Skip to main content

Kryzys? Jaki kryzys? Mogą zapytać piłkarze Bayernu Monachium, którzy po 31 minutach prowadzili z Salzburgiem 4:0. Hat-trickiem jeszcze w pierwszej połowie popisał się Robert Lewandowski. W końcówce dorzucił dodatkowo asystę, a mecz zakończył się deklasacją – Bayern wygrał 7:1.

Kilka kiepskich meczów w wykonaniu Bayernu, mały dołek, Lewandowski bez trafienia w dwóch spotkaniach z rzędu, cudem uratowany remis w Salzburgu i poważnie zastanawialiśmy się nad tym, czy bezpomkromisowa drużyna 33-letniego Mattiasa Jaissle może zaskoczyć kiepsko spisującą się defensywę Bawarczyków. Odpowiedź brzmiała: tak, jest w stanie to zrobić i ugryźć Bayern, który dał sobie przecież wbić cztery gole przez VfL Bochum. Mistrz Niemiec szybko jednak uciął temat i zdemolował rywali. Lewandowski już po 23 minutach miał na koncie hat-tricka, w 31. minucie trafił Serge Gnabry i zapachniało nawet wynikiem dwucyfrowym, bo przecież Bayern zawsze idzie po więcej. Tym bardziej, że ten mecz był odpowiedzią na słowo "kryzys".

Robert Lewandowski pobił tu też jeden rekord. Został autorem najszybszego hat-tricka w Champions League, licząc od pierwszej minuty spotkania. Skompletował go po 23 minutach i minimalnie poprawił rekord Marco Simone, który pochodził z jesieni 1996 roku. Simone trzykrotnie pokonał bramkarza Rosenborga Trondheim do 24. minuty. Od pierwszego trafienia Polaka do drugiego minęło dokładnie 10 minut i 22 sekundy. Pod tym względem jednak przegrywa z dwoma zawodnikami – Mike Newell skompletował hat-tricka i to perfekcyjnego – lewą nogą, prawą i główką – w 1995 roku dla Blackburn i zrobił to w nieco ponad dziewięć minut. Najszybszy jest Bafetimbi Gomis z Lyonu, który potrzebował tylko ośmiu minut.

Bayern był w tym meczu zabójczo skuteczny. Na dziewięć celnych strzałów na bramkę Philippa Kohna do siatki wpadło aż siedem. Lewandowski mógł trafić już w pierwszej minucie, ale wówczas jeszcze dobrą interwencją popisał się Kohn. Później odbił tylko jeden strzał na osiem. To też nie tak, że Salzburg nie miał kompletnie żadnych akcji. Mecz rozpoczął się bardzo dynamicznie, bo chwilę po okazji Roberta Lewandowskiego nie trafił Capaldo. Po pierwszym trafionym karnym przez Lewego defensywa Bayernu pokazała, że nie jest monolitem. Machnął się Benjamin Pavard, ale Nicolas Seiwald strzelił idealnie na wysokości Manuela Neuera. Salzburg w 15 minut zmarnował dwie doskonałe okazje. 15 minut później było już pozamiatane, bo przegrywał 0:4.

Było jasne, że Salzburg losów dwumeczu nie odwróci. W 46. minucie na boisku pojawił się Kamil Piątkowski i miał okazję zmierzenia się z gwiazdami światowego formatu. W akcji na 5:0 to właśnie polskiego obrońcę wymanewrował Thomas Muller, który sprytnie się odwrócił i pokonał Kohna. Urodzony w 2003 roku Duńczyk Maurits Kjaergaard zdobył ładną bramkę po kontrze, trener Jaissle bił brawo, ale był to tylko gol pocieszenia dla Salzburga. Austriaków ostatecznie pogrążyli jeszcze Thomas Muller i Leroy Sane. Skończyło się wynikiem 7:1 i pewnym awansem Bawarczyków. Zresztą były to bardzo ładne akcje – ta na 6:1 przy wymianie kilku szybkich podań, a na 7:1 asystą piętą do Sane popisał się Lewandowski. Jeszcze raz – kryzys? Jaki kryzys?

Related Articles