Skip to main content

Raczej go nie ma. Chelsea miała być mądrze zarządzanym klubem, a stała się amerykańską zabawką i pośmiewiskiem w Europie przez politykę transferową, oferowanie piłkarzom kontraktów na osiem lat, wtrącanie się mądrzejszym w ich robotę, czy też ściąganie każdego młodego piłkarza jak leci. Teraz jeszcze nie potrafili się porozumieć z Mauricio Pochettino, gdy naprawdę zaczęło im świetnie iść.

Upokarzająca porażka 0:5 z Arsenalem i odpadnięcie z półfinału FA Cup z Manchesterem City, który słaniał się na nogach, bo trzy dni wcześniej grał dogrywkę z Realem Madryt w Champions League? Nie. To nie był dobry moment na zwolnienie Mauricio Pochettino, a po takiej kompromitacji byłoby to zasadne. Wydawało się, że z Chelsea już nic nie będzie. Gdyby wtedy Todd Boehly i cała ta banda zarządzających własnym pożarem zwolniła Argentyńczyka, to decyzja byłaby całkiem zrozumiała, a przynajmniej taka do wytłumaczenia. Pochettino jednak został, a później zanotował kapitalną serię pięciu wygranych z rzędu. Fani Chelsea nie chcieli, żeby ten sezon się kończył, bo wreszcie na koniec mogli się uśmiechnąć nie tylko z powodu Cole’a Palmera, ale też Noniego Madueke czy Benoît Badiashile’a. Powody do radości dał nawet irytujący przez 3/4 sezony Nicolas Jackson.

Co zrobili w Chelsea? Uparli się przy swojej wizji, nie chcąc w ogóle słuchać wskazówek szkoleniowca. Męczyło to Pochettino na tyle, że powiedział dwa tygodnie przed zakończeniem sezonu: – Nie wszystko opiera się na opinii właścicieli, czy dyrektorów sportowych, dlatego powinniście zapytać również nas, jako sztab szkoleniowy tego klubu. My, tak samo jak i oni możemy zadecydować o tym czy chcemy kontynuować dalszą współpracę, czy też nie. Rozjechała się między stronami wizja rozwoju tego projektu – tak można to podsumować pokrótce. Kością niezgody było między innymi to, że zdaniem szkoleniowca Caicedo i Enzo Fernandez nie mogli grać obok siebie. Obaj gracze mu się w zasadzie średnio podobali. W Chelsea jednak tego wymagali, gdyż za obu tych zawodników zapłacono po ponad 100 baniek. Musiał tłumaczyć rzeczy, na których on się znał, a panowie w gajerach raczej niekoniecznie.

Męczył się, ze każdy chce tam być mądrzejszy od niego. Podważali jego metody treningowe i chcieli ograniczyć rolę w budowaniu zespołu. Już na początku Pochettino miał problem z tylko dwuletnią, a nie trzyletnią umową, ale się na nią zgodził. Amerykanie chcą widocznie budować klub po swojemu i doświadczenie menedżerów w ich własnej wizji nie za bardzo ich obchodzi. Współdyrektorzy sportowi Paul Winstanley i Laurence Stewart mieli rozbieżną politykę prowadzenia klubu z Argentyńczykiem, który wreszcie przestał pod koniec udawać, że wszystko jest okej i nie robił już dobrej miny do złej gry. Nieraz w wypowiedziach potrafił na jakiś temat podszczypać, ale na końcu wypalił dopiero z grubej rury. Wina oczywiście spadnie na zapatrzonych w swoją wizję Amerykanów, bo raczej nie na “Pocha”, który napotkał na swojej drodze w Chelsea wiele problemów. Zarząd mu nie pomagał, lecz przeszkadzał. Nie było jednej spójnej wizji. Poważny trener trzy razy się zastanowi zanim teraz obejmie “The Blues”, skoro ma niewiele do powiedzenia i musi panów dyrektorów klepać po ramieniu.

Pochettino to już trzeci szkoleniowiec, z którym rozstał się Boehly. Najpierw z nikomu nieznanych przyczyn pozbył się Thomasa Tuchela, bo tak. Może nie podobało mu się, że chodzi w czapce i w dresie? Wymyślił sobie Grahama Pottera, który okazał się kompletnym niewypałem i nie potrafił nad tym bajzlem zapanować. Wreszcie robotę dostał Mauricio Pochettino i kiedy wydawało się, że już sobie to wszystko poukładał, a początek sezonu 2024/25 zapowiadał się na ekscytujący, to Boehly ze swoją świtą nie potrafili dogadać się z Pochettino. Rzutem na taśmę uratował pieniądze z europejskich pucharów. Chelsea może nawet zagrać w Lidze Europy, bo zajęła 6. pozycję w lidze. Musi tylko trzymać kciuki za Manchester City w derbach Manchesteru w finale FA Cup. Jeśli wygrają “The Citizens”, to będzie Liga Europy, a jeżeli United, to tylko Liga Konferencji.

To już jednak robota dla kolejnego trenera. Mówi się o wielu opcjach, a jedną z nich jest Roberto De Zerbi. W końcu Chelsea uwielbia dobijać deale z Brightonem – to stamtąd kupiła Marca Cucurellę, Moisesa Caicedo, Roberta Sancheza i trenera Grahama Pottera. Dała tam też na ogranie Leviego Colwilla. W 2024 roku Chelsea zaczęła grać dużo lepiej. Na tyle, że tylko trzy czołowe ekipy punktowały lepiej – Manchester City, Arsenal i Liverpool. Uczciwie trzeba też jednak dodać, że Pochettino zmagał się z ogromną liczbą urazów swoich piłkarzy. Był pod tym kątem najbardziej poszkodowanym menedżerem. On i Eddie Howe z Newcastle United. Na koniec sezonu coraz więcej piłkarzy zaczęło zdrowieć i dlatego wyglądało to lepiej. To aż 54 kontuzje. Co prawda kadra “The Blues” jest bardzo szeroka, ale mimo wszystko to przesada z jaką częstotliwością wypadali kolejni gracze. Przeanalizujmy sobie…

Romeo Lavia kosztował prawie 60 milionów funtów, a pojawił się na boisku…. raz – na pół godzinki z Crystal Palace w połowie sezonu. A potem się zmył i tyle go widzieli. Wesley Fofana doznał groźnej kontuzji już w okresie przygotowawczym i zagrał jeszcze mniej spotkań niż Lavia – zero. Podstawowi i bardzo ofensywni boczni obrońcy to szklanki – Ben Chilwell i przede wszystkim Reece James. Kapitan Chelsea wyleczył uraz uda, trochę pograł i za chwilę potrzebował operacji ścięgna podkolanowego. Gareth Southgate nawet nie mógł go uwzględnić w szerokiej kadrze po tak dziurawym sezonie. Podobnie zresztą zrobił z Benem Chilwellem. Zdrowi znaleźliby się na tej liście. Christopher Nkunku też niemal nie istniał. Doszło do tego, że zaliczał kontuzję za kontuzją, a Pochettino mówił z rozbrajającą szczerością, że nawet nie wie co i kiedy mu się stało. “Poch” musiał się mierzyć z gigantycznymi brakami.

Największym brakiem okazał się jednak brak wspólnego języka i chęci porozumienia obu stron. Różnice musiały być nie do pogodzenia. Obie strony odetchnęły z ulgą. Gorzej z kibicami…

Related Articles