Skip to main content

W obu meczach polskich drużyn w I rundzie Ligi Konferencji padł ten sam wynik – Pogoń Szczecin wygrała z KR Reykjawik 4:1. Tyle samo Lechia wygrała z Akademiją Pandev. Z tym, że były to dwa zupełnie inne spotkania…

Pogoń Szczecin – KR Reykjawik 4:1
Zacznijmy od meczu, który odbył się wcześniej. Było to pierwsze zwycięstwo Pogoni Szczecin w europejskich pucharach w całej historii. Oczywiście nie liczymy występów w Pucharze Intertoto nazywanego pucharem letnim. Szczecinianie grali trzy razy w Pucharze UEFA i rok temu w Lidze Konferencji z Osijekiem, a więc w sumie było to osiem spotkań. Żadnego z nich nie wygrali. Mecz z KR miał dla Szczecina dużą symbolikę, bowiem 21 lat temu zespół ten ośmieszył się w dwumeczu z innymi Islandczykami – Fylkirem Reykjawik. Totalni amatorzy odprawili wtedy Pogoń z Pucharu UEFA. Żeby taka sytuacja się nie powtórzyła i żeby zażegnać stare demony, tym razem Pogoń ruszyła mocno, agresywnie i aktywnie. Już po 16 minutach na tablicy było 2:0. To Pogoń w tym meczu totalnie dominowała.

Na skrzydle co rusz pojedynki wygrywał Kamil Grosicki. Drygas w 3. minucie mógł otworzyć wynik z przewrotki, ale na miejscu był bramkarz gości. Co się nie udało przewrotką, to udało się po dograniu Sebastiana Kowalczyka po ziemi. Kowalczyk w tym meczu robił sporo wiatru, miał dwie asysty już w pierwszej połowie, a można mu nawet naciągnąć trzy, bo jego strzał obronił bramkarz Olaffson, a dobił do pustej Zahović. Dwa gole strzelił Drygas, jednego Bartkowski i jednego Zahović. Islandczycy prawie w ogóle nie przedostawali się na połowę polskiej drużyny, byli o kilka klas gorsi. Pogoń stworzyła mnóstwo okazji, a dała dojść do głosu gościom w momencie, gdy było już 4:0. Wtedy “Portowcy” trochę się rozluźnili. Stracili nawet bramkę po rzucie rożnym i był moment może pięciu czy siedmiu minut dominacji przyjezdnych. Trwał on jednak króciutko. Pewne i zasłużone zwycięstwo Pogoni, nie ma nawet czego komentować.

Lechia Gdańsk – Akademija Pandev 4:1
Niby wynik ten sam, ale kompletnie inny przebieg spotkania. Lechia ma szczęście, że straciła tylko bramkę. Akademija stworzyła groźne okazje. Dusan Kuciak cały czas miał sporo roboty i uchronił gdański zespół przed większą liczbą straconych goli. Śmiało mogło tu być na przykład 7:4. Klasa Flavio Paixao i jego pewne wykończenie – to był element, który przesądził o tak wysokim wyniku. Portugalczyk grał rewelacyjnie – ustrzelił hat-tricka i miał asystę. Był więc bezpośrednio zaangażowany we wszystkie bramki. Goście z Macedonii Północkej fatalnie ustawiali się w defensywie, łamali linie i prostopadłe piłki przechodziły tam, jak przez masło. Lechia strzeliła właściwie trzy takie same gole. Goście zostawiali z tyłu duże przestrzenie, a Flavio z tego chętnie korzystał. Obrońcy Lechii tez grali dość kiepsko, nie mogli sobie poradzić z Mitrowskim, Szarkoskim, czy Gjorgjewskim. Kuciak kilka razy musiał odbijać piłkę.

I tak mecz zostanie zapamiętany głównie ze skandalu, jaki wydarzył się w 5. minucie. Doszło do bijatyki na trybunach, a sędzia przerwał mecz na prawie 40 minut. Dobrze zorientowany w gdańskim futbolu Maciej Słomiński z Interii pisał, że w całej sprawie poszło o… pub, który został przejęty przez ajenta z Lubina i wprowadził swoją ochronę, która najwidoczniej nie spodobała się “kumatym”. Pub został zniszczony, a ochrona uciekła bardzo pechowo, bo akurat na trybunę ultrasów. W ruch poszły krzesełka, fani się rozstąpili na dwie strony, interweniował nawet Dusan Kuciak, który sam przenosił dziecko przez płot. Nie była to więc żadna walka z Arką, Elaną, czy tego typu historia, a po prostu sprawa wewnętrzna. Lechii grozi zamknięcie stadionu na kolejną rundę i mecz z Rapidem Wiedeń. Po prostu szkoda…

Rewanże w następny czwartek, ale powinny być tylko formalnością. W drugiej rundzie na Pogoń czeka Broendby Kopenhaga, a na Lechię właśnie Rapid Wiedeń. W tych dwumeczach Polacy już faworytami nie będą.

Related Articles