bayern ruszy po Kepe z Chelsea. Jednak Baska szybko przejął Real Madryt. Drugim w kolejności mógł być Bono z Sevilli, lecz gwiazda ostatniego mundialu wybrała Bliski Wschód, czyli najpopularniejszy z obecnych kierunków – Arabie Saudyjską. Następny w kolejce może być David De Gea. Tutaj kłopotem mogą być z kolei wymagania finansowe Hiszpania. Skoro przed chwilą grał w Manchesterze United, to można się spodziewać, że nie będzie chciał rezygnować z gwiazdorskich apanaży i nadal zarabiać na poziomie swojego ostatniego kontraktu.
Sukces Bayernu i Bundesligi
Monachijczycy długo czekali na jeden transfer, ale w końcu się udało. Harry Kane od kilku dni jest oficjalnie piłkarzem Bayernu. To ogromne wzmocnienie i powrót do gry z klasyczną “9” przy Sabener Strasse. Po stracie Roberta Lewandowskiego nie było takiego gracza na tej pozycji. Teraz przychodzi gwarant wielu goli i… zawodnik bardzo głodny trofeów. To ważne, że mowa o transferze 30-latka, który tak naprawdę nic nie wygrał w dorosłej karierze. Kilkukrotnie był królem strzelców – Premier League (3), a także mundialu w Rosji – ale drużynowo nigdy nie udało mu się nic zgarnąć. Tottenham zapewnił mu jedynie finał Ligi Mistrzów i nic więcej. Słynne słowa Mourinho o “zero tituli” pasują tutaj, jak ulał, ale to jednocześnie spory atut Kane’a. Dlaczego? Będzie bardzo głodny trofeów i chciał wygrywać wszystko, co się da. W gronie zawodników, którzy mają na swoich kontach największe laury, to naprawdę ważny aspekt. No i mówimy o strzelcu ponad 200 goli na poziomie Premier League. W słabszej Bundeslidze i przy świetnej obstawie w ofensywie, powinno to gwarantować około 30 bramek w sezonie!
To także paradoksalny transfer. Z jednej strony dla ligi spore wyróżnienie, że przychodzi topowy zawodnik ostatnich lat Premier League. Harry Kane przecież był jedną z najważniejszych postaci w Anglii. Tyle że przychodzi do klubu, który jest ponad innymi w Niemczech. I tutaj pojawia się zmartwienie pozostałych. Czy transfer Kane’a znowu nie zabetonuje Bayernu na długie lata nadal na szczycie? Wszystko na to wskazuje, bowiem to był jeden z nielicznych brakujących elementów zespołu z Bawarii.
Zmarnowana niepowtarzalna szansa
W Dortmundzie mogą się oszukiwać, że już przepracowali końcówkę ubiegłego sezonu i wyrzucili ją z głowy. Prawda jest jednak taka, że trudno zapomnieć tak zaprzepaszczoną szansę. Przypomnijmy, że przed ostatnią kolejką BVB miało dwa punkty przewagi nad Bayernem. Z racji dużo gorszego bilansu bramkowego, dortmundczycy musieli po prostu wygrać ostatnie spotkanie. Co więcej mieli wszystko na tacy, bowiem na Signal Iduna Park przyjeżdżało FSV Mainz, dla którego był to mecz o pietruszkę. Jednak już w pierwszej połowie było jasnym, że będzie źle. Po 45. minutach 0:2, a w międzyczasie Sebastien Haller zmarnował rzut karny. W drugiej części BVB ruszyło do odrabiania strat i to się udało, ale dopiero w 96. minucie. Czasu na wygraną zabrakło… Z kolei Bayern tez miał łatwo. Pokonał FC Koln 2:1, ale decydującego gola Jamal Musiala strzelił w 89. minucie, kilka minut po tym, jak gospodarze wyrównali. To wystarczyło do kolejnej patery.
W Dortmundzie latem nie doszło jednak do rewolucji. Transferów wychodzących i przychodzących, o których warto powiedzieć wiele nie było. Jednak, jeśli już się pojawiły, to były konkretne ruchy. Pierwszym przede wszystkim odejście Jude’a Bellinghama. Jedna angielska gwiazda przyszła do Bundesligi, więc dla wyrównania rachunków jedna odeszła. Ponad 100 milionów euro otrzymane od Realu Madryt to kolejny wielki transfer BVB w ostatnich latach, jednak do rekordu Ousmane’a Dembele trochę zabrakło. Bolesnym odejściem musiało być przechwycenie przez Bayern Raphaela Guerreiro. Tutaj jednak strat dużych nie było, bowiem z imiennika z Monchengladbach trafił Ramy Bensebaini. Wydaje się, że ciąg na bramkę po lewej stronie defensywy został zachowany. Środek pola trzeba było po Bellinghamie uzupełnić. Połowa kwoty zarobionej poszła na Felixa Nmeche z Wolfsburga oraz Marcela Sabitzera z Bayernu. Wzmocnienia spore, dobrymi, jak na warunki BL zawodnikami, jednak wcześniejsza wyrwa była potężna.
Superpuchar zapowiedzią sezonu?
W ostatnią sobotę RB Lipsk w pełni zrewanżował się za ubiegłoroczny Superpuchar Niemiec Bayernowi. Dwanaście miesięcy temu było 3:5 w Lipsku, a teraz ekipa Marco Rosego rozbiła Bawarczyków w pył 3:0. Gwiazdą był rzecz jasna Dani Olmo. Wychowanek La Masii trafił trzykrotnie do siatki Svena Ulreicha, a ozdobą był zwłaszcza gol na 2:0, gdy ośmieszył defensywę rywala. O tym, jak wyglądała sytuacja latem w Lipsku pisałem już przy okazji zapowiedzi superpucharowego starcia. Warto jednak przypomnieć przede wszystkim liczby. 240 milionów zarobionych, ale straty Nkunku, Gvardiola oraz Szoboszlaia. Z drugiej strony aż 150 milionów euro wydanych na wzmocnienia zespołu. Ostatnim z transferów był Castello Lukeba z Lyonu, który trafił tuż po fatalnej kontuzji El Chadaille Bitshiabu – zerwane więzadła krzyżowe. Ciekawe czy Superpuchar jest zwiastunem tego, co będzie działo się w lidze czy to tylko wypadek przy pracy bawarskiego walca.
Ostatni sezon Xabiego Alonso
Wszystko wskazuje na to, że przed Xabim Alonso ostatni sezon na ławce trenerskiej Bayeru Leverkusen. Już teraz Bask był rozpatrywany przez wiele topowych klubów w roli kandydata do pracy. Póki co jeszcze nie dostał oferty od największych, ale wydaje się, że dobry sezon na BayArena może sprawić, że za dwanaście miesięcy nie będzie szansy ani możliwości na powstrzymanie jego odejścia. Czy to może dziwić? Raczej nie. Widać, że jego kariera rozwija się stopniowo i krok po kroku. Ogromne doświadczenie piłkarskie, a także trenerzy z jakimi pracował ukształtowały jego szkoleniowe DNA. W ubiegłym sezonie przejmował Bayer w trudnej sytuacji i mógł być zadowolony z finalnego rezultatu. Oczywiście miał spore kłopoty, bowiem z kontuzjami zmagali się kluczowi zawodnicy Bayeru – Florian Wirtz czy Patrick Schick. Jednak udało się ponownie zakwalifikować do europejskich pucharów – 6. miejsce dało Ligę Europy. Przy okazji niewiele brakowało do drugiego w tym wieku finału europejskich pucharów. W 1/2 finału LE odpadli z Romą po minimalnej porażce 0:1 w dwumeczu.
Teraz cele są jasne: powrót do Ligi Mistrzów i dobra kampania pucharowa. Wydaje się, że mają wszelkie możliwości, by to osiągnąć. Zespół stracił Mousse Diaby’ego, za którego transfer Aston Villa zapłaciła 55 milionów euro. To w zasadzie jedyna poważna strata. Udało się jednak zainwestować odpowiednio zarobione środki. Paradoksalnie najciekawiej wygląda transfer bezgotówkowy. Z Benfiki przyszedł Alejandro Grimaldo, a więc zawodnik dający mnóstwo możliwości w ofensywie. W ten sposób nie trzeba będzie się męczyć już z alternatywami na tej pozycji. W ubiegłym sezonie ani Mitchell Bakker, ani Daley Sinkgraven (obaj odeszli) nie dawali odpowiedniego poziomu, a często musiał tam grać Ekwadorczyk Piero Hincapie, którego docelową pozycją jednak powinien być środek obrony.
Ponadto klub ściągał zarówno zawodników na dorobku, jak i doświadczonych graczy. W tym drugim przypadku mowa o Jonasie Hofmannie czy Granitcie Hxace. Zwłaszcza pozyskanie tego drugiego powinno dać nieco więcej agresji w drugiej linii, czego brakowało w elegancko grającym środku. Najdroższym transferem – póki co – został jednak Victor Boniface. Nigeryjczyk w ubiegłym sezonie strzelił 17 goli i zanotował 12 asyst w barwach belgijskiego Royal Union Saint-Gilloise. Warto dodać, że właśnie jedno z trafień przypadło na pojedynek z nowym pracodawcą w 1/4 finału Ligi Europy. Na BayArena 22-latek trafił do bramki rywala, a kilka miesięcy później jest już nowym graczem Bayeru. Warto dodać, że wobec kontuzji Schicka, to Nigeryjczyk został pierwszym wyborem na mecz Pucharu Niemiec otwierający sezon. Jednak musi się mieć na baczności, bowiem sam strzelił jednego gola, przy dwóch trafieniach czeskiego rezerwowego Adama Hlozka.
Union szykuje się na Ligę Mistrzów
Miała być potęga piłkarska i awans do Ligi Mistrzów w Berlinie i jest. Tyle że miało to się wydarzyć u lokalnego rywala. Hertha Berlin jednak po zainwestowaniu kilkuset milionów euro… opuściła szeregi Bundesligi. Union Berlin kilka lat temu do niej wszedł i powoli budował swoją pozycje. Europejskie puchary w Starej Leśniczówce niestety odbyć się nie mogły, ale nawet gra na Olympiastadion wielką szkodą nie są dla Unionu, który lada moment zadebiutuje w Lidze Mistrzów.
Najważniejszą letnią – póki co – wiadomością dla trenera Ursa Fischera jest brak strat w składzie. Zespół przetrwał półtorej miesiąca okienka transferowego bez ubytków, które mogłyby zatrząść w posadach zespołem. Co więcej, udało się pozyskać graczy dających szansę na wzmocnienie ekipy. Przede wszystkim mowa o Robinie Gosensie. Przygoda tego wahadłowego po odejściu z Atalanty do Interu nie poszła po jego myśli i teraz za 13 milionów euro trafia do stolicy Niemiec. Niedawny reprezentant kraju został tym samym najdroższym nabytkiem w historii klubu i pierwszym, który kosztował ponad “dychę”. Do tej pory najdroższym zakupem był Josip Juranović. Były gracz Legii Warszawa kosztował zimą około 8,5 milionów euro. Zresztą Union nie oszczędzał na transferach, bo kolejne 7,5 miliona poszła na wykup po wypożyczeniu Diogo Leite. Warto dodać, że skorzystali także na spadku lokalnego rywala wyciągając stamtąd Lucasa Tousarta oraz golkipera Alexandra Schwolowa. Ciekawym nabytkiem wydaje się być także Iworyjczyk David Datro Fofana. Napastnik zimą trafił do Chelsea z norweskiego Molde, ale 20-latek nie może jeszcze liczyć na regularną grę na Stamford Bridge, więc dostaje okazje ogrania się w lidze TOP5, a także na poziomie Ligi Mistrzów. Sytuacja win-win-win dla wszystkich trzech stron.
Co słychać u reszty?
W telegraficznym skrócie warto przelecieć przez pozostałe ekipy. Na uwagę zasługują transfery Hoffenheim. Ekipa z Sinsheim pozyskała Attile Szalaia z Fenerbahce, Mariusa Bulltera z Schalke, a więc jedną z nielicznych jasnych postaci spadkowicza. Ponadto wraca Florian Grillitsch oraz na wypożyczenie trafia sprawdzony w Bundeslidze Wout Weghorst. Minusy tez są, a największym odejście Christopha Baumgartnera do Lipska.
We Frankfurcie udało się jeszcze utrzymać Randala Kolo Muaniego. To spory sukces, ale każdy kolejny sezon na wysokim poziomie oraz zjazd formy Eintrachtu może oznaczać, że lada moment Francuza nie zobaczymy już na Deutsche Bank Park. Już wiadomo, że odeszło dwóch ważnych graczy, na których klub nic nie zarobił. Daichi Kamada wybrał ofertę Lazio, a Evan Ndicka… wybrał drugą stronę Wiecznego Miasta – Romę. W obu przypadkach to duże straty. Eintracht nie wydawał wielkich kwot, ale zainwestował w kolejne talenty. Mowa tutaj o Hugo Larssonie z Malmo oraz Willianie Pacho z Royal Antwerp. Na pomocnika ze Szwecji oraz ekwadorskiego stopera wydali łącznie niemal 20 milionów euro.
VfB Stuttgart obniżył dozwolony poziom promili dla kibiców na stadionie z 1,4 do 1,0. Zapowiadają ostre kontrole 🙂
Poniżej zestawienie. Z klubów BL, które wprowadziły limit, największy mają Eintracht, Bochum i Heidenheim – 1,6 promila. 11 klubów nie zdecydowało się na taki ruch pic.twitter.com/7D9H2Nsh54
— Maciej Iwanow (@Maciej_Iwanow) August 15, 2023
Na zakupy musiała pójść także Borussia Monchengladbach. Fatalny ostatni sezon sprawił, że trochę nowych graczy przyszło na Borussia Park. Najdroższy z nich był Tomas Cvancara – 22-letni napastnik Sparty Praga, który już zdążył strzelić dublet w Pucharze Niemiec. W ataku pomóc powinien także Franck Honorat ze Stade Brestois. Jest również dobrze znane nazwisko na niemieckim rynku, czyli Julian Weigl, który na dobre wraca po wojażach w Benfice. Straty? Bardzo duże. Marcus Thuram za darmo odszedł do Interu, podobnie jak Ramy Bensebaini wybrał Borussie Dortmund. Rywala ligowego – Bayer – wzmocnił Jonas Hoffman, a Jordan Beyer trafił do Burnley. W przypadku dwóch ostatnich zawodników klub chociaż zarobił 25 milionów euro. To jednak nadal mało… Warto dodać, że odeszła żywa legenda klubu – Lars Stindl. 34-latek wraca do Karlsruhe, gdzie rozpoczynał swoją karierę. W Gladbach spędził ostatnich osiem lat!
Straty ligowe
Bundesliga to nadal liga, z której odchodzą największe gwiazdy i trudno się dziwić. Pełne trybuny i świetna atmosfera piłkarska to jedno. Wiele klubów finansowo to nie jest półka najmocniejszych angielskich ekip i innych drużyn w pozostałych ligach TOP5. Zatem trochę graczy nasi zachodni sąsiedzi stracili na rzecz pozostałych lig, w tym oczywiście Arabii Saudyjskiej, która przebiera, jak w ulęgałkach na europejskim rynku. Tak wyglądały największe straty BL w letnim okienku:
1. Jude Bellingham (BVB) do Realu Madryt – 103 miliony euro
2. Josko Gvardiol (RB Lipsk) do Manchesteru City – 90 mln
3. Dominik Szoboszlai (RB Lipsk) do Liverpoolu – 70 mln
4. Christopher Nkunku (RB Lipsk) do Chelsea – 60 mln
5. Moussa Diaby (Bayer) do Aston Villi – 55 mln
6. Lucas Hernandez (Bayern) do PSG – 45 mln
7. Micky van de Ven (Wolfsburg) do Tottenhamu – 40 mln
8. Sadio Mane (Bayern) do Al-Nassr – 30 mln
9. Kevin Schade (Freiburg) do Brentford – 25 mln
10. Daichi Kamada (Eintracht) do Lazio – za darmo
Sytuacja Polaków
Swego czasu Bundesliga uchodziła za ziemię obiecaną dla polskich piłkarzy poza granicami kraju. Teraz jednak sytuacja mocno się zmieniła. Najłatwiej o minuty będzie Jakubowi Kamińskiemu, który powinien być podstawowym zawodnikiem Wolfsburga. Z drugiej strony musi się pilnować, bowiem nie zabraknie konkurencji w przednich formacjach, jak choćby Joakim Maehle czy Vaclav Cerny, ściągniętych z Atalanty i Twente łącznie za 20 milionów euro.
Wilki ponownie wypożyczyły drugiego z biało-czerwonych. Bartosz Białek trafił na wypożyczenie do belgijskiego Eupen, ale na grę poczeka przez kontuzje kolana… To jednak nie jedyne straty Polaków w Bundeslidze. Rafał Gikiewicz po kilku latach wybrał Turcje na kontynuowanie swojej przygody piłkarskiej. Były jeszcze dwa inne – planowe “odejścia”. Tymoteusz Puchacz został wypożyczony do drugoligowego Kaiserslautern, gdzie spotka Marcina Kamińskiego po spadku Schalke na drugi poziom rozgrywkowy.
Do Bundesligi zawitał w końcu Dawid Kownacki. Werder Brema, co prawda nie musiał za niego płacić, ale wiele sobie obiecują na północy Niemiec po byłym napastniku Fortuny Dusseldorf. Ubiegły sezon w końcu przebiegł bez kontuzji i innych zakłóceń, czego efektem było 14 goli oraz 9 asyst na drugim poziomie rozgrywkowym. Teraz trafia do miejsca, gdzie wcale tak lekko z graniem być nie musi. Absolutnym numerem jeden w ataku jest Niclas Fullkrug, który strzelił 16 goli, a dodatkowo niedawno zanotował debiut w pierwszej reprezentacji Niemiec i strzela tam już regularnie gole! Swoich liczb nie musi się też wstydzić Marvin Ducksch – 12 goli w ubiegłym sezonie. Obaj już trafiali do bramki przeciwnika w pierwszej rundzie Pucharu Niemiec. Tyle że bremeńczycy skompromitowali się przegrywając z trzecioligową Viktorią Koln!
Pozostaje jeszcze Robert Gumny, ale patrząc na liczby rozegrane w sparingach, a także końcówkę ubiegłego sezonu, wcale to nie musi być dla niego łatwy sezon na niemieckich boiskach. Warto jednak zauważyć, że rozpocznie tym samym czwarte rozgrywki w barwach Augsburga.
Hit na start
Już w pierwszej kolejce dojdzie do ciekawie zapowiadającego się spotkania pomiędzy Bayerem a RB Lipskiem. Jednak to nie to spotkanie zainauguruje rozgrywki. W piątkowy wieczór Werder Brema podejmie Bayern Monachium. Spośród ekip czołówki u siebie sezon rozpocznie Borussia Dortmund czy Union Berlin. Pierwsi zagrają z Kolnem, a drudzy z Mainz. Ciekawie wygląda także para Hoffenheim – Freiburg. Przypomnijmy, że wszystkie mecze Bundesligi można oglądać za pośrednictwem Unibet TV.