Skip to main content

Sevilla jeszcze kilka lat temu uchodziła za ekscytującą drużynę, w której można było się wybić i wygrać sobie kolejną Ligę Europy. Musiała pewne rzeczy uporządkować. Dopiero co był to zespół starców, którego nie dało się oglądać. Nadszedł czas na rewolucję, lecz na razie brakuje jednego – wyników. Gra jest za to całkiem przyzwoita, choć nie wskazuje na to tabela.

Sevilla ma w tej chwili zaledwie dwa punkty i znajduje się w strefie spadkowej. Zremisowała z Las Palmas (2:2) i z Mallorcą (0:0), ale przegrała z Villarrealem (1:2) i w ostatniej kolejce z Gironą (0:2). Choć z pozoru sytuacja wygląda dla tej drużyny fatalnie, to statystycznie nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. Potrzebna jest bowiem cierpliwość. Sevilla w ostatnim czasie przeszła kadrową rewolucję i musiała pozbyć się wielu dziadków po trzydziestce, całkowicie przegrupować, przetransformować i zmienić swój styl. Na ławce trenerskiej zasiadł Jose Luis Pimienta, który wykonał kawał dobrej roboty w Las Palmas – najpierw wszedł z tą ekipą do La Liga, a później się w niej utrzymał, choć jego końcówka była już porażająco słaba. 14 meczów bez wygranej z rzędu w tym seria ośmiu kolejnych porażek sprawiła, że klub spadł na 16. pozycję, choć długo znajdował się w TOP 10. Pimienta dostał więc szansę w Sevilli.

Zespół ten jest w tej chwili przedostatni w La Liga, choć zdecydowanie na tej pozycji być nie powinien. Zawodnicy – jak Dodi Lukebakio – są jednak piorunująco nieskuteczni. Sevilla oddała aż 24 strzały celne w cztery kolejki – więcej mieli tylko Real i Barcelona, a mimo to wpadły z tego tylko dwie bramki (trzecia to samobój). Ogólnie strzałów oddała 66, co także jest trzecim wynikiem w lidze po wiadomej dwójce. Sevilla próbuje jednak częściej uderzeń z daleka, bo średnio z 19 metrów. To jednak nie zmienia faktu, że wg expected goals powinna mieć o trzy bramki więcej. Lukebakio z Gironą praktycznie podał do Gazzanigi z siedmiu metrów. Inny jego świetny strzał z kolei spektakularnie zatrzymał ten sam golkiper.

Z Mallorcą z kolei Sevilla cisnęła w pierwszej połowie, ale próbowała głównie uderzeń z daleka (aż pięć celnych w 45 min). Dwie bramki Sevilli zostały też anulowane przez VAR z powodu ofsajdu – po jednej z Villarrealem i Gironą. No i brak punktów z “Żółtą Łodzią Podwodną” to zasługa golkipera Diego Conde, który zatrzymał dobitkę Isaaca Romero z bardzo bliska i sparował piłkę na poprzeczkę po uderzeniu z rzutu wolnego Saula Nigueza. Ogólnie miał on aż osiem obron na dziewięć strzałów. Zatem z grą Sevilli jest wszystko w porządku – dochodzi do sytuacji, oddaje strzały, nie wygląda to źle (może oprócz meczu z Gironą, gdzie oddawała uderzenia, ale większość bez historii).

Sevilla rok temu miała jedną z najstarszych jedenastek w Hiszpanii. Średnia składu aż dziewięć razy przekroczyła 30 lat. W dużej mierze zawyżał ją 37-letni kapitan Jesus Navas, ale nie był wśród weteranów osamotniony. Zespół, jaki Jose Luis Mendilibar wystawił w pierwszej kolejce La Liga 12 sierpnia na mecz z Valencią miał średnią 31,4 i był aż o prawie siedem lat starszy (!!) od rywali, którzy z kolei zasłynęli w La Liga ze zdecydowanie najmłodszej kadry. Średnia ich jedenastek potrafiła wynosić nawet poniżej 23. Na 30 najmłodszych jedenastek, jakie wystawiali szkoleniowcy w poszczególnych kolejkach sezonu 2023/24 aż 27 to “Nietoperze”. Dwa razy pojawiła się gdzieś tam Barcelona i raz Almeria.

W sierpniu zatem zmierzyły się dwie skrajności i to młodość wzięła górę. W Sevilli oprócz kapitana Navasa zagrali wówczas: 36-letni Fernando, 35-letni Ivan Rakitić, 31-letni Nemanja Gudelj, 31-letni Marcos Acuna, 32-letni Bono, 31-letni Eric Lamela oraz 29-letni Suso, 29-letni Lucas Ocampos, a najmłodszy był 23-latek na środku obrony – Loic Bade. To był dom spokojnej starości. Sevilla zatraciła swój pazur, a stała się domem emerytów. Już nie zarabiała wielkiej forsy na transferach, tylko przygarniała do siebie piłkarzy już przekwitniętych.

Trochę zaczęła sprzątać tę kadrę. Bono zaledwie po jednym ligowym meczu i drugim w Superpucharze Europy odszedł do Al-Hilal za bardzo dobrą sumę, czyli 21 miliony euro. Jesus Corona został sprzedany do Meksyku, a Karim Rekik do Zjednoczonych Emiratów Arabskich (dziś trenuje go Paulo Sousa). Ivan Rakitić także na chwilę poszedł do ligi saudyjskiej, gdzie mu się jednak nie spodobało. Fernando wrócił do rodzimej Brazylii, podobnie zrobił też Portugalczyk Rony Lopes, który dołączył do Bragi. Te porządki trzeba było kontynuować w tym okienku. Udało się zarobić 20 mln na En-Nesyrim, choć nie jest to młodzieniaszek, tylko 27-latek. W klubie nie ma już mistrzów świata – Lucasa Ocamposa oraz Marcosa Acuni. Odeszli także Erik Lamela, Marco Dmitrović, Thomas Delaney czy Ludwig Augustinsson. Sevilla w dwa lata sprzątała pozostawiony bałagan. To gracze po trzydziestce lub blisko tego wieku.

Owszem, w Hiszpanii są surowe regulacje finansowe i czasami trudno to wszystko pospinać płacowo, ale Sevilla przesadzała z zatrudnianiem weteranów. Miała ich po prostu za wielu. Zmieniła politykę i dziś w składzie widzimy już na stałe 22-letniego Luciena Agoumé, który w zeszłym sezonie był tylko wypożyczony. Nie przebił się w Interze, lecz to wciąż młody zawodnik, na którym można będzie ewentualnie zarobić. Sevilli już nie znajdziemy w najstarszych jedenastkach. Średnia wieku spadła. Xavier Pimienta przeciwko Las Palmas wystawił ekipę, która miała razem 26,4. Navas jest już rezerwowym, a w składzie są: Juanlu Sanchez, Jose Angel Carmona, Tanguy Nianzou czy wspomniany Lucien Agoume. Doszedł jeszcze wypożyczony z Brighton wielki talent – 20-letni Valentin Barco, który potrzebuje łapać minuty na lewej obronie.

Related Articles