Bardzo ciekawa niedziele szykuje się w Hiszpanii tuż przed przerwą reprezentacyjną. W zasadzie każde spotkanie można uznać albo za hit, albo za bardzo dobrze zapowiadające się 90 minut. Grę zaczniemy w Katalonii, a później dwa spotkania w Kraju Basków przedzielone Gran Derbi w Sewilli. Emocji nie powinno zabraknąć.
14:00 Girona – Athletic
Spotkanie trzeciej z piątą drużyną ubiegłego sezonu musi wzbudzać zainteresowanie nie tylko kibiców obu klubów. O ile Baskowie niezmiennie trwają na piątej lokacie – taką zajmują po ośmiu kolejkach – o tyle Katalończycy nie wystartowali zbyt dobrze. Powodów pewnie można znaleźć by wiele, ale przecież kilka nasuwa się od razu. To już inna drużyna, z której odeszło sporo podstawowych zawodników – Savinho, Yan Couto, Dowbyk czy Aleix Garcia to cztery bardzo mocne filary pierwszego składu. Zastąpić takich piłkarzy łatwo nie jest, tym bardziej że teraz oczekiwania wzrosły znacznie względem ubiegłego sezonu. Wtedy byli w roli kopciuszka i nawet, gdy bili się o najwyższe lokaty, to trudno było wysnuwać oczekiwania dotyczące zdystansowania Realu czy Barcelony, a przecież długo wydawało się, że tak będzie. Obecnie dodatkowo muszą łączyć ligę z Ligą Mistrzów. Jedno i drugie nie idzie najlepiej, bowiem na arenie międzynarodowej zaczęli od dwóch porażek. 0:1 w Paryżu musiało boleć, bo gola stracili w samej końcówce po kuriozalnym błędzie Paulo Gazzanigi. Teraz jednak boleśniejsza porażka, bowiem Feyenoord uchodził za rywala, z którym absolutnie trzeba zdobyć punkt/y, a najlepiej trzy. Skończyło się na 2:3 i… dwóch samobójczych trafieniach Yangela Herrery i Ladislava Krejciego. To był zresztą szalony mecz, bowiem oba zespoły nie wykorzystały swoich rzutów karnych. W ten sposób Girona po wygranej z Sevillą na wyjeździe, potem przestała zgarniać komplety punktów. Sześć kolejnych gier po wrześniowej przerwie reprezentacyjnej skończyło się albo porażkami, albo remisami. Oczywiście mogli narzekać na trudny terminarz – Barcelona, PSG – ale też z Valencią, Rayo, Celtą czy Feyenoordem oczekuje się więcej niż zaledwie dwóch remisów!
Athletic może być względnie zadowolony z startu sezonu. Teoretycznie wszystko idzie zgodnie z planem, bo i trudno mieć pretensje o porażki z Barcą czy Atletico. Z drugiej strony bolesne musiały być domowe remisy z Getafe czy ostatnio Sevillą. W obu przypadkach Los Leones prowadzili i dawali sobie wcisnąć gola rywalowi. Zwłaszcza kuriozalny był ostatni mecz. Kłopotów narobił drugi bramkarz Athletiku – Julen Agirrezabala, który w 82. minucie uznał, że najlepszym pomysłem na grę na czas będzie przyjęcie długiej piłki. Zrobił to tak nieudolnie, że po chwili ratował się faulem poza polem karnym i wyleciał z boiska. Kilka minut później Sevilla wyrównała po… samobójczym golu Alexa Padilli, czyli zmiennika Agirrezabali. W tym przypadku jednak trudno mieć pretensje do golkipera młodzieżowej kadry Meksyku, który miał po prostu pecha. Swoją drogą Padilla miał być trójką w tym sezonie, a gra zaskakująco dużo. Zaczął sezon dwoma meczami między słupkami w pełnym wymiarze czasowym, przez kontuzje Unaia Simona i Julena. Potem… dwukrotnie wchodził z ławki. Najpierw 45 minut z Celtą, a teraz 8 minut z Sevillą. Kolejna szansa już w weekend na Montilivi z Gironą. Agirrezabala będzie pauzował, zaś Simon nadal dochodzi do siebie.
16:15 Alaves – Barcelona
Czysto teoretycznie w najbliższy weekend w Vitorii będzie okazja do debiutu Wojciecha Szczęsnego. Polski bramkarz od kilku dni oficjalnie jest piłkarzem Barcelony. Szczęsny na swoją pierwszą okazje do gry w koszulce Blaugrany poczeka jeszcze ponad dwa tygodnie. Po przerwie reprezentacyjnej będzie okazja, by zagrać przeciwko Sevilli w ramach 10. kolejki LaLiga. Jeśli tak by się stało, to chwilę później będzie naprawdę gorący okres dla Barcelony. Po chwili Barca zagra przecież z Bayernem w Lidze Misrzów, El Clasico z Realem oraz derby miasta z Espanyolem. Krótko mówiąc natężenie meczów o wysokiej temperaturze idealna, by na dobre wejść w skład nowego zespołu.
Teoretycznie przed Barcą teraz łatwe zadanie – ogranie Alaves. Ale drużyna z Kraju Basków jeszcze przed chwilą była w szerokiej czołówce LaLiga. Dopiero dwie porażki z madryckimi klubami – Realem i Getafe – sprawiły, że spadli do połowy stawki. Nadal jednak trzeba pamiętać, że w tym sezonie zabrali punkty Betisowi, Realowi Sociedad, Sevilli, a także napędzili stracha Realowi Madryt. Los Blancos prowadzili pewnie 3:0 na Bernabeu aż do 85. minuty, a po dwóch kolejnych było już… 3:2. Finalnie ekipa Carlo Ancelottiego dowiozła wygraną, ale jednak drużyna z Mendizorotza pokazała pazura, którego będzie chciała także pokazać na swoim terenie. A Barca przed chwilą przegrała z klubem baskijskim – Osasuna formalnie leży dzisiaj w Nawarze – 2:4 i była to pierwsza ligowa strata punktów w sezonie. Oczywiście spora w tym zasługa składu, który zwłaszcza w tylnych formacjach przypominał raczej Barcelonę B, aniżeli pierwszy zespół. W bramce wystąpił Inaki Pena, a w defensywie pojawili się od pierwszych minut Sergi Dominguez i Gerard Martin, wsparci Pau Cubarsim i Julesem Kounde. Skończyło się bolesną wpadką i raczej zakończeniem eksperymentów z tak wielkimi roszadami w składzie.
18:30 Sevilla – Real Betis
Świeżo po wpadce w Warszawie Real Betis zagra znacznie ważniejsze – dla nich – spotkanie. Mowa o wyjazdowym Gran Derbi czyli derbach z Sevillą na Ramon Sanchez Pizjuan. Od lat to jedne z najciekawiej zapowiadających się spotkań w LaLiga, chociaż patrząc na najnowszą historię tych potyczek… nie zapowiada się na grad goli. W pięciu ostatnich grach trzykrotnie padł remis 1:1, raz bezbramkowy, a raz Sevilla wygrała 1:0. Gdy dorzucimy do tego fakt, że w dotychczasowych meczach sezonu 2024/2025 jedni i drudzy nie są zbytnio bramkostrzelni, to coraz więcej jest argumentów za uznaniem tego meczu “dla koneserów”. W spotkaniach Betisu nie padają nawet dwie bramki na 90 minut, a w przypadku Sevilli ta średnia jest tylko nieco lepsza – 2,33/mecz.
Kłopotem gospodarzy derbów jest dyscyplina. Już trzy z ośmiu meczów tego sezonu kończyli w osłabieniu. Ostatnio doszło do odwrotnego przypadku – Athletic kończył w 10, co Sevilla skrzętnie wykorzystała. Wcześniej jednak Los Nervionenses oglądali czerwone kartki w spotkaniach z Mallorcą, Getafe oraz Realem Valladolid. Co ciekawe zgarnęli w nich… 7 punktów, ale to też prawdopodobnie efekt, że czerwone kartki były pokazywane w samych końcówkach. Jednak brak trzymania ciśnienia może być sporym kłopotem przed derbami, gdzie prowokacji i stykowych sytuacji będzie zapewne bez liku. Dobrą informacją jest ostatnio zwyżkowa forma Chidery Ejuke. Nigeryjczyk strzelił gola na wagę wygranej z Valladolid, a ostatnio w Bilbao jego rajdy w końcówce dały remis. Zresztą Ejuke był jedną z najbardziej wyróżniających się wtedy postaci na murawie, nie ustępując w niczym braciom Williamsom!
Z kolei Betis ma kłopoty poza swoim stadionem. Na pięć wyjazdów w obecnym sezonie, wygrali tylko raz… pokonując Krywbas Krzywy Róg z Ukrainy na neutralnym gruncie w Koszycach. Poza tym porażki z Realem Madryt i Legią, a także remisy z Alaves i Las Palmas. Nie wygląda to optymistycznie przed wyjazdowymi derbami. Zresztą w ogóle nie wygrali ostatnich sześciu gier derbowych, a gdy to zrobili wcześniej na własnym obiekcie, to spotkanie zostało dokończone bez publiczności po tym, gdy w pierwszym podejściu jeden z piłkarzy Sevilli został trafiony w głowę ostrym przedmiotem z trybun! Z kolei ostatnia wygrana wyjazdowa w Gran Derbi miała miejsce w styczniu 2018 i były to derby przez duże “D”. Skończyło się 5:3 dla Verdiblancos, a jak odległe to czasy były niech świadczy fakt, że z tamtych kadr meczowych, jedynie Jesus Navas ma szansę na występ w najbliższą niedzielę. Wielu uczestników tamtejszego meczu gra pod innymi szerokościami geograficznymi lub pokończyło swoje kariery, a mówimy przecież o historii sprzed sześciu lat.
21:00 Real Sociedad – Atletico
Jedna wielka katastrofa – tak można określić dotychczasowe granie Realu Sociedad w obecnym sezonie. Rok rozpoczynali przecież w 1/8 finału Ligi Mistrzów, a obecnie złapali ledwie 8pkt w ośmiu grach nowego sezonu. Pokonali Valencię i Espanyol, a poza tym dwa remisy i aż cztery porażki. Oczywiście nikt nie ma pretensji o przegraną z Realem Madryt, ale takie wyniki z Rayo czy Alaves w domu oraz Mallorką na wyjeździe już muszą boleć. Do tego remisy także z drużynami, którym bliżej będzie do walki o utrzymanie, niż środek tabeli – Valladolid i Getafe. Do tego falstart w fazie ligowej Ligi Europy, gdzie zremisowali z Niceą na wyjeździe oraz przegrali z Anderlechtem w San Sebatian. Reale Arena w ogóle nie stanowi obecnie twierdzy, gdyż niemal każdy może sobie tam przyjechać i wywieźć tyle punktów, na ile ma ochotę. Dodatkowym minusem drużyny Imanola Alguacila jest terminarz, który zaczyna się robić coraz trudniejszy. Teraz Atletico, a po przerwie na kadrę Girona, Osasuna, Sevilla czy Barcelona. Z kolei po listopadowej przerwie na reprezentacje zagrają wyjazdowe derby w Bilbao. Krótko mówiąc za niecałe dwa miesiące albo się obudzą, albo będzie po sezonie!
W Atletico wydawało się, że wszystko jest w porządku. Nadal są jednym z dwóch klubów, który w LaLiga nie przegrał, chociaż daje to dopiero czwarte miejsce. Gorzej, że w środku tygodnia stracili tyle goli w Lizbonie przez 90 minut, co przez osiem kolejek w lide – cztery. 0:4 z Benfiką to gigantyczna kompromitacja, a przecież mogło być wyżej. Los Colchoneros oddali zaledwie cztery strzały przy 19 przeciwnika, ale ani jednego celnego. Na tym poziomie aż trudno wytłumaczyć taką indolencje strzelecką. Zreszą wynik odpowiada zanotowanym xG – 3,93 do 0,26 na korzyść Orłów. Nad Atleti czarne chmury nie tylko ze względu na kwestie piłkarskie. Kilka dni wcześniej przecież zremisowali derby z Realem 1:1, ale… o wyniku nikt tak naprawdę nie rozpamiętywał. Spotkanie zostało przerwane na kilkadziesiąt minut przez kibiców gospodarzy rzucających przedmiotami w Thibaut Courtoisa. Była groźba, że skończy się walkowerem, ale finalnie udało się mecz dograć, a w tym czasie Angel Correa wyrównał. Skończyło się już na karach finansowych dla klubu oraz częściowym zamknięciu trybun, a to może się okazać nie wszystko.