Trzy tygodnie temu upłynął rok od momentu objęcia stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski przez Michała Probierza. Przez ten czas biało-czerwoni rozegrali 13 spotkań, w tym jeden wielki turniej. O ile bilans spotkań jest dla selekcjonera korzystny, o tyle gdy wydawało się, że następuje przełom, reprezentacja odebrała bolesną lekcję podczas EURO. Czy nowy trener kadry odcisnął swój stempel na drużynie narodowej?
Zacznę od prywaty. Piłkarską reprezentację Polski darzę miłością pierwszą. Często naiwną, nieodwzajemnioną, wielokrotnie wystawianą na ciężką próbę, ale od ponad 30 lat nieustającą. Dlatego za każdym razem z taką samą mocą ściskam kciuki za kolejnych selekcjonerów, mimo że niektóre kandydatury były dla mnie trudne do zaakceptowania (np. Smuda czy Fornalik). Z dużą dozą optymizmu przyjąłem informację o nominacji Probierza na fotel trenera kadry. Nie jest on trenerem wybitnym. Wielu ma go za wariata, szarlatana, nadano mu łatkę polskiego Guardiolu, a prowadzoną przez niego Cracovię, w której składzie trudno było odnaleźć polskich piłkarzy, nazywano „dośrodkovią”. Jak źle nie mówić o Probierzu jest on na swój sposób jakiś taki bardziej wyrazisty.
Przez rok pracy z reprezentacją zobaczyliśmy chyba wszystkie twarze tej kadry. Od męczarni ze słabą Mołdawią, gładkie zwycięstwo z Estonią w półfinale baraży o EURO, wreszcie uzyskany po karnych awans na mistrzostwa i osiem kolejnych meczów bez porażki. Apetyty kibiców rozbudził udany, ale jednak przegrany mecz z Holandią podczas turnieju w Niemczech. Wtedy właśnie wydawało się, że jest to moment przełomu. Deszczowy, berliński wieczór, którego byłem naocznym uczestnikiem na Olympiastadion, brutalnie odarł nas ze złudzeń. Kadra wciąż stała w rozkroku pomiędzy demonami przeszłości i próbą odbudowania blasku, który reprezentacji nadał Adam Nawałka. O nim jeszcze wspomnę w dalszej części.
Mamy październik 2024 roku, a o stylu reprezentacji wciąż nie możemy zbyt wiele powiedzieć. Trwa zmiana pokoleniowa, jedne nazwiska przechodzą na drugą stronę rzeki, a w ich miejsce pojawiają się nowe twarze. Probierz w dalszym ciągu szuka, wciąż sprawdza nowych zawodników, ale wydaje się, że piasek w klepsydrze tej kadry przesypuje się ku końcowi. Selekcjoner w jesiennych meczach Ligi Narodów powinien przełamać impas nijakości i wskazać miejsce, w którym znajduje się drużyna narodowa. Czy potrafi rywalizować jak równy z równym z najlepszymi, czy wraca do smutnych czasów bycia w drugim szeregu zespołów ze Starego Kontynentu. Czy będzie incydentalnym uczestnikiem wielkich imprez czy ich stałym bywalcem, próbującym walczyć o coś więcej niż trzy spotkania grupowe.
Wydaje się, że parasol ochronny, który z uwagi na sytuację i moment zmiany selekcjonera, był rozłożony do zakończenia Mistrzostw Europy powoli jest składany. O ile przez kilka miesięcy można było szukać wymówek dla selekcjonera i budowanej na jego modłę drużyny, o tyle teraz kibice mają prawo oczekiwać wyników na tu i teraz. Oczywiście imprezą docelową dla biało-czerwonych będą Mistrzostwa Świata w 2026 roku, a wcześniej eliminacje do nich, które wystartują na wiosnę przyszłego roku. Wciąż czekamy na ten jeden mecz, który będzie dla Probierza mitem założycielskim jego kadry. Czy będzie nim październik, w którym nasza reprezentacja potrafiła odnosić spektakularne sukcesy? Czy spotkania z Portugalią i Chorwacją zbudują nową kadrę na miarę naszych pragnień?
Droga Probierza wcale nie należy do wyboistych. To wciąż 7 wygranych, 3 remisy i tylko 3 porażki. To wciąż awans na EURO i przyzwoity początek trwającej edycji Ligi Narodów. Inni wcale nie mieli łatwiej. W XXI wieku kilku selekcjonerom szło jak po grudzie. Weźmy choćby Jerzego Engela, który złamał „klątwę” Zbigniewa Bońka, uzyskując z reprezentacją Polski awans do MŚ w Korei i Japonii. Pamiętacie początek pracy Engela? Pierwszych sześć meczów to trzy remisy i trzy porażki oraz słynna seria 398 minut bez strzelonego gola! Engel pierwszą wygraną odniósł dopiero na początku eliminacji, wygrywając z Ukrainą Andrija Szewczenki i Serhija Rebrowa. Tamto zwycięstwo traktowane było w kategoriach ciekawej niespodzianki. Dopiero wygrana 3:2 w dramatycznych okolicznościach na Ullevaal Stadion z Norwegią, ówczesnym uczestnikiem mundialu ‘98 i EURO 2000, była przełomem dla biało-czerwonych.
Przypomnijmy sobie początek pracy z kadrą w wykonaniu Leo Beenhakkera, który chciał wyprowadzać polską piłkę z glinianych chatek. Porażka z Danią, porażka eliminacyjna z Finlandią i remis z Serbią. Holenderski szkoleniowiec skomplikował sobie kwalifikacje już na samym starcie. Media wieszały psy na nim oraz na ówczesnym prezesie PZPN Michale Listkiewiczu. Tymczasem Beenhakker zbudował w eliminacjach potwora. W nomen omen październikowym meczu z Portugalią, tą samą z którą zmierzy się Probierz w 18 lat i 1 dzień po sukcesie Holendra, bohaterem narodowym został Euzebiusz Smolarek, a Grzegorz Bronowicki, chłopak z małego Jaszczowa na Lubelszczyźnie, schował do kieszeni samego Cristiano Ronaldo.
Nawet wspomniany wcześniej Adam Nawałka nie miał udanego startu pracy. Porażka ze Słowacją i bezbramkowy remis z Irlandią już w listopadzie 2013 roku stawiały pytania czy szef PZPN Zbigniew Boniek postawił na właściwego konia. Aż do startu eliminacji do EURO 2016 Nawałka wygrał zaledwie trzy mecze towarzyskie ze słabiutkimi Litwą i Mołdawią oraz drugim garniturem Norwegów. Dopiero 11 października 2014 (to ten sam dzień, w którym Beenhakker wygrał z Portugalią) zrodziła się legenda tamtej reprezentacji. Dziś już mało kto pamięta o przetrzebionej kadrze Niemców, bo to nie jest istotą sprawy. Kadra Nawałki dokonała niemożliwego z Jakubem Wawrzyniakiem i Tomaszem Jodłowcem w składzie. Dalszy ciąg tej historii doskonale znamy.
Probierz czeka na taki mecz jaki mieli Engel, Beenhakker czy Nawałka. Mecz, który zamknie usta krytykom, który otworzy oczy niedowiarkom. Mecz, po którym powiemy, że narodziła się drużyna Probierza. Mecz, w którym narodzą się liderzy tej kadry. W reszcie mecz, który pozwoli realnie myśleć o udziale w najbliższym mundialu. Sobotni i wtorkowy wieczór na Stadionie Narodowym odpowiedzą nam na pytanie czy nadejdzie mit założycielski reprezentacji Michała Probierza.