Za chwilę może być koniec żartów z “Neverkusen”, bo Bayer ma już pięć punktów przewagi nad Bayernem w Bundeslidze. Bawarczycy kompletnie rozczarowali. To był majstersztyk w wykonaniu ekipy Xabiego Alonso, któa wygrała aż 3:0. Wciąż jest niepokonana w Bundeslidze.
Bayern Monachium zdobywa nieprzerwanie mistrzostwo od sezonu 2013/14. Wtedy w Realu Madryt grali jeszcze Angel di Maria i Asier Illarramendi, Manchester United musiał sobie radzić pierwszy raz od wielu lat bez sir Alexa Fergusona, a reprezentacja Polski zaczynała erę Adama Nawałki, który sprawdzał między innymi Michała Masłowskiego, obecnie piłkarza Gwardii Koszalin. I od tego czasu Bayern tak wygrywa, wygrywa, wygrywa… właściwie to wszystkim spowszedniało i w pewnym sensie ośmieszyło ligę niemiecką na arenie międzynarodowej, pokazując, że to rozgrywki jednego zespołu. W zeszłym sezonie Borussia Dortmund frajersko wypuściła mistrzostwo, remisując w ostatniej kolejce 2:2 z grającym już o nic FSV Mainz 05. Nawet słaby Bayern został mistrzem. Piłkarze świętowali tytuł, a dyrektor Hasan Salihamidzić kłócił się na boisku z prezydentem klubu Herbertem Hainerem. Wymowny obrazek.
Bayer Leverkusen prowadzony przez Xabiego Alonso podjął rękawicę, mimo że przecież Bayern jest dużo lepszy niż rok temu. Harry Kane strzela, jak na zawołanie i mówi się ciągle o możliwym pobiciu rekordu Roberta Lewandowskiego. Tym razem zniknął w wielkim meczu. Nie było go, w ogóle nie istniał. Ile oddał strzałów na bramkę Hradecky’ego? Otóż cały jeden, do tego niecelny. Jedynie Noussair Mazraoui w pierwszej połowie trafił w światło bramki. Ogólnie w statystyce celnych strzałów było 8-1. Mimo że “Bawarczycy” przegrywali już 0:1 w drugiej połowie, to nie byli w stanie kompletnie niczego zdziałać – 0,13 xG w pierwszej i 0,14 xG w drugiej połowie to obraz nędzy i rozpaczy. Bayern z przodu nie istniał.
Tomasz Urban z “viaplay” podał przed hitem ciekawą statystykę. Otóż Bayer jest trzecią najlepiej punktującą drużyną w historii po 20 kolejkach, a obecny Bayern Thomasa Tuchela w tej klasyfikacji zajmował szóstą lokatę. To był zatem pojedynek dwóch naprawdę poważnych ekip w historycznym kontekście. Zwycięsko z pojedynku wyszła ta, która jeszcze nigdy w historii nie sięgnęła po mistrzostwo kraju i zawsze potykała się na ostatniej prostej, otrzymując przydomek wiecznych “przegrywów”. Patrząc na obecne poczynania Alexa Grimaldo, Floriana Wirtza, Nathana Telli i spółki trudno przypuszczać, żeby mieli się potknąć na ostatnim kamieniu, a takie lanie sprawione Bayernowi jednoznacznie pokazuje, że trzeba ich traktować poważniej. Xabi Alonso pracuje na odklejenie starego, zardzewiałego już napisu “Neverkusen”.
Na takiego bohatera meczu nikt zdrowy by nie wpadł. Został nim Josip Stanisić, czyli chorwacki obrońca wypożyczony z… Bayernu Monachium. Do tego Xabi Alonso wystawił go wyjątkowo na prawym wahadle, podczas gdy normalnie pełni rolę prawego obrońcy w trójce stoperów. Od początku stycznia nie gra Odilon Kossounou, bo jest na Pucharze Narodów Afryki. A to podstawowy stoper obok Jonatana Taha i Edmonda Tapsoby. To jednak nieważne, bo Alonso kombinuje, wymyśla, zmienia, a i tak wychodzi na końcu na jego. Tak też właśnie było z przestawieniem pozycji Stanisicia.
Bayer od początku do końca był zespołem lepszym. Do przerwy prowadził właśnie po golu Chorwata, a kilka minut po przerwie na 2:0 podwyższył Alex Grimaldo. Ma niesamowite statystyki, jak na wahadłowego. To osiem goli i dziewięć asyst w Bundeslidze! Absolutnie kluczowy piłkarz. Na 3:0 w doliczonym czasie gry podwyższył Jeremie Frimpong, który trafił do pustej bramki, bo Manuel Neuer wyszedł przy rzucie rożnym w pole karne rywali. Bayer ma w tej chwili pięć punktów przewagi i nadal jest niepokonany. Bilans 17-4-0 przy bramkach 55:14 wygląda wręcz kosmicznie. Z Harry’ego Kane’a już jest szyderka, że możesz wyjść z Tottenhamu, ale Tottenham z ciebie nie wyjdzie. Do tego dostał jeszcze do pomocy Erica Diera.