Pochodzą z małego państwa, które jest enklawą terytorium Włoch. Mimo utytułowanego piłkarsko sąsiedztwa, nie byli, nie są i prawdopodobnie długo nie będą futbolową potęgą. Reprezentacja San Marino to jedna z najsłabszych drużyn na świecie. Potrafi jednak celebrować chwile, które są dla nich droższe niż mistrzowskie medale.
Historia futbolu w jednym z najmniejszych państw świata sięga 1931 roku, kiedy do życia powołano federację piłkarską. Jednak piłkarskie tradycje na dobre rozpoczęły się dopiero pięćdziesiąt lat później. W połowie lat 80. do życia powołano ligę oraz drużynę narodową. Ta jednak nie będąc członkiem UEFA i FIFA mogła rozgrywać jedynie nieoficjalne spotkania. Przygoda sanmaryńskiej reprezentacji rozpoczęła się dopiero 14 listopada 1990 roku. Wówczas na Stadio Olimpico w Serravalle, w obecności 931 widzów San Marino przegrało w meczu eliminacji do Mistrzostw Europy z drużyną Szwajcarii w stosunku 0:4, rozpoczynając drogę cierpienia i nieustających pasm porażek.
Pierwszy moment chwały nadszedł już wiosną 1991 roku. W meczu 3. kolejki kwalifikacji do EURO 92 zespół San Marino podejmował na własnym boisku naszpikowaną gwiazdami reprezentację Rumunii. Podopieczni trenera Mircei Radulescu otworzyli wynik meczu w 18 minucie, gdy słynny Gheorghe Hagi skutecznie egzekwował rzut karny. Po pół godzinie gry luksemburski sędzia Roger Philippi ponownie wskazał na „wapno”, tym razem dla Sanmaryńczyków! Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł 28-letni Valdes Pasolini. Napastnik SS Juvenes pokonał Florina Pruneę zostając tym samym historycznym strzelcem pierwszego gola dla reprezentacji swojego kraju.
W 203 rozegranych oficjalnych spotkaniach kadra San Marino wygrała zaledwie jeden raz, notując także 9 remisów. Bilans bramkowy „La Serenissima”, jak nazywana jest tam drużyna narodowa, jest zatrważający – 32 gole strzelone, ale jednocześnie aż 816 straconych! Jedną czwartą trafień dla reprezentacji zanotował jej najlepszy strzelec w historii, Andy Selva. Napastnik, który miał swój ogromny wkład w awans włoskiego Sassuolo do Serie B w sezonie 2007/2008, zakończył reprezentacyjną karierę osiem lat temu i wciąż nie znalazł godnego następcy. Obecnie najlepszym strzelcem kadry w błękitnych strojach jest 26-letni Filippo Berardi, który na listę strzelców drużyny San Marino wpisywał się trzykrotnie.
Na pierwszy „sukces” reprezentacja czekała aż 14 meczów. Wiosną 1993 roku w meczu eliminacji do amerykańskiego mundialu Sanmaryńczycy bezbramkowo zremisowali z będącą w kryzysie Turcją. Całe kwalifikacje przeszły zresztą do historii sanmaryńskiego futbolu. Już na początku zmagań Nicola Bacciocchi na stadionie w Ankarze pokonał Hayrettina Demirbaşa doprowadzając do wyrównania w finalnie przegranym 1:4 meczu. Później blisko sensacji było na stadionie Widzewa w Łodzi. Wówczas dopiero oszustwo Jana Furtoka, który w 75 minucie zdobył gola ręką i ślepota szkockich sędziów z Lesem Mottramem na czele odebrały San Marino szansę na bezbramkowy remis i kompromitację naszej reprezentacji.
Do naprawdę nieprawdopodobnych scen doszło jednak na sam koniec eliminacji. W Bolonii San Marino mierzyło się z reprezentacją Anglii. Gospodarze rozpoczęli od środka i wymieniając trzy podania szybko zdobyli przestrzeń na połowie Anglików. Długie podanie po ziemi w pole karne ze stoickim spokojem odprowadzał kapitan „Synów Albionu” Stuart Pearce. Obrońca angielskiej drużyny próbował zagrać piłkę do bramkarza, słynnego Davida Seamana. Zrobił to jednak zbyt lekko, a zza jego pleców nadbiegł Davide Gualtieri i strzałem na wślizgu uprzedził golkipera Anglii. Piłka zatrzepotała w siatce po zaledwie 8,3 sekundy! Gualtieri znalazł się później na pierwszych stronach brytyjskich gazet z podpisem “End of the world”.
Sanmaryńczycy utrzymywali prowadzenie przez ponad 20 minut! Finalnie przegrali w Bolonii aż 1:7, ale rekord Gualtieriego pozostał niepobity przez kolejne 24 lata! Dopiero w 2017 roku Belg Christian Benteke w meczu z Gibraltarem urwał z rekordowego wyniku 0,2 sekundy. Dodatkowego smaku w przypadku tego gola dodaje fakt, że Anglicy potrzebowali zwycięstwa różnicą 7 goli, aby móc marzyć o udziale w Mistrzostwach Świata. Drugim z kryteriów była porażka Holandii w meczu z Polakami w Poznaniu. Ostatecznie nie udało się ani jedno, ani drugie, bowiem Holendrzy wygrali swój mecz 3:1, zgarniając „Synom Albionu” bilety na mundial wprost sprzed nosa.
Tylko dwie reprezentacje są „ulubionymi” przeciwnikami drużyny San Marino. Pierwszą jest Belgia, której Selva w całej swojej karierze strzelił trzy gole w trzech różnych meczach, oczywiście przegranych. Druga to kadra Liechtensteinu, z którą „La Serenissima” ma najlepszy bilans meczów i jedyne zwycięstwo w historii. Było to 28 kwietnia 2004 roku. W towarzyskim meczu w Serravalle San Marino wygrało 1:0 po golu – jakżeby inaczej – Selvy. Napastnik, niczym David Beckham, posłał po rozegraniu rzutu wolnego pośredniego piłkę w samo okienko bramki Petera Jehle. Nie wierzycie? Sprawdźcie na YouTube’ie.
Również biało-czerwoni robili wiele, aby zapisać się w annałach sanmaryńskiego futbolu. Ręka Furtoka to nie wszystko. W rewanżu w maju 1993 mordowaliśmy się okrutnie, a worek z bramkami rozwiązał się dopiero w drugiej połowie. Niemal dekadę później pod wodzą selekcjonera Zbigniewa Bońka ponownie trafiliśmy na San Marino. Zwycięstwo 2:0 zostało odniesione po nudnej, schematycznej i zachowawczej grze drużyny, która z Bońkiem u steru miała święcić tryumfy. W kwalifikacjach do mundialu w RPA bliska kompromitacji była kadra pod wodzą Leo Beenhakkera. Już w 3 min. Grzegorz Wojtkowiak sfaulował w polu karnym Selvę i sędzia podyktował rzut karny. Sam poszkodowany wykonał „jedenastkę”, którą w znakomitym stylu obronił Łukasz Fabiański. Oczy bolały od oglądania biało-czerwonych, którzy wymęczyli wygraną 2:0, a Robert Lewandowski zdobył gola w swoim reprezentacyjnym debiucie.
W ostatnich latach próżno było szukać lepszych momentów reprezentacji San Marino w meczach o stawkę. Ot, bezbramkowe remisy w Lidze Narodów z Liechtensteinem i Gibraltarem oraz towarzyskie remisy 0:0 z Seszelami i 1:1 z Saint Lucia. „Przełom” nastąpił w ubiegłym roku. W kwalifikacjach do EURO 2024 sanmaryńska jedenastka co prawda przegrała wszystkie mecze, ale straciła w nich „tylko” 31 goli, strzelając jednocześnie aż trzy, w trzech kolejnych spotkaniach zamykających kwalifikacje. Duńczycy, Kazachowie i Finowie zostali dopisani do listy „skalpów” San Marino. Czy przed ekipą „La Serenissima” lepsze czasy? Niewykluczone, bowiem jesienią w Lidze Narodów ich rywalami będzie Gibraltar oraz… Liechtenstein. To naprawdę realne szanse na kolejne momenty chwały tego małego państewka.