Ćwierćfinał pomiędzy Barceloną i Paris Saint-Germain nie rozczarował (jak w sumie żaden z ćwierćfinałów). Miał on dwóch niespodziewanych bohaterów. Najlepszym piłkarzem meczu został wybrany Raphinha, czyli autor dwóch bramek, a gola na wagę zwycięstwa 3:2 strzelił Andreas Christensen.
Aż cztery lata nie było Barcelony w ćwierćfinale Champions League i zameldowała się w nim po takiej przerwie w świetny sposób. Wywiozła bowiem cenne zwycięstwo z gorącego Parc des Princes. W przeszłości bardzo rzadko udawało się jej wygrywać w Paryżu (jeden raz). Tylko jednej bramki zabrakło, żeby mecz miał niemal identyczny przebieg jak pierwszy ćwierćfinał Real – Man City! Najpierw bramka gości (0:1), potem dwa błyskawiczne ciosy gospodarzy (2:1), wreszcie odwrócenie losów spotkania i dwa gole gości (2:3), no i na koniec bramka wyrównująca (3:3). Tej ostatniej sekwencji zabrakło i to Barcelona poprzestała na skutecznym come backu od stanu 2:1 do 2:3. Bohaterowie? Niespodziewani, bo po pierwsze Raphinha, a po drugie świetne zmiany trenera. Pedri tuż po wejściu dał doskonałą asystę, a Andreas Christensen zdobył bramkę z główki na wagę zwycięstwa.
Antybohater meczu? Może być tylko jeden – Gianluigi Donnarumma, który popełnił kilka błędów. Zaczął ryzykownie i dobrze, bo powstrzymał pędzącego sam na sam Raphinię. Przeczytał podanie i wyszedł z bramki. Potem było o wiele gorzej, gdyż zawalił przy dwóch bramkach dla Barcelony, a prawie i nawet trzech, ponieważ za pierwszym razem uratował go wybijający piłkę z linii Nuno Mendes. Donnarumma nie zachował się w tej sytuacji najlepiej i dał się przeskoczyć Robertowi Lewandowskiemu. Piłka zmierzała już do siatki, ale w ostatniej chwili wybił ją wspomniany Mendes. Ogólnie Barcelona musiała dobrze przeanalizować zachowania Włocha i celowo biła piłki ze stałych fragmentów gdzieś na piąty metr. Golkiper PSG miał z nimi duży problem. Kylian Mbappe także niezbyt wiele zdziałał. Do notesu trzeba zapisać kolejny przeciętny mecz Francuza, w którym nie daje żadnych liczb, a błyszczą raczej inni – choćby bardzo niedoceniany, a wykonujący ogrom pracy Vitinha.
Trudno uwierzyć, ale Ousmane Dembele strzelił dopiero swojego… drugiego gola dla PSG. To mógł być niespodziewany bohater. Popisał się niezwykłym kunsztem i huknął z lewej nogi na 1:1. Trzy minuty później do siatki trafił Vitinha, jeden z bohaterów tego sezonu wśród paryżan. Nie było dane żadnemu z nich zostać bohaterem, ponieważ Barcelona oodpowiedziała dwoma ciosami. Szczególnie przy ciosie na 3:2 winę ponosi Donnarumma. Dwumetrowy kolos nie może być po prostu przyspawany do linii, kiedy dośrodkowanie z rzutu rożnego leci na trzeci, czwarty metr. Andreas Christensen nie miał problemów z wykończeniem. Nagrodę MVP zgarnął Raphinha. Dokuczają mu problemy ze zdrowiem, potrafi przez wiele spotkań z rzędu nie dawać liczb, żeby potem na trzy bądź cztery mecze z rzędu odpalić najlepszą formę. Był też zawieszony za czerwoną kartkę i generalnie nie ma najlepszego sezonu, ale ten ćwierćfinał miło zapamięta. Dodajmy też, że właśnie strzelił swojego pierwszego i drugiego gola w Lidze Mistrzów.