Skip to main content

Czterech ćwierćfinalistów już znamy, na czterech jeszcze czekamy. To nie był wtorek i środa, które kipiały od emocji, ale coś tam jednak się działo. Sprawdźmy co.

1. Bez niespodzianki w Lizbonie
Benfica wygrała pierwszy mecz z Club Brugge 2:0 i była wyraźnym faworytem rewanżu. Żadnej niespodzianki nie było – Portugalczycy rozbili Brugge jak jeden Portugalczyk głowę swojemu zwierzchnikowi dwa dni wcześniej. Skończyło się 5:1 i łącznie w dwumeczu 7:1 – miazga. Pytanie tylko, czy to Benfica taka mocna, czy raczej Belgowie tacy słabi.

2. Popis Goncalo Ramosa
Przebić zainteresowanie Goncalo Feio? Zadanie przed jego imiennikiem stało bardzo trudne, a może wręcz niemożliwe do zrealizowania. Ale młody piłkarz znów błysnął na światowej arenie. Przecież wejście do wielkiej piłki miał najlepsze z możliwych – zastąpił w wyjściowym składzie reprezentacji Portugalii samego Cristiano Ronaldo, a następnie strzelił hat-tricka w meczu 1/8 finału MŚ przeciwko Szwajcarii. Teraz dał popis przeciwko Brugge, strzelając dwa gole i notując asystę. Cena za 21-latka rośnie i zapewne latem Benfica dostanie od kogoś srogi przelew.

3. Chelsea jeszcze żyje!
W ostatnich tygodniach na The Blues spływała wyłącznie krytyka – miks wydatków na transfery z beznadziejnymi wynikami musiał skończyć się prześmiewczymi komentarzami pod adresem drużyny. Ale we wtorek Chelsea zagrała na miarę oczekiwań – wygrała 2:0 z Borussią Dortmund i awansowała do ćwierćfinału. Wciąż tli się nadzieja na triumf w rozgrywkach, a co za tym idzie na udział w kolejnej edycji Champions League – przez ligę szans na to praktycznie już nie ma.

4. Pierwszy raz
Tak naprawdę był to pierwszy dobry mecz Chelsea w 2023 roku i trzeba przyznać, że przyszedł w samą porę. Dla Borussii z kolei to pierwsza porażka w 2023 roku po serii 10 z rzędu zwycięstw. Jeśli ktoś obstawiał ten mecz na przekór passom, to miał rację.

5. Przepis, który budzi wątpliwości
O awansie Chelsea zdecydował rzut karny, zamieniony w 53. minucie przez Kaia Havertza na gola. Ręka obrońcy Borussii nie budzi wielkich zastrzeżeń – fakt, że intencji zagrania nie było, ale ręka odstawała od ciała i przepisowo to jest karny. Inny przepis musi jednak zastanawiać. Havertz zmarnował jedenastkę, trafiając w słupek, ale po chwili dostał kolejną szansę, bowiem sędzia nakazał powtórzenie rzutu karnego. W pole karne przedwcześnie wbiegli zawodnicy obu drużyn – tak się złożyło, że jeden z nich wybił odbitą od słupka piłkę i sędzia zarządził powtórzenie jedenastki. Mnóstwo osób uznało ten przepis za nieżyciowy – skoro przewinili gracze obu ekip, dlaczego nagradzać tego, który zmarnował rzut karny? Można roztrząsać ten zapis, ale faktem jest, że wszystko odbyło się zgodnie z piłkarską literą prawą i Chelsea awansowała do ćwierćfinału.

6. Nuda… Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic.
Recenzja polskiej kinematografii z filmu „Rejs” dobrze pasuje do dwumeczu Tottenhamu z Milanem, podczas którego obejrzeliśmy zaledwie jedną bramkę. Strzelili ją Rossoneri i to oni awansowali do ćwierćfinału. Środowy rewanż w północnym Londynie zakończył się bezbramkowym remisem. Tottenham bił głową w mur. Najbardziej bił Harry Kane, który niemal non stop brał ciężar gry na siebie. Na nic się to zdało.

7. Śpiewka jak co roku…
PSG odpadło z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Z innych ciekawostek – woda jest mokra, a Cristiano Ronaldo dobrze zarabia. PSG co roku jest kandydatem do wygrania rozrywek, zbroi się na potęgę, a potem zamiast triumfu jest figa z makiem. Właśnie przerobiliśmy ten scenariusz po raz enty. Klątwa?

8. Bayern po profesorsku
To nie był wybitny dwumecz Bayernu – oni po prostu zagrali na dobrym poziomie i nie pozwoli PSG na zbyt wiele. Paryżanie u siebie po straconej bramce potrafili ruszyć do przodu i zepchnąć rywali do defensywy. Na Allianz Arenie mieli wyłącznie pojedyncze przebłyski, ale nie potrafili na dłużej podyktować swoich warunków gry. Bayern kontrolował to spotkanie, zdobył dwa gole i wygrał 3:0 w dwumeczu. Bez złudzeń.

9. Niedokładność, partactwo…
Dream team? Gdy patrzyło się na PSG na stadionie w stolicy Bawarii, wydawało się, że to raczej jakiś Drink Team z ligi orlikowej. Mnóstwo niedokładności w grze, przyjęciu piłek, podaniach – to wszystko praktycznie uniemożliwiało paryżanom płynną grę i osiągnięcie przewagi optycznej. Vitinha mając pustą bramkę przy stanie 0:0, kopnął tak bardzo byle jak, że futbolówkę z linii zdążył wybić Matthijs de Ligt. Gdzie był Messi? Gdzie był Mbappe? To oni mieli ponieść Paryż do wygranej, a praktycznie nie dojechali na ten mecz. Młody Francuz pewnie jeszcze wygra swoje Ligi Mistrzów, ale póki co triumfów w tych rozgrywkach ma tyle samo co Jacek Paszulewicz. Zero.

10. I ten Verratti…
Zdecydowanie na osobny akapit zasłużył Marco Verratti. Pomocnik reprezentacji Włoch od lat jest niepodważalnym filarem PSG, od którego trenerzy rozpoczynają ustawianie drugiej linii. Ale w Monachium zaliczył swoje Waterloo. To po jego dwóch stratach Bayern zdobył dwa gole. O ile w przypadku gola na 2:0 była to strata daleko od własnej bramki, a w dodatku szanse PSG na cokolwiek były już dramatycznie małe, o tyle strata przy pierwszej bramce to piłkarski kryminał. Verratti zakiwał się we własnym polu karnym, próbował wymusić faul, ale nic nie było. Sędzia puścił grę, a sekundę później Bayern objął prowadzenie. Wśród antybohaterów PSG, Verratti był tego dnia tym największym.

Related Articles