Gdy Jurgen Klopp ogłosił, że po sezonie 23/24 odchodzi z Liverpoolu, uruchomiona została lawina spekulacji na temat jego następcy. Dominował jeden kandydat – Xabi Alonso, który był w trakcie wyśmienitej kampanii ze swoim Bayerem Leverkusen. Alonso postanowił jednak zostać na BayArena, a Liverpool postawił na Arne Slota. Dziś na Anfield Road nikt raczej nie żałuje tego wyboru – Slot prowadzi The Reds od zwycięstwa do zwycięstwa, a czar „Aptekarzy” jakby pryskał…
Oczywiście będzie sporym nadużyciem stwierdzenie, że Bayer gra słabo i za chwilę Alonso straci pracę. Nic z tych rzeczy – po prostu nie jest to już maszyna do wygrywania, którą zachwycała się cała piłkarska Europa. W Bundeslidze Bayer zajmuje dopiero 4. miejsce z bilansem 4-4-1. Zdecydowanie za dużo remisów powoduje, że na tak wczesnym etapie mistrzowie kraju mają 7 punktów straty do prowadzącego Bayernu, a to wszystko mimo remisu w bezpośrednim starciu. Na pięć ostatnich meczów w lidze „Aptekarze” zremisowali cztery. W Champions League jest trochę lepiej – 7 punktów po trzech spotkaniach. Po pokonaniu Feyenoordu i Milanu do zera, przyszedł remis z Brest, który popsuł bilans Bayeru. Jest więc stanowczo za wcześnie, by mówić o kryzysie, ale widać wyraźnie, że ten sezon nie będzie taką sielanką dla zespołu Alonso, jaką był poprzedni.
Liverpool stawiając na Slota trochę ryzykował. To szkoleniowiec, który dopiero co zaczął wyrabiać swoje nazwisko. W dodatku jako piłkarz nie wybił się poza średnie ligowe granie na poziomie Eredivisie. Dobra robota w Feyenoordzie okazała się jednak przepustką na Anfield Road, a tutaj Slot wchodzi z drzwiami i futryną. Jego ekipa po 10 kolejkach jest liderem Premier League, mając świetny bilans 8-1-1. W Champions League The Reds radzą sobie równie dobrze – trzy mecze, trzy zwycięstwa i pozycja wicelidera, za plecami Aston Villi. Nikt nie płacze po Kloppie, nikt nie rozdziera szat nad Alonso. Slot wydaje się być wyborem skrojonym na miarę, zwłaszcza że poza wynikami zgadza się również styl. Liverpool gra inaczej niż za Kloppa, ale wciąż bardzo skutecznie i ładnie dla oka.
Co wyjdzie dziś wieczorem z konfrontacji tych dwóch szalenie mocnych ekip? Na pewno mistrzowie Niemiec nie jadą do miasta Beatlesów bez szans na punkt czy nawet punkty. „Aptekarze” już nie raz pokazywali, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych, a czysto teoretycznie po letnich transferach powinni być nawet mocniejsi personalnie niż w poprzedniej kampanii. Na pewno zapowiada się bardzo atrakcyjny mecz dla kibiców.
Po obu stronach są nieobecności. W ekipie z Anfield zabraknie kontuzjowanych Alissona Beckera, Federico Chiesy, Diogo Joty i Harvey’a Elliotta. Z kolei Xabi Alonso nie będzie mógł skorzystać z usług Amine Adliego oraz francuskiej kolonii w osobach Jeanuela Belociana, Martina Terriera i Nordiego Mukiele.
Dla trenera Bayeru to mecz szczególny, ale nie dlatego, że latem był przymierzany do pracy na Anfield, ale dlatego, że przecież spędził na tym stadionie pięć lat swojej piłkarskiej kariery, będąc ważnym ogniwem ówczesnego Liverpoolu i sięgając z nim po Champions League. W pamiętnym finale z Milanem, który okazał się popisem Jerzego Dudka, to właśnie Hiszpan strzelił gola na 3:3. – Ten mecz wiele dla mnie znaczy. To będzie wielki mecz. Grając w Lidze Mistrzów na Anfield, trudno jest doświadczyć czegoś lepszego. Atmosfera jest wspaniała. Liverpool jest obecnie jedną z najlepszych drużyn w Europie. To ogromne wyzwanie, ale dla nas piękne wyzwanie – mówił na przedmeczowej konferencji prasowej Alonso.
Pierwszy gwizdek sędziego Danny’ego Makkelie dziś o 21:00.