Za nieco ponad miesiąc rozpoczną się piłkarskie Mistrzostwa Europy w Niemczech, a ledwie kilka dni później wystartują Copa America, tym razem rozgrywana w USA z udziałem północno- i środkowoamerykańskich ekip. Choć to katarski mundial miał być ostatnim tańcem dwóch największych piłkarzy ostatnich dekad, to jednak wszystko wskazuje na to, że już za parę tygodni będziemy oglądać bramki Cristiano Ronaldo i Leo Messiego na kolejnym wielkim turnieju. Giganci wciąż tańczą i nie założylibyśmy się, czy przypadkiem nie zapragną zagrać również na mistrzostwach świata za dwa lata…
Ronaldo miał być już skończony. Mundial mu się nie udał. Portugalia odpadła w ćwierćfinale z Maroko, a pięciokrotny zdobywca Złotej Piłki rozpoczął ten mecz na ławce rezerwowych. Na ławce zaczął również mecz 1/8 finału ze Szwajcarią. Ta decyzja Fernando Santosa w 100% się obroniła, bo Portugalia wygrała 6:1, a zastępujący CR7, Goncalo Ramos strzelił trzy gole. Z Maroko Ronaldo nie wchodził jednak, by ewentualnie dobić rywala, ale po to, by ratować swoją reprezentację. Nie udało się – afrykański kraj po raz pierwszy w historii mundiali dotarł do najlepszej czwórki, a o wszystkim przesądziła bramka Youssefa En-Nesyriego z końcówki pierwszej połowy.
Wydawało się, że to będzie koniec reprezentacyjnej kariery wielkiego piłkarza. Szczególnie, że w tym samym czasie Ronaldo opuszczał Europę, wybierając ofertę z arabskiego Al-Nassr. Z Manchesteru United odchodził w atmosferze wzajemnej niechęci. Udzielił mocnego wywiadu, w którym skrytykował klub i jego działaczy. Erik ten Hag już wcześniej nie przejawiał wielkiej sympatii do CR7 i raczej nie zmartwił się tym, że Ronaldo sam postanowił ewakuować się z Old Trafford.
Mieliśmy więc ponad 37-letnią, odchodzącą z poważnej piłki gwiazdę po nieudanym dla siebie wielkim turnieju. Naprawdę nieliczni mogli przewidywać, że Ronaldo zagra jeszcze w Niemczech. A dziś nie ma co do tego prawie żadnych wątpliwości. W kadrze Portugalii nie ma już Santosa – nie ma go zresztą już też w reprezentacji Polski. Ba, nie ma go już nawet w tureckim Besiktasie. Kariera trenerska tego pana bardzo mocno przyspieszyła, a w tym czasie Ronaldo robi to, co przez całe życie robił najlepiej. Strzela gole.
W debiutanckim sezonie w Saudi Pro League strzelił ich 14. Al-Nassr zajęło 2. miejsce, a Portugalczyk nie został królem strzelców. Skończył się – pomyśleć mógłby ktoś, kto ma słabą pamięć. Kto nie ma z nią problemów, ten pamięta, że Ronaldo zagrał tylko pół sezonu, bo dołączył do nowego klubu pod koniec grudnia. 14 bramek i 2 asysty zanotował w 16 występach. Trudno nazwać to rozczarowującym wynikiem.
W tym sezonie już prawdopodobnie żadna siła nie odbierze mu korony króla strzelców. Wprawdzie znów Al-Nassr będzie musiało zadowolić się 2. miejscem w tabeli, ale CR7 swoje robi. Ma już 32 trafienia i 10 asyst. Drugi w klasyfikacji strzelców Aleksandar Mitrović ma 24 bramki.
Ktoś może podważyć wartość tych liczb, bo to przecież jedynie Saudi Pro League, a nie poważna europejska piłka. I nie zamierzamy w tym miejscu koloryzować rzeczywistości, twierdząc, że liga arabska jest mocna. Sprowadzono szereg wyśmienitych piłkarzy, ale wciąż to peryferie wielkiej piłki. 42 punkty w klasyfikacji kanadyjskiej po 30 spotkaniach muszą jednak robić wrażenie. A do tego dorzućmy liczby w barwach narodowych.
Od mundialu Ronaldo zagrał we wszystkich 10 meczach Portugalii w eliminacjach Euro. Strzelił w nich… 10 goli! Więcej miał tylko Romelu Lukaku – Belg wpisywał się na listę strzelców aż 14 razy. Oczywiście, tutaj również należy zwrócić uwagę na klasę rywali – rywalami Portugalczyków w grupie byli Słowacy, Luksemburczycy, Islandczycy i Bośniacy i Liechtensteinerzy. Nie jest to zbyt elitarne grono. Jednak już sam fakt, że nowy selekcjoner Portugalii, Roberto Martinez, postanowił nadal stawiać na 38-, a obecnie już 39-letniego piłkarza, jest tutaj znamienny. Piłkarze tacy jak Joao Felix, Diogo Jota czy Goncalo Ramos muszą zadowalać się rolą rezerwowego, a CR7 ciągle wychodzi w podstawowej jedenastce. I wszystko się tutaj zgadza, bo ekipa Martineza rozniosła eliminacje z kompletem zwycięstw i bilansem bramkowym 36:2.
Prawdziwą próbą dla „nowej” Portugalii ze starym Ronaldo będzie jednak Euro. Portugalia w grupie zagra z Czechami, Turcją i Gruzją. Nie jest to przesadnie trudna grupa i chyba nikogo nie zdziwi, jeśli znów zobaczymy Ronaldo strzelającego bramkę w finałach mistrzostw Starego Kontynentu. Robił to w 2004, 2008, 2012, 2016 i 2021 roku. Pora na szóste finały z golem. W klasyfikacji wszech czasów finałów Mistrzostw Europy Ronaldo jest oczywiście liderem – ma już 14 turniejowych bramek i dystansuje drugiego Michaela Platiniego o 5 trafień. Francuz wszystkie te gole strzelił podczas jednych finałów – w 1984 roku. Ronaldo swój licznik otworzył dwie dekady temu i ciągle nie chce go zamykać.
Jeśli dobrze spisze się w Niemczech, kto zabroni mu pomarzyć o szóstym w życiu mundialu? Do tej pory żaden piłkarz nie wystąpił na tylu czempionatach globu. W 2026 roku w USA może to zrobić nie tylko Ronaldo, ale też jego wielki rywal – Leo Messi.
Ta rywalizacja już wprawdzie wygasła, bo obaj panowie grają w piłkę poza Europą. Jednak dziś mundial 2026 jako ewentualny „last dance” tego duetu nie wydaje się już zupełną mrzonką. Zwłaszcza w przypadku dwa lata młodszego Messiego, który będzie miał wtedy „tylko” 39 lat. Cristiano będzie już miał 41 wiosen na karku.
Gdy argentyński mistrz świata przeniósł się do Interu Miami, filmiki z jego bramkami i akcjami błyskawicznie obiegały cały świat i stawały się internetowymi viralami. Z czasem jednak „hype” na Messiego w MLS ucichł. Niedawno znów zrobiło się głośno, bo w weekend Leo w meczu z New York Red Bulls strzelił gola i zaliczył 5 asyst, a jego drużyna pokonała nowojorczyków 6:2! Pan piłkarz bawi się za oceanem, tak jak Ronaldo na Bliskim Wschodzie. Aktualnie klasyfikację strzelców MLS otwierają dwa nazwiska – Messiego i jego przyjaciela, Luisa Suareza. Dwie gwiazdy Interu mają po 10 goli. Messi „przy okazji” jeszcze 13 asyst, co oznacza udział przy 23 bramkach. Inter strzelił ich w sumie 32. Leo swoje znakomite liczby wykręcił w zaledwie ośmiu występach, bo przez chwilę pauzował z powodu kontuzji. Zagrał też w trzech meczach Ligi Mistrzów CONCACAF – strzelił dwie bramki i dołożył dwie asysty.
Zresztą, Messi zaraz po transferze na Florydę zdobył od razu pierwsze trofeum dla nowego klubu. Inter wygrał Leagues Cup, a Argentyńczyk w siedmiu meczach strzelił 10 goli i dorzucił asystę. Początek w Interze nie był jednak w 100% udany. Przeszkodziła kontuzja – nie udało się wygrać US Open Cup, gdzie ekipa z Miami bez swojego lidera poległa w finale z Houston Dynamo. Nie udało się również wydźwignąć Interu do playoffów w MLS. Straty punktowe okazały się za duże, a bez Leo ich odrabianie szło po prostu za słabo. Mimo że Inter był w sezonie 2023 jedną z najsłabszych drużyn w lidze, to przed sezonem 2024 bukmacherzy widzieli w nim głównego faworyta do mistrzostwa. To oczywiście efekt Messiego, ale po trosze też transferu Luisa Suareza. Póki co przewidywania „buków” się sprawdzają – zespół z Florydy prowadzi w Konferencji Wschodniej, a punkty gubił głównie wtedy, gdy Messi był na L4.
Generalnie można więc powiedzieć, że ośmiokrotny zdobywca Złotej Piłki, zgodnie z planem, robi w MLS, co chce. A w reprezentacji? Po zwycięskim mundialu Messi zagrał w barwach Albicelestes w ośmiu meczach i strzelił osiem bramek. Argentyńczycy rozpoczęli już cykl eliminacyjny do kolejnych mistrzostw świata i prowadzą w grupie z bilansem 5-1-0. Czy Messi nie będzie chciał zagrać w turnieju, w eliminacjach którego strzela bramki i ciągnie Albicelestes do kolejnych zwycięstw?
Tego nie przesądzamy, ale póki co przed drużyna Lionela Scaloniego walka o obronę tytułu w Copa America. W turniejowej grupie A Messi i spółka zagrają przeciwko Peru, Chile i Kanadzie. Większych problemów z awansem do ćwierćfinału być nie powinno, tym bardziej, że kapitan na stadionach w USA będzie się czuł jak u siebie, w nowym domu. Notabene trzecie z grupowych spotkań Argentyna zagra na stadionie w Miami.
Czy Messi obroni tytuł w Copa America, a Ronaldo powtórzy sukces z 2016 roku? Takich śmiałych tez nie stawiamy, choć zarówno Argentyna jest w ścisłym gronie faworytów Copa America, jak i Portugalia na Euro. Obaj panowie będą też w gronie głównych kandydatów do korony króla strzelców tych turniejów.
Przez prawie dwie dekady, dzień po dniu, ci dwaj geniusze futbolu pisali jego najnowszą historię, a nawet na nowo definiowali tę dyscyplinę. Wyznaczali nowe granice, bili rekordy, zdobywali dziesiątki trofeów. I wydaje się, że chcą nadal to robić, na przekór metryce. I zostawiając choć raz na boku dyskusję o tym, który z nich był (jest?) lepszy – wypada cieszyć się, że latem tego roku znów będziemy mieli okazję zobaczyć ich na największej scenie. Kto wie, być może wcale nie po raz ostatni…