Cztery polskie drużyny, cztery mecze z całkiem mocnymi przeciwnikami i… zero porażek! Lech Poznań i Raków Częstochowa rozbili swoich rywali i awans do III rundy mają pewny, a Lechia Gdańsk i Pogoń Szczecin zanotowały remisy i muszą powalczyć w rewanżu.
To historyczny dzień polskiej piłki. Chyba nikt nie spodziewał się tego, że żadna nasza drużyna w czwartek nie przegra. Nawet Lechia, chyba najbardziej skazywana na porażkę, przywiozła cenny remis z Wiednia. Pogoń Szczecin może żałować, że w drugiej połowie nie udało się zdobyć więcej bramek, bo Broendby nie istniało. Lech Poznań i Raków Częstochowa spisali się rewelacyjnie. Na 53 mecze II rundy tylko dwie drużyny wygrały różnicą +5 bramek i był to właśie mistrz i wicemistrz Polski.
Lech Poznań – Dinamo Batumi 5:0
Lech strzelił w czwartek więcej goli niż we wszystkich poprzednich meczach razem wziętych. To był zdecydowanie najlepszy Lech Poznań w tym sezonie. Mistrz Polski był po prostu dużo lepszy, już po 33. minutach miał wynik 3:0 i mógł grać spokojniej. Nawet Barry Douglas grający na pozycji stopera nie musiał się za bardzo napocić, a braki kadrowe Lecha zostały zepchnięte na dalszy plan, przynajmniej na razie. Wreszcie to był mecz Michała Skórasia, który wyróżniał się najbardziej. Mógł mieć nawet na koncie cztery bramki, bo oprócz dwóch zdobytych trafił też w słupek i zmarnował akcję sam na sam. Dwa razy do siatki trafił Joao Amaral, a wynik w 94. minucie ustalił Mikael Ishak. Trener Gruzinów na konferencji prasowej przyznał, że jego drużyna zagrała kompletną kaszanę, a na boisku przebywał tylko jeden zespół. Pewne i zasłużone zwycięstwo Lecha i bardzo potrzebny oddech po kiepskim starcie sezonu.
Pogoń Szczecin – Broendby Kopenhaga 1:1
Dwie kompletnie różne połowy Pogoni, jakby na pierwszą wyszli juniorzy albo rezerwy, a na drugą podstawowa jedenastka Manchesteru City ubrana w granatowo-bordowe koszulki. Taka była ogromna różnica. W pierwszej części to Broendby co chwilę miało jakąś okazję pod bramką Stipicy. Chorwat już w 4. minucie miał udaną interwencję, ale miał szczęście, że Divković strzelił prosto w niego. Pogoń nie radziła sobie w obronie, w wolne strefy uciekał im Simon Hedlund i robił sporo wiatru, to on głównie nękał gospodarzy, mógł też sam zdobyć bramkę z wolnego. Gol Riverosa w 28. minucie był całkowicie zasłużony. Duńczycy byli o klasę lepsi. Aż tu w drugiej części meczu wyszedł zupełnie odmieniony zespół Pogoni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w pełni zdominowali boisko, grali fantastycznie, stworzyli kilka groźnych okazji. Konkretnie ekipę rozruszał Biczachczjan, który wszedł w 63. minucie. Pogoń w drugich 45 minutach oddała aż 14 strzałów, a goście zaledwie… jeden, a momentami bronili się wręcz rozpaczliwie. Portowcom udało się zdobyć bramkę dość późno, bo w 84. minucie.
Rapid Wiedeń – Lechia Gdańsk 0:0
Patrząc po ostatnim tragicznym występie w lidze, to Lechia była tu skazywana na porażkę i nic nie musiała, a tylko mogła. To polski zespół, któremu dawało się najmniejsze szanse na awans. A tu skończyło się na 0:0, a Lechia potrafiła się odgryzać. Niby w pierwszej połowie miała jeden celny strzał na bramkę, ale za to był on groźniejszy niż wszystkie akcje Rapidu. Flavio Paixao miał pecha, że z pięciu metrów uderzył z główki akurat w miejsce, gdzie stał Niklas Hedl, a mógł już mieć gola numer cztery w tych eliminacjach. W drugiej połowie Kristers Tobers po dość dziwnym uderzeniu barkiem trafił w górną część poprzeczki. Rapid w drugiej połowie był już wyraźnie lepszy, zmarnował doskonałą podwójną okazję w 68. minucie. W innej akcji Dusan Kuciak minął się z piłką poza polem karnym, ale gospodarze zawalili, trochę tu zamieszał się Nicolas-Gerrit Kuhn. Gdańszczanie zagrali bardzo ofiarnie w obronie. Wystarczy powiedzieć, że na 14 strzałów Rapidu, aż osiem zostało zablokowanych przez obrońców lub pomocników Lechii.
Raków Częstochowa – Astana 5:0
Raków przejechał się walcem po Astanie. Kazachowie nie oddali przez 90 minut nawet jednego celnego strzału na bramkę Kovacevicia, mimo że przez 40 minut grali z przewagą zawodnika. Wicemistrz Kazachstanu, który ma aż 22 500 punktów w rankingu UEFA, został zmieciony z powierzchni ziemi. Raków, czyli kopciuszek w Europie, zmielił i wypunktował zespół, który jeszcze kilka lat temu grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów i trzy razy w grupie Ligi Europy, gdzie wygrywał z Manchesterem United. Niczego nie zepsuła nawet czerwona kartka Sorescu w 21. minucie. Gospodarze nadal konsekwentnie grali swoje i nawet strzelili gola w osłabieniu. To był nokaut, bo w drugiej połowie po czerwonej kartce dla gości siły się wyrównały i wtedy Raków jeszcze docisnął śrubę. W pół godziny wynik podwyższyli Gutkovskis, Kochergin i Tudor z karnego. Raków jest pewny awansu i zagrał najlepiej ze wszystkich polskich zespołów, biorąc pod uwagę całokształt okoliczności, skuteczność i dominację nad rywalem.