Skip to main content

Główny faworyt do złota nie gra już w Pucharze Narodów Afryki. Algierczycy zakończyli turniej na fazie grupowej, choć wcześniej byli niepokonani przez 35 spotkań od 16 października 2018 roku. Na turnieju w Kamerunie przegrali dwukrotnie.

Mecz Algierii z Sierra Leona był jednym z tych, które zostaną zapamiętane jako obrazek tego turnieju. Wszystko za sprawą 22-letniego Mohameda Nbalie Kamery, który po pierwsze – został bohaterem narodowym, grając niezwykle odważnie na przedpolu i ratując Sierra Leona przed porażką, a po drugie przez to, że ma pseudonim… "Fabiański". Statystyki podają, że obronił siedem strzałów. Sierra Leone zremisowała z Algierią 0:0, a nieznany golkiper, występujący na co dzień w rodzimej lidze, otrzymał statuetkę dla najlepszego zawodnika meczu. Po tym wszystkim rozpłakał się przed kamerami. Wtedy wydawało się, że to tylko mała wpadka. Algieria grała dobrze, miała na koncie punkt i jeszcze dwa mecze – z Gwineą Równikową i Wybrzeżem Kości Słoniowej.

Później przyszła jeszcze większa sensacja – porażka z Gwineą Równikową 0:1. I to nie taka, w której Riyad Mahrez próbuje uderzać po 10 razy, faworyci otłukują obramowanie bramki, a Gwinea oddaje jeden strzał po udanej kontrze. Był groźny strzał z rzutu wolnego Pablo Ganeta z Murcii, czy uderzenie z dystansu Ibana Salvadora, po którym piłka minimalnie minęła słupek. To był typowy mecz fazy grupowej tego dosyć nudnego turnieju. Algierczycy mieli piłkę przez 70%, ale nic z tego nie wynikało, a najgroźniejsze akcje to w większości stałe fragmenty gry. Tak zresztą padł jedyny gol. Wrzutka z rożnego, jakaś przebitka i zamknięcie akcji przez Estebana Obianga, który gra na co dzień dla klubu Antequera CF… w czwartej lidze hiszpańskiej. Gwinejczycy oddali nawet więcej celnych strzałów (4-3). A Riyad Mahrez uderzył tylko raz i to niecelnie. Z rzutu wolnego. Algierczycy sensacyjnie przegrali ze 116. zespołem w rankingu FIFA.

Sytuacja wyglądała dla nich nieciekawie. Zaledwie punkcik i w perspektywie mecz z najsilniejszym z trójki rywali – Wybrzeżem Kości Słoniowej. Co prawda nie tym starym z Drogbą, Kalou czy braćmi Toure, ale jednak mającym w składzie Wilfrieda Zahę, Erica Bailly'ego, Maxwela Corneta czy Nicolasa Pepe z Premier League oraz między innymi Sebastiana Hallera czy Francka Kessiego. To na pewno też jeden z faworytów. Wystarczyło jednak zwycięstwo i Algieria, mając cztery punkty, wyprzedziłaby WKS po prostu dzięki bezpośredniemu zwycięstwu. Czyli awans bez oglądania się na drugi mecz. Po niecałej godzinie tzw. "Lisy Pustyni" przegrywały już 0:3, a na dodatek Riyad Mahrez spudłował karnego. Sofiane Bendebka zdobył tylko bramkę honorową.

Patrząc po statystykach, to Algierczycy mieli drugie najwyższe posiadanie piłki w fazie grupowej, trzecią najwyższą celność podań, trzecią największą średnią strzałów na mecz i czwartą największą średnią strzałów celnych na mecz. Dwa lata temu nie mieli sobie równych – w fazie grupowej nie stracili nawet bramki, w ćwierćfinale na luzie rozprawili się z Gwineą (3:0). Co prawda mieli szczęście w półfinale, gdzie wyeliminowali WKS po rzutach karnych, ale tylko kontynuowali serię meczów, w których nie dali się pokonać. Skończyła się ona po trzech latach i to spektakularną klapą. Pep Guardiola niby powinien być szczęśliwy, bo ma Mahreza szybciej w składzie, jednak zapowiedział już, że da swojej gwieździe tydzień przerwy, bo potrzebna jest mu regeneracja fizyczna i psychiczna. Dalej grają Komory, Cape Verde czy Malawi, a nie ma już Algierii.
 

Related Articles