W pewnym momencie sytuacja Anglików była dość skomplikowana. Przegrali bowiem na Wembley z Grecją 0:2 w trzeciej kolejce i ich awans do elity trochę się oddalił. Potem jednak zrewanżowali się Grekom na ich terenie, a teraz rozgromili Irlandię, wykorzystując grę w przewadze jednego zawodnika. To oznacza powrót “Synów Albionu” do Dywizji A.
Wskaż jeden element, który nie pasuje: Grecja, Irlandia, Gruzja, Norwegia, Słowenia, Anglia, Turcja, Walia, Albania, Czechy. To ośmiu z szesnastu uczestników Dywizji B obecnej Ligi Narodów. Zupełnie nie pasuje tu Anglia, która sensacyjnie zleciała w poprzedniej edycji. Zdobyła zaledwie trzy punkty, a do tego dwukrotnie przegrała z Węgrami. Wstydliwa była porażka na Wembley (0:4), która przypomniała Wyspiarzom mroczne czasy lat 50., kiedy to Złota Jedenastka nauczała dumnych Anglików w jaki sposób gra się w piłkę. Ferenc Puskas i koledzy zwyciężyli na Wembley 6:3, a pół roku później w Budapeszcie ponad 90 tysięcy widzów obejrzało rozbicie Anglików aż 7:1 i tym razem po dwie gramki Puskasa oraz Koscisa.
Gareth Southgate miał możliwość przedłużenia umowy z “Synami Albionu” po EURO 2024, jednak był świadomy, że nie ma poparcia wśród kibiców. Co z tego, że osiągnął dwa finały mistrzostw Europy i półfinał mistrzostw świata, skoro mało komu podobał się styl i marnowanie ofensywnego potencjału kadry? Doskonale wyczuł nastroje społeczne i podziękował za dalszą współpracę. Postanowił odsapnąć. Anglia wybrała na tymczasowego szkoleniowca Lee Carsleya, podążając identyczną ścieżką jak wcześniej. Też awansowali na to stanowisko trenera młodzieżówki U21. Carsley jednak wcale nie chciał prowadzić gwiazd. Nie czuł się w tym dobrze i nawet nie zgłosił się jako kandydat do walki o stałą posadę. Cały czas powtarzał, że wraca do U21, bo to jest jego misja, a seniorów prowadzić nie zamierza.
Angielska federacja ogłosiła następcę Southgate’a w połowie października, a więc jeszcze w czasie Ligi Narodów. Thomas Tuchel będzie miał za zadanie wydobyć potencjał z Cole’a Palmera, Phila Fodena czy Jude’a Bellinghama. Takie zadanie dostał jednak od 2025 roku, natomiast Lee Carsley przeprowadził drużynę przez całe rozgrywki Ligi Narodów i wykonał tę misję z powodzeniem. Zostanie zapamiętany jako ten, który powrócił do Dywizji A. Musiał się zmagać ze sporymi kłopotami personalnymi. Na listopadowe zgrupowanie nie przyjechało aż… ośmiu zawodników. Jego powołania były dość dziwne, jakby z nikim ich nie konsultował. Umieścił na liście na przykład Jacka Grealisha, który nie grał od sześciu meczów.
Dziwił się Pep Guardiola, że nikt się nie skontaktował z Manchesterem City celem sprawdzenia zdrowia lewoskrzydłowego. Zabrakło również Cole’a Palmera, Bukayo Saki, Declana Rice’a oraz Phila Fodena czy Trenta Alexandra-Arnolda, który opuścił boisko jeszcze w pierwszej połowie starcia z Aston Villą. To przecież gwiazdy drużyny. Kapitan reprezentacji Anglii nie gryzł się w język. Miał świadomość, że część zawodników po prostu “wykręciła” się ze zgrupowania i nie chciała na nie przyjechać: – To, co wydarzyło się w tym tygodniu… to wstyd. To trudny moment sezonu. Być może to zostało w jakiś sposób wykorzystane, co mi się nie podoba. Anglia stoi wyżej niż klub, w każdej sytuacji.
Rezerwowi jednak sprostali zadaniu. Noni Madueke, Anthony Gordon, Curtis Jones, Conor Gallagher – między innymi oni znaleźli się w pierwszym składzie w Atenach. Na ławce zasiadł Harry Kane. Anglicy potrzebowali co najmniej dwubramkowego zwycięstwa, żeby wyrównać bezpośredni bilans. Przypomnijmy, że Grecy sensacyjnie zwyciężyli na Wembley 2:0. Stało się to dzień po tragicznej śmierci George’a Baldocka, który utopił się w domowym basenie. Grecy zagrali dla niego i zrobili to fenomenalnie. Po raz pierwszy w historii ograli Anglię i mieli wielką szansę na sprawienie sporego psikusa i pozostawienie “Synów Albionu” w Dywizji B. Zawalili. Zmiennicy angielscy pokazali się ze świetnej strony i przywieźli stamtąd wynik 3:0, choć przez niemal 80 minut było na tablicy 1:0.
Potem samobója wbił sobie Odysseas Vlachodimos, kiedy to piłka pechowo odbiła się od słupka, a później od jego pleców po strzale Jude’a Bellinghama. Dwubramkowe prowadzenie oznaczało, że decydowałby bilans bramkowy, a ten Anglicy mieli na tamten moment o +1 lepszy, zatem decydowałby ostatni mecz. Tyle, że niezwykle cenną bramkę zdobył Curtis Jones. Oznaczała ona, że bezpośredni bilans bramkowy w starciach Anglia – Grecja wynosi 3:2 na korzyść Wyspiarzy. Wystarczyło im tylko jakiekolwiek zwycięstwo z Irlandią. Anglicy długo się męczyli, grali przeciętnie i nie mogli sforsować szczelnej defensywy gości. Zdecydowanie pomogła im w tym czerwona kartka dla Liama Scalesa z Celtiku w 51. minucie. Po niej worek z bramkami się rozwiązał i skończyło się na 5:0. Lee Carsley pokonał swoich rodaków. Anglicy przypieczętowali powrót do elity i nie będą występować we wstydliwej dla siebie Dywizji B.
Oczywiście nawet w przypadku zajęcia drugiej lokaty Anglicy w świetle nowych zasad otrzymaliby możliwość gry w barażu o grę w Dywizji A, gdzie np. mogliby się zmierzyć… z Polską. To już jednak tylko gdybanie, bowiem wywalczyli oni bezpośredni awans i nie będą musieli grać dwóch dodatkowych spotkań o stawkę w marcu.