Skip to main content

Wisła Kraków lubi wynik 1:6. Tyle przegrała w eliminacjach Ligi Europy z Rapidem Wiedeń i tyle też przegrała z Cercle Brugge w IV rundzie eliminacji do Ligi Konferencji. Na awans do fazy ligowej nie ma najmniejszych szans. Wiślacy już po 11 minutach przegrywali 0:2. Rewanżem w Belgii zakończą tę przygodę drugoligowca w europejskich pucharach.

Wisła Kraków bardziej postawiła się Cercle Brugge niż zrobiła to Jagiellonia z Ajaksem, ale przegrała więcej. Miała wręcz momentami pecha, że nie udało się bardziej rozmiarów tej porażki zmniejszyć. Owszem, tu także była widoczna różnica piłkarskich poziomów, lecz trochę na innym gruncie. Belgowie sprytnie oddali piłkę polskiemu zespołowi i powiedzieli: macie, rozgrywajcie sobie, a my poczekamy na błąd. No i odpowiedzieli w ten sposób kilka razy – odbiór, kilka podań i już było dużo miejsca do gry. Wisła Kraków z Josephem Colleyem, a Wisła bez Colleya to tak jakby wyjąć kiedyś z Chelsea Johna Terry’ego. Lider, skała i ostoja. Problem jednak jest taki, że doznał kontuzji ścięgna Achillesa z Rapidem i nie zagra przez jakieś pół roku. Jego brak był aż nadto widoczny. Para Wiktor Biedrzycki – Alan Uryga… cóż, nie była dobrze zorganizowana, mówiąc eufemistycznie.

Przy bramce Alana Mindy “na radar” krył Gracjan Jaroch, nie było też asekuracji, gdy Kolumbijczyk łatwym zwodem minął prawego obrońcę i strzałem po dalszym słupku dał prowadzenie gościom. Bramka na 0:2 to już ewidentny błąd Kamila Brody, który źle się ustawił przy dośrodkowaniu z prawej strony. Spodziewał się tego, że Thibo Somers wrzuci w pole karne, a ten zobaczył połowę odsłoniętej bramki i zamiast dośrodkować, to po prostu strzelił w jej kierunku. Decyzja idealna. Broda się czegoś takiego nie spodziewał – gol idzie na jego konto. Trzeci to z kolei stały fragment gry, a konkretnie rzut rożny. Taki wynik utrzymał się do przerwy. Czy coś można powiedzieć pozytywnego o grze Wisły Kraków? No można, bo Rodado strzelił w poprzeczkę, a Broda wyjął jedno sam na sam.

To jednak “małe rzeczy”, bo tak naprawdę po 11 minutach było pozamiatane. Jeśli ktoś zastanawiał się, czy oglądać Wisłę czy Jagiellonię, to błyskawicznie dostał gotową odpowiedź, że dwumecz “Białej Gwiazdy” odjechał z pola widzenia. Jedynie żal, że rozmiary porażki są tak ogromne, bo przecież było kilka okazji, żeby je zmniejszyć – wspomniana poprzeczka albo strzał Gogóła z drugiej połowy, który dobijał jeszcze Rodado. Druga połowa pod względem sytuacji była wyrównana, ale to też dlatego, że Belgowie już nic nie musieli, ponieważ mieli wysoką przewagę. A i tak zdołali jeszcze trzykrotnie trafić do siatki. Wiślacy mieli nawet przewagę czterech na jednego w obronie, a i tak Ahoueke Denkey miał tyle miejsca, że oddał strzał i trafił w górną siatkę na 4:0.

Obrońcy Wisły Kraków bardzo łatwo dali sobie wjeżdżać w pole karne, wymieniać tam podania, oddawać strzały… Główny zarzut do Wisły to fatalna gra w defensywie – dwa gole strzeliła jej Arka, dwa Znicz Pruszków, trzy Spartak Trnava, sześć Rapid Wiedeń i teraz sześć Cercle Brugge. Są gigantyczne dziury, brak asekuracji, a zawodnik z piłką ma praktycznie ze trzy opcje do podania, bo tak źle stoi ustawiona obrona “Białej Gwiazdy”. O ile z przodu jest błyskotliwy Angel Rodado, a ogólnie brakło trochę szczęścia, by mieć na koncie dwa bądź trzy gole, tak z tyłu nie ma przypadku w tym, że aż tyle razy piłka wylądowała w siatce przeciętnego golkipera, jakim jest Kamil Broda. Z tym, że akurat tutaj może jedną bramkę zawalił, przy innej mógł się zachować lepiej, ale siedem udanych obron na swoje konto zapisał. Honorową bramkę na koniec dołożył Angel Rodado, sprawiając, że Wisła nie dostała tu batów do zera.

Related Articles