Skip to main content

Gdybyśmy zapomnieli o meczach grupowych w Lidze Europy z takimi tuzami, jak Rapid Wiedeń czy Dundalk i patrzyli tylko na krajowe podwórko, to Arsenal wygrał tylko jedno spotkanie na 10. Pokonali niespodziewanie Manchester United na Old Trafford i to by było na tyle.

Najświeższa sprawa to 1:4 na własnym stadionie w ćwierćfinale Pucharu Ligi z Manchesterem City. "Kanonierzy" przegrywali już od 3. minuty. Mustafi krył na radar, a Runarsson przyspawany w bramce w ogóle nie zareagował na wrzutkę na jakis trzeci metr i Jesus wpakował piłkę do siatki. "Obywatele" rządzili na boisku, ale Arsenal jakimś cudem niespodziewanie odpowiedział golem Lacazette'a. To wlało trochę wiary w ich serca, bo zaczęli grać ambitniej. Później jeszcze Runarsson świetnie obronił strzał Jesusa, ale w drugiej połowie to on katastrofalnie przepuścił prosty strzał Mahreza z rzutu wolnego. Gola ze spalonego dorzucił Foden (halo i jak tam przeciwnicy VAR-u?), a na 4:1 podwyższył Laporte. Arsenal na deskach.

A wystarczy się cofnąć do poprzedniego sezonu i przypomnieć, jak Arteta w 1/2 FA Cup wypunktował swojego mistrza Guardiolę, ustawiając cały zespół szeroko, a głównie Aubameyanga blisko bocznej linii do kontr. I właśnie w taki sposób strzelili gola na 2:0. Dwoił się i troił David Luiz, który zagrał chyba najlepszy mecz w koszulce Arsenalu, ponad 10 razy wybijał piłkę, blokował strzały, miał kilka odbiorów. Obrońcy "Kanonierów" zbijali sobie piątki po świetnych interwencjach i czuć było ducha drużyny. Arsenal pokonał wtedy City 2:0 po dwóch golach Gabończyka, później uporał się z Chelsea, zdobył Puchar Anglii i wszystko zmierzało w świetnym kierunku. Arteta był chwalony. Kilka miesięcy później z tym samym Guardiolą przegrywa 1:4 i powinien się cieszyć, że rywale grali tylko na trzecim biegu.

Patrzymy w tabelę Premier League, szukamy Arsenalu, jedziemy w dół… dalej w dół… jeszcze trochę… i są, na 15. miejscu. Cztery punkty nad strefą spadkową, z tylko jednym punktem w pięciu ostatnich meczach. Dawno nie było tak tragicznie. Bilans 4-2-8 i tylko trzy zespoły mają mniej strzelonych goli. Na Emirates przyjeżdża Aston Villa, Wolverhampton czy Burnley i wszyscy wywożą sobie po trzy punkty. A Mikel Arteta nie potrafi pobudzić zespołu. Kompletnie nie umie sobie poradzić w sprawach personalnych. Popada w konflikty z coraz większą liczbą graczy, a jego żołnierze zaczynają go zawodzić.

Alex Runarsson musiał zawiesić konto na Twitterze, bo po dwóch błędach z City nie mógł czytać wyzwisk w swoim kierunku. Odstawiony Matteo Guendouzi po golu dla Herthy rozkłada ręce w kierunku Artety, wbija też szpileczki na Instagramie. Nagle odsunięty i sprzedany został też Torreira, który przecież był za czasów Emery'ego jednym z niewielu pozytywów. On i Guendouzi mieli spiskować przeciwko trenerowi. Z szatni czy treningów wyciekają brudy. Miesiąc temu David Luiz pobił się z Ceballosem, trener miał stanąć po stronie Hiszpana. Od tej pory Arteta z Luizem nie rozmawia, panowie nawet na siebie nie patrzą. Granit Xhaka dusił przeciwnika, Pepe innego uderzył z dyńki – obaj dostali po czerwonej kartce. Arteta publicznie skrytykował po tym Pepe, co także nie spodobało się zawodnikom, którzy uważali, że powinien stanąć murem za piłkarzem. Taki Xhaka otrzymał od Artety nowe życie po tym, jak rok temu został zmieniony przez Emery'ego, zdjął koszulkę, rzucił opaską kapitańką i kazał fanom "spierdalać".

Arteta jest krytykowany, że taki zawodnik po tylu "przypałach" w ogóle dalej tu gra. A w klubie cały czas jest jeszcze Mesut Ozil i Sokratis… oni także mają silne charaktery. Aubameyang po przedłużeniu kontraktu zapomniał o strzelaniu goli, a ostatnio nawet walnął samobója. Willian, który miał być lekarstwem na kreatywność oddał w Premier League… jeden celny strzał na bramkę. Żeby dopełnić absurd tej statystyki, to w Chelsea Zouma ma cztery gole, a Thiago Silva dwa. Arteta całkowicie zapomniał o istnieniu Saliby, który kibicuje Arsenalowi od dziecka, dlatego tu dołączył. Do składu Ligi Europy wolał wybrać kontuzjowanych Pablo Mariego i Caluma Chambersa. Tutaj po prostu nic się nie klei. Można odnieść wrażenie, że piłkarze w meczach sabotują.

Mikel Arteta jest jak pies z tego mema, który siedzi przy herbatce w kapeluszu w płonącym mieszkaniu i mówi, że wszystko jest w porządku.

 

Related Articles