Skip to main content

Camp Nou widziało już niejedną remontadę. Wczoraj zobaczyło kolejną, choć na popis FC Barcelony patrzyły puste krzesełka. Fani Blaugrany na całym świecie radowali się przed telewizorami. Oto bowiem ich ukochany klub wreszcie nie przegrał ważnego meczu w tym sezonie. I awansował do finału Copa del Rey.

Barca do rewanżu z Sevillą przystępowała z jasną sytuacją. Pierwszy mecz przegrany 0:2 nie stawiał podopiecznych Ronalda Koemana w łatwym położeniu. Jeden stracony gol u siebie oznaczałby konieczność strzelenia dobrze zorganizowanej w defensywie ekipie Rojiblancos aż czterech bramek. Misja niemożliwe. Holender musiał więc mierzyć w powtórkę rezultatu z sobotniego meczu ligowego z Sevillą, czyli 2:0. Ewentualnie w ulepszoną wersję, która dałaby awans bez dogrywki.

Barcelona ruszyła do przodu od pierwszych minut, spychając rywali do głębokiej defensywy. Ostrzał bramki Tomasa Vaclika zakończył się skutecznym strzałem Ousmane’a Dembele w 12. minucie. Francuz jest w Barcelonie symbolem transferowego niewypału, ale tym razem błysnął. Oddał całkowicie niesygnalizowany strzał, który wylądował tuż pod okienkiem bramki. Ręce same składały się do oklasków. Gdyby takie zagrania nie były tylko przebłyskami, Dembele byłby jednym z najlepszych piłkarzy na świecie.

Gospodarze przeważali przez całą pierwszą połowę, ale wyniku nie podwyższyli. Najbliżej szczęścia był Leo Messi, jednak po jego próbie piłka została wybita z linii bramkowej. Sevilla nieśmiało odgryzła się kilka razy, ale tylko raz Marc-Andre ter Stegen był w poważnych tarapatach, z których, jak to zwykle bywa, wybrnął bez zarzutu.

Po zmianie stron obraz nie uległ większej zmianie. Barcelona przeważała, ale Sevilla broniła się całym zespołem i przede wszystkim dość mądrze. Odcinany od możliwości strzelania był Leo Messi, a to połowa sukcesu. W 73. minucie mogło być po dwumeczu. Oscar Mingueza zapomniał najwyraźniej, że nie jest już w środku pola i bezceremonialnie powalił rękami szarżującego w polu karnym Lucasa Ocamposa. Protesty graczy Dumy Katalonii na nic się stały. Dobrze prowadzący ten mecz sędzia Sanchez podyktował rzut karny. Jednak sam poszkodowany, czyli Ocampos, strzelił w sposób fatalny. Sygnalizowany, niezbyt mocny strzał blisko środka bramki. Na coś takiego ter Stegen tylko czekał. Złapał piłkę do koszyczka i Barcelona wciąż była w grze.

W końcówce regulaminowego czasu gry na Sevillę spadły dwa nieszczęścia. Najpierw Fernando taktycznie sfaulował Trincao, za co obejrzał drugą żółtą kartkę. Rzutu wolnego Messi na gola nie zamienił, więc wydawało się, że ratunkowe zachowanie byłego gracza Manchesteru City okaże się dobrą decyzją. Jednak los napisał inny scenariusz. Antoine Griezmann już kilka chwil później nawinął obrońcę, dośrodkował piłkę idealnie na piąty metr, a tam Gerard Pique pokazał swój talent do strzelania goli. Po chwili w szale radości minął próbującego gratulować mu Griezmanna i złapał obiektyw kamery, wykrzykując do niego. Wymowne, bo przecież o trudnych relacjach między obydwoma panami wiadomo powszechnie. Zarzewiem był przegrany 1:4 mecz z PSG.

Jednak Katalończycy byli w uderzeniu. Przed nimi była dogrywka. Mieli przewagę jednego gracza, przewagę psychologiczną, a na dodatek rywale przez 90 minut musieli biegać za piłką, a także podwajać i potrajać Messiego. Musieli być wycieńczeni. I dość szybko dziurę w obronie Sevilli znalazł Martin Braithwaite. Rezerwowy Barcelony głową zamknął świetne dośrodkowane Jordiego Alby. Vaclik pechowo skapitulował i teraz dużo bliżej finału Pucharu Króla byli gracze Koemana.

Kolejne minuty dogrywki nie mogły się podobać. Barcelona zmieniła bieg z piątki na dwójkę. Broniła się dość rozsądnie, starając się nie dopuścić gości z Andaluzji do groźnych sytuacji. Poza przypadkową ręką Lengleta i niezłym strzałem Koude faktycznie serca kibiców Blaugrany raczej nie drżały. Piłkarzom i trenerom Sevilli puszczały nerwy, a sędzia musiał sypać kartkami. To był już raczej pokaz antyfutbolu. Barcelona mogła śmiało pokusić się o dobicie rywala, ale z jakichś powodów Koeman uznał, że lepiej będzie wygrać w ten sposób. Ryzykowne, ale tym razem się opłaciło. Finał Copa del Rey stał się faktem, więc pojawiła się realna szansa na trofeum. Dziś Barca pozna rywala – będzie to albo Levante albo Athletic Bilbao. Pewnie Koeman wolałby uniknąć Basków, z którymi przegrał już w finale Superpucharu.

Related Articles