Skip to main content

Dziś wieczorem w Anglii starcie Chelsea z Manchesterem United. Fani innych angielskich gigantów tylko dobrotliwie uśmiechają się pod nosem na taki mecz, bo przecież zmierzą się ekipy, które regularnie zawodzą oczekiwania swoich kibiców i w końcówce tego sezonu będą na siłę poszukiwać odrobiny nadziei.

Chelsea nie przegrała w lidze dokładnie od dwóch miesięcy. O, to pewnie awansowała w tabeli – pomyśleliście pewnie. No… nie. The Blues zajmują marne 12. miejsce. Wprawdzie mają do rozegrania zaległy mecz, ale mimo wszystko niewiele to zmienia. Przy bardzo optymistycznym wariancie zwycięstwa dziś i wygranej w zaległym meczu, możemy wirtualnie przesunąć Chelsea na 8. miejsce w lidze. Nie jest to żadne spełnienie aspiracji, ale faktycznie dałoby to odrobinę nadziei na finisz z awansem do europejskich pucharów. O Lidze Mistrzów mowy nie ma, ale już nawet marna Liga Konferencji byłaby przecież powrotem do Europy.

Gospodarze mogą wprawdzie jeszcze marzyć o przepustce do Ligi Europy przez Puchar Anglii, ale – no cóż – sprawa jest trudna, bo w półfinale los-figlarz zestawił The Blues z Manchesterem City, obrońcą trofeum i głównym faworytem wszystkich rozgrywek, w których bierze udział. Oczywiście, Chelsea potrafiła walczyć jak równy z równym z The Citizens, ale czy 20 kwietnia uda się wyeliminować zespół Pepa Guardioli? Nawet jeśli, to w finale najprawdopodobniej czekać będzie… Manchester United, który w drugim półfinale zagra z pierwszoligowym Coventry.

Chelsea jeden finał w tym sezonie już zresztą przegrała, a stawka była dokładnie taka sama – awans do Ligi Europy. W meczu o trofeum EFL Cup (Puchar Ligi Angielskiej) ekipa Mauricio Pochettino przegrała z Liverpoolem po dogrywce. Jedna szansa na kwalifikacje do rozgrywek międzynarodowych została więc zaprzepaszczona, a dwie pozostałe są palcem po wodzie pisane. Trudno o optymizm, szczególnie po niedzielnym meczu z Burnley, w którym The Blues prowadzili 1:0 i 2:1, grając w przewadze liczebnej, a finalnie i tak zremisowali 2:2.

Manchester United wprawdzie do pucharów zapewne awansuje, ale celem nadrzędnym dla Czerwonych Diabłów jest Liga Mistrzów. Zresztą, przed sezonem dużo mówiło się, że wzmocniona ekipa Erika ten Haga jest w stanie rzucić wyzwanie Manchesterowi City i Arsenalowi, a tymczasem rzeczywistość jest inna. Na dziś Man Utd zajmuje 6. miejsce ze stratą 9 punktów do piątego Tottenhamu. Piąte miejsce najpewniej da prawo gry w nowej Lidze Mistrzów, więc jest o co grać. Rzecz w tym, że nawet w przypadku zwycięstwa w dzisiejszym meczu, strata dalej będzie duża – 6 oczek. A już w najbliższy weekend kolejny nomen omen piekielnie ciężki mecz – tym razem z walczącym o mistrzostwo Liverpoolem.

Manchester United w niedzielę, podobnie jak Chelsea, stracił punkty remisując swój mecz. W szóstej z doliczonych minut Mason Mount trafił na 1:0 i wydawało się, że uda się odnieść szczęśliwe zwycięstwo, jednak Brentford zagrało do końca i trzy minuty później Kristoffer Ajer doprowadził do wyrównania. Dwa punkty uciekły, a sytuacja w tabeli się pogorszyła. Dobra wiadomość dla fanów Red Devils jest jednak taka, że przedwczoraj Tottenham stracił punkty w zremisowanym meczu z West Hamem.

W grudniu ekipa ten Haga na swoim stadionie pokonała Chelsea 2:1 po dublecie Scotta McTominay’a. Jedynego gola dla gości strzelił wówczas Cole Palmer, który praktycznie przez cały sezon jest najjaśniejszą postacią w zespole ze Stamford Bridge.

Dzisiejszy mecz rozpocznie się o 21:15. W obu zespołach sporo absencji, ale wciąż piłkarskiej jakości – mimo wszystko – nie powinno zabraknąć.

Related Articles