Skip to main content

Jeszcze przed rozegraniem ostatniej rundy kwalifikacji europejskich pucharów mieliśmy jedno gwarantowane miejsce dla Jagiellonii Białystok. Po pierwszych meczach czwartej rundy Polska jest blisko dwóch miejsc w Lidze Konferencji. Ten stan rzeczy trzeba potwierdzić w czwartek, a dodatkowo zrobić wszystko, by wrócić z wyjazdów z Beneluksu z twarzą, którą nieco straciły nasze kluby w domowych potyczkach.

20:00 Ajax Amsterdam – Jagiellonia Białystok (4:1 po pierwszym meczu)
Może i Ajax jest w dużym kryzysie, ale jednak jakości indywidualnej oraz drużynowej nie można było mu odmówić na stadionie mistrza Polski. Jagiellonia zaczęła pierwszy mecz kapitalnie, od szybkiego gola. Niestety jeszcze szybciej straciła wyrównującą bramkę. Później z każdą minutą było coraz trudniej dla ekipy Adriana Siemieńca. Jaga płaci bardzo wysokie frycowe za coś, czego nie doświadczyła – gra na dwóch frontach. Bolesne są dwie serie. Pierwsza to liczba porażek z rzędu, gdyż tych zebrało się już pięć! Można wybaczyć porażki z Bodo/Glimt czy Ajaxem, ale przy okazji przegrali przecież z Cracovią u siebie, a także z GKS-em Katowice w ostatni weekend. Coraz głośniej w mediach pod wątpliwość poddaje się styl gry zespołu Siemieńca. Mowa o rozgrywaniu spod własnej bramki, co często naraża zespół na stratę piłki w okolicach pola karnego i kończy się kolejnymi bramkami dla rywali. Z jednej strony duży plus dla szkoleniowca, że chce rozwijać piłkarzy i zespół, a z drugiej liczba traconych goli jest zabójczo wysoka. W ostatnich pięciu meczach Jaga przyjęła 16 goli! Średnia ponad trzech na mecz to zdecydowanie zbyt wysoki wynik, jak na mistrza Polski. Dodatkowo białostocki zespół w ostatni weekend miał też wyraźne kłopoty… biegowe. Tak przynajmniej wynikało ze statystyk przedstawionych przez Canal+Sport.

Jagiellonia jako jedyna podchodzi do rewanżu z poczuciem posiadania pewnego miejsca w fazie ligowej. Tyle że na 99% będzie to tylko i aż Liga Konferencji. Szansę na odrobienie tak dużych strat poniesionych u siebie raczej jest bliska zeru. Teraz jednak trzeba pojechać do Amsterdamu i tam stawić czoła wielkiemu klubowi. Oby bez jakiegoś blamażu, bo to raczej nie ułatwi poprawie atmosfery w zespole. Ta może być najlepsza, dzięki dobrej pracy na treningach, ale liczba kolejnych porażek z pewnością nie pomaga. Zwłaszcza, że atmosfera medialna dookoła zawsze w takiej sytuacji się zagęszcza. Jaga może wyczekiwać na przerwę reprezentacyjną, w której będzie pierwsza okazja na odpoczynek po intensywnym starcie sezonu. Co ciekawe wg mediów do drużyny miał dołączyć… Bartłomiej Wdowik. Lewy obrońca po świetnym sezonie trafił do portugalskiej Bragi, ale tam zdecydowanie przepadł. Nowy pracodawca chętnie wypożyczy Wdowika do byłego klubu, a tymczasem pozyskał na jego miejsce Yuriego Ribeiro, którego bez żalu niedawno pożegnała Legia Warszawa. Jednocześnie według słów Jakuba Seweryna ze Sport.pl sam Wdowik miał się ostatecznie rozmyślić z powrotu na Podlasie przez negatywne komentarze w internecie.

20:00 Cercle Brugge – Wisła Kraków (6:1)
Kompromitacja. Tak trzeba nazwać wynik Wisły Kraków z Cercle Brugge w pierwszym meczu. Nikt nie oczekiwał od Białej Gwiazdy awansu w starciu z czwartą drużyną ubiegłego sezonu Jupiler League, ale… nikt też nie spodziewał się takiego tęgiego lania od teoretycznie słabszej drużyny z Brugii. W ten sposób w jednym miesiącu podopieczni Kazimierza Moskala dwukrotnie przyjęli od przeciwnika 1:6. Za pierwszym razem w Wiedniu, w rewanżowym meczu z Rapidem. Tam jednak różnica polegała na tym, że chodziło o spotkanie wyjazdowe, a poza tym w pierwszej potyczce krakowska ekipa była naprawdę bliska przynajmniej remisu. Teraz wszystkie wątpliwości zostały tak naprawdę rozwiane. Jedyne, o co może zagrać Wisła to sprawienie niespodzianki w drugiej potyczce i próba chociażby zremisowania. To dałoby dodatkowe punkty do rankingu krajowego, w którego budowę są zaangażowane wszystkie polskie kluby biorące udział w eliminacjach. Wiślacy do tego rankingu dorzucili już trzy zwycięstwa, co trzeba powiedzieć, że było wynikiem nieoczekiwanym. Celem miało być ogranie kosowskiego Llapi, a wszystko, co się uda zdobyć ponad, to będzie miłym dodatkiem. Tak się też wydarzyło. Tyle że nadal bolesna musiała być porażka 1:6. Z drugiej strony były prezes Wisły, a dzisiaj dyrektor sportowy Bruk-Bet Termaliki Nieciecza pokazał na czym polega różnica pomiędzy średniakami europejskiej piłki a naszymi klubami. Takiego sztabu analityków nie ma żaden polski klub!

Biała Gwiazda zakończy swój udział w pucharach, a potem czeka ich bardzo trudna jesień. Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu przełożono ich mecz ligowy z Górnikiem Łęczna, a teraz podobnie miała się sprawa z poniedziałkową potyczką z Miedzią Legnica. Gdy dodamy do tego nierozegrane spotkanie z ŁKS-em oraz wiszący w próżni Superpuchar Polski to wychodzi, że dużo odrabiania zaległości będzie przed drużyną z Reymonta.

20:00 Drita – Legia Warszawa (0:2)
Drużyna Goncalo Feio jako jedyna polska ekipa była w dobrych humorach po pierwszym meczu IV rundy eliminacji. Tyle że klasa ich przeciwnika nijak się miała do rywali Jagi oraz Wisły. Drita z Kosowa to przeciwnik raczej pasujący do pierwszej czy drugiej fazy kwalifikacji, aniżeli decydującej batalii. Można powiedzieć, że Legia Warszawa dostała nagrodę za pokonanie zdecydowanie mocniejszego Brondby. Jednocześnie trzeba przyznać, że legioniści jako jedyny uczestnik europejskich pucharów z naszej kraju, nie zdecydował się na przełożenie meczu ligowego. Zbyt długo zastanawiali się w kontekście potyczki ze Śląskiem Wrocław, który skończył się remisem na Dolnym Śląsku. Co ciekawe Feio chciał to uczynić z meczem po eliminacjach. W najbliższą niedzielę do Warszawy przyjedzie Motor Lublin tuż przed przerwą na reprezentacje. Tyle że będzie już po kwalifikacjach do Ligi Konferencji, zatem zgodnie z przepisami ten mecz musi odbyć się zgodnie z planem. Dopiero po nim zawodnicy niepowołani do reprezentacji, dostaną trochę wolnego.

Tak będzie już teraz prawdopodobnie z Kacprem Tobiaszem oraz Arturem Jędrzejczykiem. Dwóch legionistów zderzyło się ze sobą podczas niedzielnego meczu we Wrocławiu. Zderzenie było bardzo poważne, bowiem obaj wylądowali w szpitalu. “Jędza” zalany krwią na chwilę stracił przytomność, a Tobiasz także wyglądał bardziej na boksera po nokaucie, niż bramkarza. Ich miejsce zajęli zmiennicy – Gabriel Kobylak oraz Radovan Pankov. Prawdopodobnie pierwszego z nich możemy spodziewać się podczas rewanżowego meczu w Kosowie. W przypadku defensywy Goncalo Feio ma znacznie większy wybór. Portugalczyk zapewne chciałby dokonać kilku roszad w składzie i dać odpocząć podstawowym zawodnikom. Tyle że dwubramkowa zaliczka z pierwszego meczu to trochę za mało, by w ten sposób podejść do kluczowego spotkania w kontekście jesieni dla Legii. Niemniej jednak brak wygranej już byłby wpadką, zaś brak awansu kompromitacją. Oby do tego nie doszło…

Related Articles