Polonia Bydgoszcz niemal co sezon wymieniana jest w gronie kandydatów do awansu lub jest po prostu głównym faworytem rozgrywek na zapleczu Ekstraligi. W niedzielę bydgoszczanie po raz kolejny zaprzepaścili szansę na jazdę w elicie. Wygrali z ROW-em Rybnik 49:41, ale nie odrobili całej straty z pierwszego, piątkowego spotkania.
W piątek ROW wygrał u siebie 50:40. W zgodnej opinii ekspertów miało to nie wystarczyć do awansu. Miała to być za mała zaliczka przed rewanżem w Kujawsko-Pomorskiem. Przeciwko takim głosom mocno zaprotestował Krzysztof Mrozek, prezes rybnickiego klubu, znany ze swojego kwiecistego i niewyparzonego języka. Mrozek naśmiewał się, że w Bydgoszczy będzie jechała dokładnie ta sama Polonia – ci sami zawodnicy. Kpił, że przecież chyba nie pojedzie tam Tomasz Gollob…
Gollob nie pojechał, ale Polonia zgodnie z przewidywaniami wygrała rewanżowe spotkanie. Drużyna Tomasza Bajerskiego wykorzystała atut własnego toru, ale ani przez moment rewanżu nie była na wystarczająco wysokim prowadzeniu. Wystarczająco wysokim byłoby 50:40 – Polonia była wyżej po rundzie zasadniczej, więc remis w dwumeczu dawałby jej awans. Przed biegami nominowanymi zrobiło się ciekawie – Polonia prowadziła różnicą czterech punktów. Potrzebowała więc dorzucić do tego +6 w ostatnich dwóch biegach dnia.
W 14. gospodarze zrobili swoje – duet Andreas Lyager – Mateusz Szczepaniak pokonał podwójnie parę Norick Bloedorn – Jakub Jamróg. Polonia była o krok od bram Ekstraligi – potrzebowała jeszcze jakiegokolwiek zwycięstwa w ostatnim biegu. Mając takich liderów jak niepokonany do tej pory Kai Huckenbeck (3, 3, 3, 3) i pokonany raptem raz Krzysztof Buczkowski (3, 3, 3, 2) można było liczyć na wiktorię w kluczowym biegu. Ale „Rybki” też nie wystawiły pod taśmę ułomków – australijski duet Brady Kurtz – Rohan Tungate miał tylko jedno zadanie – przywieźć remis i zapewnić rybnickiemu klubowi powrót do Ekstraligi. W piątkowym meczu to właśnie Kurtz szalał na domowym torze i prowadził team Antoniego Skupienia do wygranej 50:40. Jednak tym razem ciężar na swoje barki wziął Tungate. „Kangur” wystrzelił spod taśmy idealnie i pomknął do mety praktycznie niełapalny dla duetu gospodarzy. Miejscowi kibice zagryzali zęby i pazury, licząc na mijankę, ale Tungate ani myślał popełniać błędy. Dowiózł 3-3 i na stadionie w Bydgoszczy zapanowała grobowa cisza – poza sektorem zajmowanym przez fanów ROW-u – ci mieli powody do wielkiej radości.
Swój moment radości mieli też… sympatycy Motoru Lublin. Dlaczego? Ano dlatego, że w przypadku awansu Polonii Bydgoszcz do Ekstraligi, swój powrót do klubu po rocznej przerwie zadeklarował najlepszy polski junior, Wiktor Przyjemski. W przypadku braku awansu macierzystego klubu, zapowiedział pozostanie w Lublinie. Można więc zakładać, że sympatycy „Koziołków” zaciskali w tym dwumeczu kciuki za ROW. Awans rybniczan oznacza, że Motor w przyszłym sezonie będzie jeździł w niezmienionym składzie – identycznym jak w obecnych rozgrywkach. I nie ma się co oszukiwać – czyni to z lublinian faworyta rywalizacji o DMP 2025, choć nie zakończył się przecież jeszcze sezon 2024.
Motor może cieszyć się na myśl o sezonie 2025, a Polonia wręcz przeciwnie – i to nie tylko dlatego, że Przyjemski pozostanie w Lublinie. Po prostu perspektywa awansu do Ekstraligi jest mocno mglista, bo głównym faworytem ligi będzie zapewne Unia Leszno, z Januszem Kołodziejem na czele. Oczywiście – to sport i niczego nie można przesądzać, ale bydgoszczanom będzie szalenie ciężko pokonać „Byki”.
Skład ROW-u na Ekstraligę jest wielką zagadką. Poprzednim razem, gdy rybniczanie awansowali do elity, zmontowali taką ekipę, że przegrali wszystkie mecze w sezonie i błyskawicznie wrócili na zaplecze Ekstraligi. Czy prezes Mrozek wyciągnął wnioski i zdoła zbudować konkurencyjny zespół, który nie będzie skazany na degradację? Oto jest pytanie.