Reprezentacja Polski kolejną, piątą edycję Ligi Narodów spędzi w Dywizji B i zmierzy się tam ze słabszymi przeciwnikami. Koniec zatem meczów z Portugalią, Chorwacją, Włochami czy Holandią. Szkocja zwyciężyła 2:1 na Stadionie Narodowym po bramce z główki Andy’ego Robertsona w 93. minucie i sprawiła, że spadliśmy.
Rozpoczęło się najgorzej jak tylko mogło. Polska straciła drugiego najszybszego gola w historii na Stadionie Narodowym. John McGinn sprytnym strzałem po ziemi dał Szkotom prowadzenie i trafił w drugim meczu z rzędu. Gdzie był w tej sytuacji Jakub Moder? Na pewno nie tam, gdzie być powinien, bo pomocnik Aston Villi miał mnóstwo miejsca i czasu, żeby przymierzyć sobie w taki sposób, na jaki tylko miał ochotę. Michał Probierz wyrządził krzywdę Moderowi, wystawiając go na pozycji “szóstki”. Co ciekawe, w tej chwili zawodnik Brighton ma więcej rozegranych minut w tym sezonie w reprezentacji niż w klubie.
Dlaczego nie należy jednoznacznie oceniać występu tylko po notach Flashscore czy Sofascore? No właśnie dlatego, że Jakub Moder miał jedną z najwyższych w naszym zespole. Wygrał 4/4 pojedynki, miał świetną celność podań, posłał jedno kluczowe podanie i zaliczył trzy odbiory – to wszystko w 45 minut. Ktoś mógłby z uznaniem pokiwać głową. Mimo takich niezłych liczb został zdjęty z boiska. Dziwne? Nie do końca. Wygrane pojedynki to jedno, ale człapanie po boisku i te niepodjęte pojedynki to drugie. W jednej z akcji, gdy Kiwior wybijał piłkę wślizgiem, a później Skorupski ją wypiąstkował, Jakub Moder patrzył wstydliwie co się dzieje i z zaangażowaniem ślimaka doskoczył do przeciwnika. W polu karnym!
Polska przegrała ten mecz, bo… nie było Roberta Lewandowskiego. Skuteczność Karola Świderskiego i Adama Buksy okazała się zerowa. Ten pierwszy zmarnował dwie doskonałe szanse w pierwszej połowie, drugi z kolei jedną. Warto wyróżnić kto te akcje wykreował i powinien mieć przy nich asysty – Nicola Zalewski, Kamil Piątkowski (świetne długie podanie) oraz Sebastian Szymański. O żadnej z asyst jednak nie usłyszeliśmy, bo napastnicy zmarnowali te szanse. Pierwsza połowa upłynęła do melodii rock&rolla – bardzo odważnie z przodu, o czym świadczy aż 13 strzałów (cztery celne), ale też bardzo naiwnie i dziurawo z tyłu. Wystarczy przejęcie, raptem dwa podania i robi się smród na naszej połowie.
Do przerwy mogliśmy nawet przegrywać 0:2 albo i 0:3, ale Billy Gilmour przyładował w poprzeczkę, a Scott McTominay – po tej akcji, w której Moder miał świetny widok – w słupek. W drugiej połowie bombą z daleka popisał się Kamil Piątkowski. To jedna z najpiękniejszych bramek w historii na Stadionie Narodowym. Widać, że piłkarz Red Bulla Salzburg dobrze się czuje na boisku przez regularną grę. Nie chodzi tylko o gola, ale też o przechwyty, pewność siebie w decyzjach, dobre ustawianie się. Można postawić kilka plusów. Tym najgrubiej zaznaczonym jest właśnie Piątkowski. Wiadomo też, że jedynką w bramce powinien być Skorupski. Nawet jeśli gdzieś zachowa się niepewnie, to trzyma się go szczęście, a i potrafi interweniować fenomenalnie – zrobił to po strzale Londona Dykesa z główki w 65. minucie.
Kiedy wydawało się, że dociągniemy remis do końca, który da nam marcowe baraże, to Szkoci niespodziewanie wcisnęli bramkę. Wystarczyło dośrodkowanie z prawej strony i zamknięcie akcji przez Andy’ego Robertsona. Nicola Zalewski pokazał, że nigdy nie będzie w takich sytuacjach obrońcą, bo dał się wyprzedzić i nawet nie wyskoczył do tej piłki. Obrońca Liverpoolu wszedł przed niego i uderzył tak, że piłka wpadła do siatki od słupka. Nie było już czasu na odpowiedź. Porażka oznacza, że spadamy do Dywizji B. Już kiedyś – dokładnie w pierwszej edycji – też spadliśmy, jednak wtedy zmienione zostały zasady i powiększono trzyzespołowe grupy do czterozespołowych. Tym razem nic naszej kadry nie uratuje.
Na koniec kilka prostych wniosków po spotkaniu: Łukasz Skorupski musi być bramkarzem numer jeden. Jakub Moder nie może grać w pierwszym składzie, skoro w klubie wchodzi na minutę albo dwie. Kamil Piątkowski w takiej formie to wzmocnienie kadry. Sebastian Walukiewicz jest dużo słabszy od Jana Bednarka i gorzej się ustawia. Nasze wahadła w postaci Nicoli Zalewskiego i Kuby Kamińskiego grają bardzo przyjemnie dla oka i odważnie do przodu. Przemysław Frankowski nie może wrócić do składu. Kamiński pokazał w jednym starciu ze Szkotami tyle ofensywnych, odważnych i ciekawych akcji, ile pewnie “Franek” w całej karierze reprezentacyjnej. Ostatni wniosek – szanujmy Roberta Lewandowskiego i jego dorobek piłkarski, bo bez niego atak istnieje teoretycznie.