Skip to main content

Trwa kampania kobiecej reprezentacji Polski w piłce nożnej w kwalifikacjach do Mistrzostw Europy 2025. Podopieczne trener Niny Patalon są już w połowie drogi podczas dwustopniowych baraży o udział w przyszłorocznym szwajcarskim turnieju. Po pokonaniu Rumunek czeka nas miesiąc przerwy, aby w decydującym o awansie dwumeczu zmierzyć się z wymagającą Austrią.

Piłkarska reprezentacja polski kobiet była jedną z pierwszych europejskich drużyn narodowych. Zadebiutowała już w 1981 roku w towarzyskim meczu z Włoszkami, przegranym w Catanii 0:3. Mimo wczesnego rozwoju żeńskiego futbolu nad Wisłą, kadra jeszcze nigdy nie zagrała na wielkim turnieju piłkarskim. Kilka razy było całkiem blisko, aby dostać się do kobiecego EURO czy mundialu, ale za każdym razem brakowało postawienia kropki nad „i”. Obecnie sytuacja kobiecej drużyny narodowej jest zbliżona do realiów kadry męskiej sprzed dekady. Biało-czerwone mają w składzie czołową piłkarkę Europy, Ewę Pajor, a mimo to dotychczas nie udało się awansować na żaden z ważnych turniejów.

Selekcjoner Nina Patalon, była młodzieżowa reprezentantka Polski, ma trudny orzech do zgryzienia. Biało-czerwone przez ponad trzy dekady startów w kwalifikacjach przestały być dziewczętami do bicia, stając się aspirującym do gry z najlepszymi reprezentacjami świata średniakiem. W najkrótszych słowach – są za silne na zaplecze i jednocześnie za słabe na elitę. Ten stan doskonale uwypukliła ostatnia edycja kobiecej Ligi Narodów. Polki po świetnej edycji 2023/2024 awansowały z dywizji B do grona europejskiej czołówki. Kwalifikacje do Mistrzostw Europy odbywają się w tym samym formacie co Nations League, co nie było najlepszym prognostykiem dla biało-czerwonych. „Orlice” wylądowały w grupie A4 z dwukrotnymi mistrzyniami świata i ośmiokrotnymi mistrzyniami Europy Niemkami, a także Islandkami i Austriaczkami.

Eliminacje do EURO były bolesną lekcją futbolu. Polki z kompletem porażek zajęły ostatnie miejsce w grupie, ale konstrukcja kwalifikacji pozwalała wszystkim zespołom, które w dywizji A zajęły miejsca 3-4, na dalszą grę w dwustopniowych play-offach. Sześć porażek miało niestety swoje nieprzyjemne konsekwencje. Zgodnie z regulaminem drużyna z najsłabszym bilansem w dywizji A jest jedyną nierozstawioną w play-off. Biało-czerwone z zerowym dorobkiem punktowym, zamiast trafić w barażach na rywalki z dywizji B, będące zdecydowanie w ich zasięgu, wylosowały w pierwszej fazie Rumunię, zwycięzcę swojej grupy w dywizji C, zaś w ewentualnym finale tryumfatora z pary Słowenia – Austria. Chichot losu.

Dwumecz z Rumunkami wcale nie należał do prostych, choć na papierze wszystkie argumenty przemawiały za Polkami. Gospodynie pierwszego meczu w Bukareszcie w 18. minucie objęły prowadzenie po golu Ioany Bălăceanu. Biało-czerwone nie potrafiły odpowiedzieć na niespodziewany obrót spraw, a na domiar złego na początku drugiej połowy sprokurowały rzut karny. Strzał Florentiny Olar z 11 metrów zdołała jednak obronić Kinga Szemik, dając impuls do odrabiania strat. Kwadrans przed końcem wyrównała Natalia Padilla-Bidas, a tuż przed upływem regulaminowego czasu gry zwycięstwo celnym strzałem z rzutu karnego zapewniła nam Pajor.

Rewanż na Polsat Plus Arenie w Gdańsku okazał się być formalnością. Polki dużo lepiej podeszły do meczu i już do przerwy prowadziły 2:0 po trafieniach Pajor i Padilli-Bidas. Napastniczka Barcelony podwyższyła wynik chwilę po wznowieniu gry, a czwartego gola dołożyła rezerwowa Nadia Krezyman, dla której był to debiutancki gol w reprezentacji Polski. Cieniem na występie biało-czerwonych kładzie się zgubienie koncentracji w doliczonym czasie gry, gdy Ana Maria Stanciu zdobyła honorową bramkę dla Rumunii. Mankament, który dokucza kobiecej kadrze od dłuższego czasu, znów dał o sobie znać w momencie, gdy spotkanie było dawno rozstrzygnięte.

Cały dwumecz z Rumunią każe stawiać pytania przed decydującą rywalizacją z Austrią. Austriaczki w kwalifikacjach do EURO dwukrotnie pokonały Polki w stosunku 3:1, będąc drużyną bezdyskusyjnie lepszą. Niestety przypaść pomiędzy reprezentacjami z Europy Zachodniej a pozostałymi kadrami jest duża i zauważalna. W ostatnich latach bilans meczów pomiędzy „Zachodem” i „Wschodem” to 3 wygrane (Ukrainki z Irlandkami, Serbki z Niemkami i Czeszki z Hiszpankami), 20 remisów i… 268 porażek! Dwieście sześćdziesiąt osiem porażek! Niczym za poprzedniego ustroju, w kobiecym futbolu zarysowała się swego rodzaju żelazna kurtyna, którą Polki, Czeszki i Serbki z mozołem próbują przebić, aby dostać się do elity.

Listopadowe starcia z Austrią pokażą czy biało-czerwone rozwijają się jako drużyna, czy powoli dochodzą do ściany nie do przebicia. Cieszy, że coraz więcej zawodniczek gra w czołowych klubach Europy. Oprócz Pajor mamy obecnie kontuzjowaną Paulinę Dudek w Paris Saint-Germain, Ewelinę Kamczyk i Wiktorię Zieniewicz we francuskim Fleury czy Dominikę Grabowską w Hoffenheim. Aż żal, że bramkarka PSG Katarzyna Kiedrzynek w maju ogłosiła zakończenie reprezentacyjnej kariery. W starciu z Austrią będziemy również szukali analogii.

W 2013 roku to właśnie Austriaczki stały na drodze Polek w kwalifikacjach do EURO U-17. Wówczas kadra z obecnymi reprezentantkami: Pajor, Dudek, Kamczyk i Sylwią Matysik, zremisowała 1:1 wygrywając swoją grupę i awansując do EURO w Szwajcarii razem z Belgią, Szwecją i Hiszpanią. Reszta jest historią, którą Polki okrasiły wówczas złotem. Czy to przypadek, że nadchodzący turniej znów odbędzie się w kraju Helwetów? Nie ma przypadków, są tylko znaki. Życzylibyśmy sobie, aby dwumecz z Austrią również zakończył się happy endem, a biało-czerwone po raz pierwszy w historii zagrały w dorosłych Mistrzostwach Europy na szwajcarskich boiskach.

Related Articles