Skip to main content

To było niestety brutalne lanie, na które – z naszej perspektywy – żal było patrzeć. Poziom gry Ajaksu i Jagiellonii dzieliły lata świetlne. Mistrz Polski nie oddał ani jednego celnego strzału i przyjechał do Amsterdamu jak na skazanie. Skończyło się tylko na 0:3, a mogło być jeszcze gorzej. Media holenderskie nazwały nasz zespół wprost słabeuszem.

Nie ma tu wielkiej filozofii – od początku jeden zespół biegał za piłką, a drugi ją między sobą podawał. Całkiem długo utrzymywał się bezbramkowy remis, co z perspektywy Jagiellonii było wynikiem bardzo korzystnym, ponieważ miała problem, żeby w ogóle wyjść poza własną połowę. Maksymilian Stryjek zaliczył kilka udanych interwencji. Obronił między innymi strzał z bardzo bliska Bergwijna (najlepsza parada meczu) i długo utrzymywał czyste konto. Cały czas goście z Polski mieli problem z wysokim pressingiem i to też znalazło potwierdzenie w powyższej akcji, kiedy to przyciśnięty został na prawej obronie Michal Sacek i dopiero golkiper “Jagi” uratował drużynę. Trzeba jednak prawemu defensorowi oddać, że w innej z akcji świetnie zatrzymał kontratak wślizgiem. Zatem długo bramka nie padła.

Stryjek skapitulował dopiero w 44. minucie, kiedy to ponownie gracze Jagiellonii stracili piłkę nw okolicy środka boiska, a konkretnie Nene, który domagał się faulu. Poszedł szybki odbiór, akcja z przewagą, błyskawiczne dogranie na skrzydło do Kiana Fitz-Jima, a ten uderzył precyzyjnie od słupka. U gospodarzy – jak to się mówi – chodziła piłeczka. Pierwsza połowa to statystycznie 12 strzałów z czego pięć celnych i ponad 70% posiadania piłki. Przepaść. W drugiej wyglądało to bardzo podobnie, choć Ajax trochę się zlitował i momentami oddawał piłkę Jagiellonii. To, że nie potrafiła z tego niczego zdziałać jest inną kwestią… Ajax zwolnił nogę z gazu, grał może na 50-60%, a i tak spokojnie wszystko kontrolował.

Potwierdził dominację kolejnymi bramkami. Następne gole dorzucili Kenneth Taylor oraz Brian Brobbey. Ten pierwszy po prostu wbił piłkę do pustej bramki po doskonałej akcji zespołowej – Henderson do Brobbeya, ten się zastawił i odegrał na lewą stronę z powrotem do Hendersona. Anglik nie był samolubem i wypatrzył jeszcze Kennetha Taylora, wystawiając mu piłkę do pustaka. Przy trzecim ciosie to Taylor asystował do Brobbeya, dogrywając mu piłkę z lewej strony. W zasadzie akcje gości wyglądały jak zabawa i smutno się na tę bezradność Jagiellonii patrzyło z perspektywy polskiego kibica. Mogło być nawet więcej, bo jeszcze Bertrand Traore uderzył w słupek, ale skończyło się na 3:0 dla gospodarzy i skromnymi, nieśmiałymi atakami “Jagi”. Dodajmy jeszcze raz – bez strzału celnego.

“De Telegraaf” pokusił się o stwierdzenie, że polski zespół był po prostu słaby i wykorzystał Jagiellonię do tego, by porównać poziom Ligi Mistrzów, gdzie zobaczymy PSV oraz Feyenoordu i poziom Ligi Europy. “De Volkskrant” z kolei porównał grę bardziej do sparingu, ponieważ gospodarze nie odczuli żadnej presji, napięcia ani emocji. Po prostu rozegrał mecz, spokojnie wygrał i się za bardzo nie spocił. “Voetbal Primeur” pisał z kolei, że był to beztroski wieczór dla Ajaksu, bo wszystko toczyło się pod bramką gości. Niestety “Jaga” nie pokazała kompletnie nic, czym mogłaby zaimponować. Wyszła trochę jak na skazanie, może myślami będąc już przy fazie ligowej Ligi Konferencji. Wynik tego dwumeczu brzmi 7:1. Jest to najwyższa wygrana Ajaksu w europejskim dwumeczu od 2009 roku.

Related Articles