FC Barcelona grała od początku bardzo ryzykownie – wysoko ustawioną obroną. Omal nie skończyło się to dla niej fatalnie. Decydowały bowiem centymetry przy golu Kyliana Mbappe czy też nieskuteczność Viniciusa. W drugiej połowie jednak Barcelona zagrała koncertowo, deklasując przeciwników. Wpakowała aż cztery gole.
12 spalonych. Na tyle dali się złapać zawodnicy Realu Madryt. Bardzo wstydliwy wynik. Tak jakby nie wiedzieli czym jest ten przepis. Sam Kylian Mbappe miał aż osiem i często nie trzymał linii. Każda groźna akcja w pierwszej połowie po ofsajdzie. Niegdyś w Arsenalu był taki trener, który nazywał się George Graham. Jego obrona słynęła z niesamowitej dyscypliny oraz umiejętności łapania na spalone. Wszystko przez to, że obrońcy ćwiczyli zastawianie pułapek… przywiązani do siebie. Defensywa Barcy wyglądała jakby też ćwiczyła ten element przez tydzień. Hansi Flick nie patrzy czy gra przeciwko Getafe, Valencii albo niesamowicie szybkim Mbappe i Vinim. Będzie grał swoje i tyle. W tym przypadku wyszło na jego, choć przy bramce Francuza decydowały centymetry i to VAR anulował trafienie.
Może i było groźnie po tych przeszywających podaniach i z łapaniem na pułapki ofsajdowe, ale fakty są takie, że Real Madryt w pierwszych 45 minutach oddał tylko… jeden strzał. Niby miał bardzo dużo miejsca, sporo pojedynków wygrywał Eduardo Camavinga i Real wykonał pięć kornerów, ale nic z tego nie wynikało. Jedyną akcję zrobił Vinicius, który wyprzedził Julesa Kounde, zszedł do środka i próbował uderzać po bliższym rogu, lecz nie trafił w bramkę. Jeśli już ktoś z “Królewskich” nie był na spalonym i trafił pomiędzy słupki, to zwykle w Inakiego Penę. Golkiper początkowo grał trochę “elektrycznie” i koślawo kopał, ale był odważny, wychodził daleko i na wielkie wyróżnienie zasługuje sytuacja z drugiej połowy, gdy powstrzymał Mbappe pędzącego już sam na sam. Wybiegł do prostopadłej piłki i ją wybił. To był bardzo dobry mecz Hiszpana. Szczęsny prędko się z ławki rezerwowych nie podniesie.
To druga połowa była deklasacją Realu. Barcelonie wychodziło niemal wszystko. Dlaczego niemal? Bo jeśli wyszłoby jej wszystko, to Lewandowski skończyłby z czterema bramkami, a zdobył “tylko” dwie. W pierwszej połowie mógł mieć także… asystę z piętki i to posłał tak prostopadłe podanie! Lamine Yamal jednak w akcji sam na sam strzelił tak mocno jak… pięcioletnie dziecko. Nie wiadomo co on chciał zrobić. Lewandowski za to miał cztery świetne okazje i paradoks jest taki, że w tej najprostszej akurat nie trafił. Mógł mieć na koncie rewelacyjny występ, a tak ma bardzo dobry. Najpierw dostał świetne prostopadłe podanie od Casado, wyszedł sam na sam i uderzył technicznie z 17 metrów po ziemi. Dwie minuty później miał na koncie dublet. Tym razem fatalnie kryli go Militao i Rudiger. Napastnik wykorzystał, że nikogo obok nie ma, Balde dograł idealną wrzutkę i nikt Lewandowskiemu nie przeszkadzał, bo nikogo w pobliżu nie było. Krycie “na radar”.
Kiedyś Lewandowski strzelał pięć goli Wolfsburgowi w dziewięć minut, a tutaj powinien mieć hat-tricka w 12 minut, lecz nie trafił do pustej bramki i okradł Raphinhę z asysty. Coś takiego po prostu trzeba strzelić. Nie było w bramce Łunina, a Polak strzelał z siedmiu metrów i fatalnie spudłował. Piłka wylądowała na słupku… Pewnie byłby bardziej krytykowany, ale dzięki dwóm wcześniejszym trafieniom można machnąć na to ręką. Szkoda tylko tego, że nie zabierze piłki po El Clasico do domu. Smakowałoby to wyjątkowo. Dosłownie dwie minuty później zmarnował kolejną świetną szansę, kiedy piłkę wyłożył mu Lamine Yamal. Tym razem z pięciu metrów przeniósł piłkę nad bramką. Była to jednak trochę trudniejsza pozycja, niemniej i tak doskonała. Obie szanse, powiemy, że “setki”, Lewandowski zaprzepaścił.
Real się otworzył, próbując ratować wynik, a to była woda na młyn dla taktyki Hansiego Flicka, który przecież nie odpuszcza nawet przy wysokim wyniku. Dla Yamala czy Raphinhii gra na taką konterkę weszła jak złoto. Kiedy Carlo Ancelotti zdjął z boiska Camavingę wspomagającego Mendy’ego przy kryciu Yamala, to dosłownie kilka sekund później…. Mendy nie upilnował młodego zawodnika Barcy, a ten stał się najmłodszym strzelcem El Clasico w historii, mając 17 lat i 105 dni. Poprawił wynik Alfonso Navarro (notabene grał w obu klubach), który w… 1947 roku miał 17 lat i 356 dni. Dzieła zniszczenia dopełnił jeszcze Raphinha, który skończył ten mecz z golem i asystą. To on wcześniej podał do Yamala. Skrzydłowi doskonale wykorzystali miejsce, które zrobiło się po otworzeniu się Realu. Brazylijczyk skończył to wszystko ośmieszającym lobem. Trzeba powiedzieć, że Andrij Łunin wypadł słabo jako zastępca Thibauta Courtois. W niczym “Królewskim” nie pomógł.
Real Madryt ośmieszył Barcelonę – jeszcze pod wodzą Xaviego – na początku 2024 roku w finale Superpucharu Hiszpanii. Po hat-tricku Viniciusa i trafieniach Rodrygo oraz Lewandowskiego było 4:0. Na ostatnie dziewięć ligowych El Clasico, to Real był górą aż w siedmiu. Maszyna Flicka jednak pokazała, że jest w stanie zmielić nawet Bayern Monachium czy Real Madryt i wpakować obu wielkim rywalom po cztery sztuki. Jest się czego i kogo obawiać w Europie. To wielki czas i wielki moment “Dumy Katalonii”. Zdarzało jej się wygrywać dokładnie 4:0 na Bernabeu. Ostatnio tyle wygrał sensacyjnie Xavi, kiedy nikt się tego nie spodziewał. Wtedy wydawało się, że buduje się coś naprawdę ciekawego i fajnego. Mylnie. Jeszcze wcześniej – w 2015 roku – dubletem popisał się Luis Suarez, a w Barcelonie grali jeszcze Andres Iniesta, Javier Mascherano czy Ivan Rakitić. Teraz także Flick ma swoje 4:0 i to w pierwszym oficjalnym El Clasico.