
Nie udało się podopiecznym Nikoli Grbcia wyjechać z Antalyi z kompletem zwycięstw. Po wygranych z USA, Kanadą oraz Holandią, sposób na Polskę znalazła Słowenia. Przegrana ze Słowenią jest tym bardziej kosztowna, bowiem przerwała fantastyczną serię Biało-Czerwonych.
27 meczów – od tylu spotkań o punkty Biało-Czerwoni byli niepokonani. Zabrakło jednego, żeby wskoczyć na historyczne podium. W historii najwięcej zwycięstw z rzędu mają Brazylijczycy, którzy mogą poszczycić się trzema najdłuższymi seriami wygranych meczów. Aż 39 razy z rzędu wygrywali w latach 2003-2004, kiedy to nie mieli sobie równych. 29 zwycięstw osiągnęli w latach 2015-2016, a 28 w latach 2019-2021. Polacy jeszcze w Anatalyi mogli zrównać się z Brazylią, jednak ich licznik stanął na liczbie 27. Plany pokrzyżowała im Słowenia, która podczas niedzielnego spotkania była zdecydowanie lepsza od Polaków. Trzeba więc wyzerować licznik i liczyć od nowa. Jak wyglądały zatem mecze Polaków w pierwszym tygodniu rywalizacji w Lidze Narodów? Zapraszamy na krótkie podsumowanie.
USA – Polska 0:3 (22:25, 15:25, 24:26)
Miało być trudne spotkanie, a była demolka! Cóż… Patrząc jednak na skład Amerykanów, to nie ma co się dziwić. Gra drugi, jak nie trzeci garnitur. Trener John Speraw jako pierwszy podał skład kadry, która będzie walczyła o złoto olimpijskie w Paryżu. Na tej liście nie ma żadnego z zawodników, którzy zagrali w inauguracyjnym meczu przeciwko Polsce. Zatem jest jasne – Amerykanie skupiają się tylko na igrzyskach olimpijskich. Ligę Narodów olali. Nikt jednak nie spodziewał się, że Biało-Czerwoni wygrają tak gładko. Emocji było tyle co na grzybach. Jedynie w trzecim secie Amerykanie prowadzili wyrównaną walkę, ale ostatecznie przegrali po grze na przewagi. Widowiskowo mecz nie porwał. Obydwie drużyny popełniły sporo błędów (P:18, U:22). W grze blokiem nieco lepiej spisali się podopieczni Nikoli Grbicia, ale i tak nie było to coś wielkiego (P:6, U:3). Podobnie zresztą w polu zagrywki. Biało-Czerwoni posłali osiem asów serwisowych, a pomylili się 11 razy (bilans -3). Z kolei Amerykanie zapunktowali zagrywką sześciokrotnie, a zepsuli 14 (bilans -8). W polskiej ekipie najwięcej punktów zdobył Aleksander Śliwka (13 – 10 ataków, dwa bloki i as serwisowy). Był to mecz z cyklu: bez historii. Wygrana za trzy punkty i jedziemy dalej.
Kanada – Polska 1:3 (25:18, 20:25, 23:25, 21:25)
O wiele bardziej wymagający był pojedynek z Kanadą. Już od pierwszego seta było wiadomo, że nie będzie to spacerek dla Biało-Czerwonych. Kanadyjczycy rozpoczęli od prowadzenia 5:3 i nie oddali go do końca, a nawet powiększyli przewagę. Seta wygrali bardzo pewnie i spokojnie. Podopieczni Tuomasa Sammelvuo zagrali lepiej blokiem (K:2, P:0) i mieli lepszą skuteczność wa ataku (K:67%, P:43%). W drugim secie Polacy przycisnęli zagrywką. Posłali aż sześć asów serwisowych, a Kanadyjczycy tylko jednego. Poprawili też skuteczność w ataku i w efekcie doprowadzili do remisu w setach. Trzecia partia była najbardziej wyrównana, trwała walka na noże. Kanadyjczycy mieli przyjęcie na dobrym poziomie, ale nie do końca potrafili zamienić to na punkty w ataku. W decydujący fragment tego seta Biało-Czerwoni wchodzili z trzypunktowym prowadzeniem (17:20). Końcówka jednak przyniosła niespodziewane emocje, bowiem podpieczni Sammelvuo nieustannie naciskali (21:22) i wygrywali dłuższe akcje. Mimo dwóch piłek setowych reprezentacji Polski nie obyło się bez nerwów, ale seta atakiem po bloku zakończył Bednorz (23:25).
W kolejnej partii Polacy poszli za ciosem i przy serii zagrywek Semeniuka wygrywali już od pierwszych piłek – 3:0. Kanadyjczycy nie potrafili doprowadzić do remisu. Ten set od początku do końca należał do mistrzów Europy. Jeżeli spojrzymy na pomeczowe statystyki, to były wyrównane. Żadna z ekip nie zrobiła wielkiego “wow” w grze blokiem (K:4, P:5). W polu zagrywki obydwie zepsuły po 16 serwów. Z tą różnicą, że Polacy posłali osiem asów, a Kanadyjczycy pięć. Najwięcej punktów w polskiej drużynie zdobył Bartosz Bednorz (19). Skończył 18 z 25 ataków, co dało mu aż 72% skuteczności. Do tego dorzucił jeszcze jeden punktowy blok. Trudny mecz, więc tym bardziej cieszą trzy punkty. Bednorz bardzo pomógł go wygrać w newralgicznych momentach.
Holandia – Polska 0:3 (28:30, 23:25, 18:25)
Patrząc na wynik 0:3 mogłoby się wydawać, że to był łatwy meczyk do odhaczenia. Nic bardziej mylnego. W pierwszych dwóch setach Biało-Czerwoni musieli się mocno napocić. W inauguracyjnej partii wydawało się, że podopieczni mają pod początku kontrolę. W decydujący fragment wchodzili, prowadząc nawet sześcioma punktami (14:20). Holendrów do walki starał się poderwać Abdel Aziz. Po jego dobrych zagrywkach i atakach zrobiło się 17:20, a po autowym ataku Śliwki i asie Nimira różnica wynosiła już tylko “oczko”. O wygranej Polaków zadecydowała dopiero gra na przewagi. Podobnie z kolejną odsłoną. Znowu nasi mieli sześciopunktową przewagę (13:19). Ponownie Abdel Aziz pociągnął swoją reprezentację do odrabiania strat. Pomarańczowi nie rezygnowali i po asie serwisowym Koopsa, a także bloku zbliżyli się na jeden punkt. Ostatecznie jednak atak Artura Szalpuka przesądził o wygranej Biało-Czerwonych.
Ostatnia partia to już całkowita dominacja naszej kadry. Od początku do końca kontrolowali jej przebieg. Holendrzy nie mieli żadnych argumentów i nie wierzyli w wygraną po dwóch przegranych setach na “żyletki”. Polacy zagrali świetnie blokiem. Zdobyli 14 punktów, a rywale dziewięć. Co ciekawe, aż czterokrotnie przeciwników zablokował… rozgrywający Marcin Komenda. Jest to najlepszy wynik zawodnika na tej pozycji w historii występów polskiej reprezentacji w XXI wieku. Dodatkowo Polacy mieli o wiele lepszą skuteczność w ataku (H:45%, P:57%). Jedyne co może martwić, to słaba postawa w polu zagrywki. Posłali siedem asów serwisowych, a pomylili się 13 razy (bilans -6). Dla porównania Holendrzy zagrywką zapunktowali sześciokrotnie, a zepsuli ich tylko osiem (bilans -2). W polskiej ekipie najlepiej spisało się trio: Aleksander Śliwka (16), Artur Szalpuk (14) oraz Jakub Kochanowski (12).
Słowenia – Polska 3:0 (25:20, 25:21, 25:18)
To był słaby mecz w wykonaniu Polaków. Trwał zaledwie godzinę i 15 minut. W całym spotkaniu Polska objęła prowadzenie tylko w jednym fragmencie. Na początku pierwszego seta wygrywała od stanu 4:5 do 8:9. Słowenia zmiotła Polskę z parkietu. Przede wszystkim w polskiej ekipie nie istniało przyjęcie. Mecz skończyli ze skutecznością na poziomie 29%. Dramat. Chociaż… patrząc na tak słabe przyjęcie, to i tak w ataku było dobrze (52%). Dla porównania Słowenia miała skuteczność w przyjęciu 51%, a w ataku 60%. Podopieczni Gheorghe Cretu bardzo dobrze spisali się w polu zagrywki. Posłali osiem asów serwisowych, a pomylili się dziesięciokrotnie (bilans -2). Z kolei Biało-Czerwoni zepsuli aż 12 zagrywek, przy dwóch asach (bilans -10). Jeśli chodzi o grę blokiem, to żadna ekipa nie zagrała rewelacyjnie (S:3. P:5). W reprezentacji Polski jako jedyny dwucyfrową liczbę “oczek” zdobył Kamil Semeniuk. Skończył 10 z 20 ataków, co dało mu 50% skuteczności. Łatwo oddany mecz i trzy punkty. Słowenia okazała się takim koszmarem, jak przez lata na mistrzostwach Europy.
Drugą rundę fazy grupowej podopieczni Nikoli Grbicia rozegrają w Japonii. Tam zagrają z Bułgarią (04.06. o 08:30), Turcją (06.06. o 12:20), Japonią (07.06. o 12:20) oraz Brazylią (08.06. o 08:30). Po pierwszej fazie z dorobkiem dziewięciu “oczek” zajmują piąte miejsce. Liderem jest reprezentacja Włoch, która nie przegrała żadnego meczu i zdobyła 11 punktów. “Oczko” mniej mają Słowenia oraz Kuba.