Skip to main content

Prawdopodobnie nie ma drugiej drużyny z czołówki ligowej w Europie, która tak tragicznie gra na wyjazdach, jak Pogoń Szczecin. Portowcy to zdecydowanie drużyna swojego podwórka, a przed nimi bardzo trudne zadanie. O przerwanie swojej wyjazdowej passy będą walczyć w Częstochowie. Po spotkaniu w Krakowie to kolejna potyczka na szczycie Ekstraklasy, tuż po przerwie reprezentacyjnej. Tymczasem Raków powoli wraca na swoje miejsce w ścisłej czołówce ligowej.

Ostatni triumf Pogoni poza Szczecinem w lidze miał miejsce 16 lutego tego roku. Wygrana 4:0 nad Radomiakiem zapadła w pamięci także przez pryzmat głośnej czerwonej kartki dla golkipera gospodarzy Gabriela Kobylaka, który łapiąc piłkę znokautował kolanem jednego z piłkarzy Pogoni. Co ciekawe chwilę wcześniej ówczesna drużyna Jensa Gustafssona pokonała Śląska Wrocław na inauguracje wiosny, ze słynnym aktorskim występem Valentina Cojocaru, a jesień 2023 zakończyła wyjazdowym zwycięstwem z Widzewem! Ten dobry przełom 2023 i 2024 był jednak ostatnim dobrym momentem dla Portowców na wyjazdach. 2 marca zremisowali 1:1 w Warszawie, co można było uznać za niezły wynik, ale wtedy rozpoczęła się seria, która trwa do dzisiaj. Łącznie 11 kolejnych delegacji bez wygranej to kompromitacja. Były remisy w Warszawie, Kielcach, Białymstoku, Mielcu oraz Lubinie, a ponadto sześć porażek – Poznań, Częstochowa, a także teraz cztery kolejne: Zabrze, znowu Poznań, Kraków i Katowice. Co ciekawe nadal mówimy o jednym z kandydatów do najwyższych laurów w Ekstraklasie, który po 11. kolejkach jest na piątym miejscu. To oczywiście w dużej mierze zasługa świetnego domowego grania. Jeszcze przed reprezentacyjną przerwą pokonali po kontrowersyjnym rzucie karnym Piasta Gliwice 1:0.

Terminarz sprzyja
Wydaje się, że Pogoń Szczecin może być zadowolona z terminarza do końca rundy. Na siedem ostatnich gier, tylko Raków oraz Jagiellonia wyglądają na przeciwników, których należałoby się mocno obawiać. Bardziej częstochowian, ze względu na miejsce rozegrania meczu. Poza tym jednak Robert Kolendowicz ma zdecydowanie sprzyjające warunki do ataku na najwyższe miejsca na koniec 2024 roku. Do listopadowej przerwy reprezentacyjnej czekają szczecinian mecze jeszcze z Puszczą i Radomiakiem u siebie, gdzie trzeba zakładać wyłącznie scenariusz sześciu punktów. Do tego wyjazd do Lublina na mecz z nieobliczalnym beniaminkiem. Końcówka listopada oraz grudzień do Lechia(wyjazd), Jagiellonia(dom) oraz delegacja do Kielc zamykająca granie w tym roku. Lista drużyn sprzyjająca, ale do tego potrzebne będzie przełamanie na wyjazdach, skoro czterokrotnie trzeba będzie opuścić obiekt przy Twardowskiego i ruszyć w Polskę.

Wraca “stary Raków”?
Wiele osób narzekało na Raków w ubiegłym sezonie. Gra w europejskich pucharach przez całą jesień, a także sporo kłopotów kadrowych, połączonych ze sporą rewolucją kadrową sprawiło, że drużyna Dawida Szwargi zanotowała nieudane rozgrywki. Mowa o dopiero siódmym miejscu, co dla ówczesnego mistrza Polski było po prostu klapą. Brak kwalifikacji do europejskich pucharów to efekt, który także przekłada się na obecny sezon. Mniej meczów, łatwiej o skupienie na lidze, która została już jako… jedyne rozgrywki. Wszystko przez niedawną kompromitacje w Legnicy podczas Pucharu Polski. W Ekstraklasie jednak wygląda to przynajmniej obiecująco. 7-2-2 to bilans mogący cieszyć nawet najbardziej wymagających kibiców Medalików. Dodatkowo wrócił największy atut zespołu, czyli niezwykle szczelna defensywa. W tym momencie po stronie strat zaledwie cztery sztuki. Dwie z nich to bramki rywali w wygranych meczach(5:1 z Zagłębiem i 2:1 z Lechią), ale dwie kolejne to już mecze przegrane 0:1. Co ciekawe z Cracovią rywal miał xG na poziomie… 0,14! W przypadku wpadki z Piastem strzelcem gola okazał się aktualny już piłkarz Rakowa – Michael Ameyaw. Świeżo upieczony reprezentant Polski w ten sposób pożegnał się z Piastem Gliwice na koniec sierpnia. W nowym klubie nadal czeka na pierwsze trafienie, ale na jego koncie już asysty przy bramkach Brunesa z Zagłębiem oraz ostatnio Iviego w Radomiu. 24-latek rośnie z meczu na mecz, a dwa krótkie występy w pierwszej kadrze tylko powinny pomóc w dalszym rozwoju.

Marek Papszun powoli przywraca zespół na najwyższe obroty, a dobrym tego omenem jest ostatnia seria. To cztery kolejne zwycięstwa – Legia, Zagłębie, Puszcza i Radomiak – w których rywale strzelili tylko jednego gola. Trzeba jednak przyznać, że czas pomiędzy październikową a listopadową przerwą reprezentacyjną będzie dość wymagający. Do Częstochowy przyjeżdża Pogoń, która zawodzi na wyjazdach, ale to nadal ekipa z czołówki. Później będzie wizyta Stali Mielec, która pod wodzą Janusz Niedźwiedzia zdobyła już 7 punktów w trzech meczach, a jedyną stratę poniosła z czołową Cracovią. Do tego wyjazdy do mistrza i wicemistrza Polski, a więc Białegostoku oraz Wrocławia. Z tej perspektywy najłatwiej powinno być na Dolnym Śląsku, gdzie trzeba będzie ograć ostatni zespół w tabeli. Całkiem jednak możliwe, że Marek Papszun i jego sztab będą rozpracowywać innego trenera, niż Jacka Magierę, jeżeli wrocławianie polegną w kolejnym meczu.

Jest Ivi, są gole
Nie ma co ukrywać, ale w ostatnich latach dobre wyniki Rakowa Częstochowa miały dwie twarze. Jedna to twarz Marka Papszuna jako trenera, który wzniósł drużynę spod Jasnej Góry na najwyższy poziom w Polsce. Druga to twarz Iviego Lopeza. Hiszpan był gwiazdą Ekstraklasy, a ostatnie mecze pokazują, że prawdopodobnie lada moment będzie można ogłosić powrót króla na pełną skalę. Ivi stracił niemal cały poprzedni sezon przez ciężką kontuzje więzadeł. Wrócił dopiero w marcu na spotkanie z Ruchem Chorzów, ale łącznie na jego koncie uzbierało się 80 minut w czterech spotkaniach. Nadal jednak borykał się z kłopotami zdrowotnymi, czego efektem fakt, że w obecnych rozgrywkach zadebiutował dopiero w 6. kolejce z Lechią. Przeciwko gdańskiej ekipie, a także Piastowi zanotował łącznie 11 minut. Później dwukrotnie w roli widza oglądał spotkania z Legią i Zagłębiem. Wrócił tuż przed reprezentacyjną przerwą, gdzie w końcu zagrał od 1. minuty z Puszczą Niepołomice i Radomiakiem. Efekty? Razem dwa gole i jedna asysta, a więc udział przy 75% bramek zdobytych w tych obu wygranych spotkaniach. Warto dodać, że wspomniany mecz z Puszczą był pierwszym od niemal półtorej roku, gdy Ivi Lopez rozpoczął od początku! Poprzednim był finał Pucharu Polski z 2 maja 2023 z Legią.

***

Początek niedzielnego meczu o godzinie 17:30.

Related Articles