Dopiero po raz drugi odkąd wprowadzono baraże o awans do Ekstraklasy, w finale zagrają dwa najwyżej sklasyfikowane zespoły biorące w nich udział. W sezonie 2019/2020 Warta grała o awans z Radomiakiem, wygrywając ostatecznie 2:0. Potem na kilka lat albo trzecia, albo czwarta drużyna – a czasem razem – odpadała w domowym meczu półfinałowym. Teraz Arka Gdynia i Motor Lublin solidarnie wygrały swoje spotkania po 4:2. Różnica jednak była taka, że gdynianie zrobili to w 90 minut, a wynik to Motoru to… seria rzutów karnych, po uprzednim 0:0 przez 120 minut!
Warto prześledzić kto zgarniał awans po barażach w ostatnich latach i jaką zajmował wcześniej pozycje po fazie zasadniczej:
2019/2020: Warta Poznań (3)
2020/2021: Górnik Łęczna (6)
2021/2022: Korona Kielce (4)
2022/2023: Puszcza Niepołomice (5)
Krótko mówiąc nie ma żadnej zależności, bowiem w czterech dotychczasowych finałach, było czterech różnych zwycięzców pod kątem wcześniejszych pozycji. W pierwszym przypadku Warta ograła czwartego Radomiaka, ale już rok później dwie najniżej sklasyfikowane drużyny dostały się do finału. Górnik pokonał wtedy ŁKS na ich stadionie. Co ciekawe dwanaście miesięcy później w finale także była ekipa z szóstego miejsca. Tyle że wtedy Chrobry Głogów przegrał z czwartą Koroną. Rok temu oba domowe mecze w barażach mogła zagrać Bruk-Bet Termalica Nieciecza, ale ten decydujący przegrała z Puszczą Niepołomice. Drużyna Tomasza Tułacza wygrała zresztą dwa wyjazdy, bowiem wcześniej jako piąta ekipa pokonała Wisłę Kraków na Reymonta 4:1!
Różna dominacja
Arka Gdynia i Motor Lublin awans wywalczyli w różnych okolicznościach. W obu przypadkach trzeba jednak powiedzieć o dominacji na boisku. Arka zaczęła źle, bowiem to goście jako pierwsi trafili do ich bramki. Jiri Piroch po raz pierwszy wykorzystał dobrze rozegrany stały fragment gry. Zresztą to była największa obawa dla gdynian. Słusznie, bowiem Odra strzeliła oba gole po dośrodkowaniach ze stojącej piłki. Arka jednak pokazała klasę i jakość piłkarską. Jeszcze przed przerwą gole strzelali Michał Borecki oraz Karol Czubak. Po godzinie było już 3:1 po samobóju Jakuba Szreka, a rywala dobił Olaf Kobacki biegnący do pustej bramki przez kilkadziesiąt metrów.
Arkowcy wiedzieli, że jeśli wygrają, zagrają finał w domu. Motor Lublin musiał jednak trochę czekać na miejsce rozegrania finału. Żółto-biało-niebiescy wygrali derby Lubelszczyzny, ale musieli rozegrać 120 minut i poczekać kolejnych kilkanaście przy okazji konkursu rzutów karnych. Największą przeszkodą dla Motoru w meczu był Maciej Gostomski oraz obramowanie jego bramki. Samuel Mraz dwukrotnie trafił w słupek, a w pozostałych przypadkach gnębił go golkiper zielono-czarnych. Górnicy doczłapali do rzutów karnych, ale tam Motor zagrał niczym dwanaście miesięcy temu w Olsztynie, gdy wygrywał finał baraży. Wtedy skończyło się na 4:1, a tutaj na 4:2. Decydującą “jedenastkę” obronił Kacper Rosa. Co ciekawe jego vis a vis czterokrotnie rzucał się swoje prawo, a rywale czterokrotnie wybierali drugą stronę.
Doświadczeni w barażach
Dla jednych i drugich to będzie trzeci udział w barażach w ostatnich latach. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że zarówno w 2021, jak i 2022 roku kończyli udział na… domowym meczu. Najpierw jako czwarta drużyna przegrali z ŁKS-em 0:1. Tamten wynik można było uznać za niespodziankę, ale już rok później 0:2 z Chrobrym było po prostu sensacją. Kilku podstawowych zawodników pamięta tamte wydarzenia i jest dzisiaj w klubie. Mowa o istotnych nazwiskach: Michał Marcjanik, Sebastian Milewski, Martin Dobrotka, Olaf Kobacki czy Hubert Adamczyk.
Motorowcy zagrają trzeci rok z rzędu dwa mecze barażowe. Krótko mówiąc mają doświadczenie, jakiego nie ma żadna drużyna w Polsce. W 2022 roku pokonali Wigry Suwałki 4:0 i w takim samym rezultacie przegrali w finale z Ruchem Chorzów. Dwanaście miesięcy temu ograli po dogrywce Kotwicę Kołobrzeg 2:1, by w finale w Olsztynie zremisować 1:1 po 120 minutach i dobić rywala 4:1 w karnych. Teraz pierwszy krok już wykonany. Po raz trzeci z rzędu finał zagrają na wyjeździe. Pytanie tylko czy wrócą wspomnienia z Chorzowa, czy Olsztyna.
Motor może, Arka musi
Nikt nie ma wątpliwości, że tak właśnie wygląda sytuacja przed finałem. Arka przecież miała dwie szansę na przypieczętowanie awansu do Ekstraklasy. Ta najlepsza była w Gdańsku, gdy podczas derbów wystarczyło zremisować. Tymczasem gra w przewadze przez godzinę oraz zmarnowanie kilku sytuacji na nic się zdały, wobec bramki Camilo Meny dla Lechii. Tydzień później było (chyba) jeszcze bardziej boleśnie. Do Gdyni przyjechał GKS Katowice, który wyszarpał awans w ostatniej kolejce, w meczu bezpośrednim. Wydawało się, że Arka padnie mentalnie. W końcu dostała dwa gigantyczne ciosy. Tym większy podziw powinna budzić czwartkowa wygrana 4:2 nad Odrą. Oczywiście byli faworytem, ale podnieśli się. Teraz presja może znowu zacząć ciążyć.
Motor nadal z genem niezniszczalności. Coś, co zaczęło się jeszcze za kadencji Goncalo Feio, teraz nadal jest kontynuowane. Lublinianie od dwóch lat tyle razy balansowali na granicy przepaści, ale za każdym razem potrafili przechylić szalę na swoją stronę. Tak było w Warszawie, gdy ważyły się losy baraży, tak było później w Kołobrzegu czy Olsztynie. W tym sezonie też kilkukrotnie w końcówkach wygrywali, ale w życiu bilans wychodzi na zero, więc i czasem sami byli karceni w doliczonym czasie gry lub jego okolicach. W półfinale ponownie jednak pokazali, czym jest gra do końca i wygrana w dramatycznych okolicznościach.
***
W sezonie zasadniczym lepszy bilans bezpośredni zanotowała Arka. Pierwszy mecz 29 września padł ich łupem 2:0 na pustym i cichym stadionie w Gdyni. Wówczas kibice byli w środku protestu, co oznaczało brak ludzi na trybunach, a także w sektorze gości, do którego nie jeździła żadna z ekip wyjazdowych. Wtedy gole dla gdynian strzelali Karol Czubak i Michał Marcjanik(z rzutu karnego).
Wiosną w Lublinie oglądaliśmy przednie widowisko piłkarskie zakończone remisem 2:2. Dla gospodarzy trafiali wówczas Bartosz Wolski i Piotr Ceglarz(rzut karny), a dla gości Karol Czubak i Hubert Adamczyk pięknym strzałem z dystansu.
***
Warto dodać, że sędzią tego meczu będzie Szymon Marciniak, co oznacza, że PZPN wytacza najmocniejszych ludzi ze swoich szeregów, by wszystko przebiegło w jak najlepszym porządku.
***
Początek niedzielnego meczu o godzinie 18:00.