Do końca pozostały jeszcze cztery wyścigi, ale Max Verstappen ma już tak gigantyczną przewagę nad drugim Sergio Perezem, że zaklepał sobie tytuł mistrza świata. W tej chwili jego przewaga wynosi… 113 punktów! To był dla niego dużo łatwiejszy sezon niż poprzedni. Tym razem zdeklasował konkurentów.
Ten sezon absolutnie należał do kierowców Red Bulla, choć akurat zaczął się dla nich kiepsko, od pechowego GP Bahrajnu, gdzie zarówno Verstappen, jak i Perez nie ukończyli wyścigu przez awarię pompy paliwowej. A to wszystko w samej końcówce, zatem zostali według przepisów sklasyfikowani – odpowiednio na 18. oraz 19. miejscu, wyprzedzając tylko jednego biednego Pierre’a Gasly’ego. Sezon dla Red Bulla zaczął się fatalnie, zespół jechał po dwa miejsca na podium, a tu… stracił w wyścigu obu kierowców. Verstappen strasznie najechał wtedy na swój zespól, ponieważ jego bolid nagle zaczął tracić moc i działał z dużym opóźnieniem. Sergio Perez miał podobne problemy i w pewnym momencie jego pojazd się zatrzymał. Wykorzystali to kierowcy Ferrari – Charles Leclerc wygrał wyścig, a drugi był Carlos Sainz Jr.
Dominacja Ferrari, jeśli można to tak nazwać, trwała zaledwie trzy wyścigi. Trzeciego Max Verstappen znów nie ukończył i mówił wówczas, że nie spodziewa się tego, że z takimi problemami technicznymi jest w stanie obronić tytuł mistrza. Akurat w tej sytuacji doszło do wycieku płynu, mimo że wcześniej mechanicy w pewnym sensie poradzili sobie z tą awarią. Nawróciła ona jednak w trakcie wyścigu i Holender musiał się po prostu zatrzymać. Był wówczas sfrustrowany i wściekły. Narzekał też na swoje opony i był pod wrażeniem startu Ferrari. Leclerc dwa razy wygrał, a raz zajął drugie miejsce, utrzymywał zajęte wcześniej pole position. Sainz Junior nie ukończył co prawda wyścigu w Australii, ale także miał na koncie dwie wizyty na podium.
Później to Sainz Junior zaczął wypadać z wyścigów, a Verstappen dominować i wygrywać. To Ferrari traciło punkty. Leclerc za to nie kończył tych GP, w których zaczynał z pole position, co było bardzo bolesne. Monakijczykowi bardzo zależało na tym, żeby wygrać GP Francji, ale wypadł tam z toru przez swój błąd na 18. okrążeniu. Przyznał później, że po prostu nie zasługuje na tytuł mistrza świata, robiąc tak kuriozalne błędy. Zaczął z frustracji wrzeszczeć do swojego radia, co stało się jednym z ważniejszych momentów sezonu. Wiedział już wówczas, że sprawa jest pozamiatana. GP Francji wygrał Verstappen i był to jego siódmy tryumf w sezonie. Leclerc miał na koncie trzy. Oprócz tych na początku sezonu, wygrał już potem tylko w Austrii. Teraz wyprzedził go nawet Sergio Perez, czyli klubowy kolega ze stajni Holendra. Red Bulle są więc na pierwszym i drugim miejscu. Zrobią wszystko, żeby to Perez został wicemistrzem świata.
Max Verstappen po nieudanym początku później nie miał już tak bardzo nieudanych wyścigów. Punktował w każdym i to konkretnie. W tej chwiili jest to 12 wygranych GP, jedno drugie miejsce i jedno trzecie. Do tego dwa razy był siódmy. Po dwóch wpadkach wszystko się poprawiło. Verstappen przypieczętował mistrzostwo wygraną w GP Japonii, która nie należała do normalnych. F1 i FIA mocno namieszały z regulaminem i w zasadzie nie było wiadomo, czy kierowca jest oficjalnie mistrzem. Po prawie dwóch godzinach wyścig został wznowiony, ale nie przejechano pełnej trasy. F1 informowała, że zgodnie z regulaminem nie zostanie przyznana pełna liczba punktów, dlatego Holendrowi do przyklepania tytułu braknie punkciku. Tyle, że FIA sama dokładnie nie znała wprowadzonego przez siebie przepisu, co już na starcie jest absurdalne. Okazało się bowiem, że wygląda on nieco inaczej i należy przyznać pełną pulę. Verstappen mógł więc oficjalnie świętować.
Alexander Albon, kierowca Williamsa, określił zawody najgorszymi warunkami, jakie miał w karierze. Po drugim okrążeniu przerwano wyścig, pojawiła się czerwona flaga, a do tragedii mogło dojść wówczas, gdy pojazd holowniczy miał zabrać bolid Carlosa Sainza, który wypadł z toru. Pierre Gasly przy naprawdę kiepskiej widoczności przejechał obok tego auta holowniczego i wściekły pytał przez radio, co do cholery ten pojazd robi na torze, przez który mógł zginąć. W 2014 roku właśnie w dźwig zdejmujący pojazd uderzył Jules Bianchi. Doszło do olbrzymiej tragedii. Przez ponad pół roku znajdował się w śpiączce, a później zmarł. Po sytuacji w GP Japonii z Gaslym tak napisał na Instagramie ojciec zmarłego 7 lat temu Julesa Bianchiego: “To brak szacunku dla życia kierowcy. To brak szacunku dla pamięci Julesa”. Verstappen zdobył mistrzostwo świata w naprawdę dziwnych okolicznościach i dziwnym wyścigu. Dobrze, że nie skończyło się to poważną tragedią.