Skip to main content

Rafa Benitez nie ma najlepszego czasu w karierze. Ostatnią naprawdę udaną pracę zaliczył w Newcastle, gdy trzymał nad powierzchnią ziemi przeciętny klub skąpego Mike’a Ashleya. Później były: Everton, Dalian Yifang oraz Celta Vigo. W tych trzech razem wziętych zespołach przepracował 2/3 tego czasu, który spędził w Newcastle.

W Newcastle jest bardzo ciepło wspominany przez to, że wyciskał maksa z przeciętnej ekipy. Przejął rozbitą drużynę po Stevie McCLarenie na 19. miejscu i ze sporą stratą do bezpiecznej strefy. Benitez miał doskonałą końcówkę (trzy wygrane i trzy remisy) i omal sensacyjnie nie utrzymał się w Premier League. Spadł, ale dostał możliwość pracy w Championship i spokojnie wywalczył awans, prowadząc w tabeli przez większość sezonu 2015/16. Dzięki pracy Beniteza Newcastle nie pływało tak długo pod powierzchnią najlepszej ligi świata. Wróciło po roku. Właściciel Newcastle wyjątkowo sypnął groszem, ale dlatego że… za samych: Androsa Towsenda (Crystal Palace), Georginio Wijnalduma (Liverpool) oraz Moussę Sissoko (Tottenham) skasował blisko 70 milionów funtów. W Newcastle pamięta się błyskawiczny awans, który zdołał wywalczyć po spadku. Dzięki temu grają przecież w elicie do dziś.

Prawdziwym gamechangerem było kupienie Dwighta Gayle’a z Crystal Palace oraz Matta Ritchiego z AFC Bournemouth. Pierwszy strzelił na zapleczu 23 gole, drugi 12. To na ich plecach Newcastle wróciło do Premier League. Właściciel Mike Ashley nosił się ze sprzedażą klubu, ale się ociągał. Poczuł, że jeszcze może wycisnąć cytrynę na pracy Rafy Beniteza. Obiecywał wzmocnienia, których tak naprawdę nie było. Cały czas mamił, a najdroższym transferem “Srok” pozostawał… Michael Owen kupiony za 25 mln funtów z Realu Madryt. Inne drużyny już dawno szastały większą kasą, natomiast Ashley skąpił. A hiszpański trener? Spokojnie pracował, pomarudził, pomarudził. Wszyscy wiedzieli jaka jest prawda. Szył z tego, co miał. Na luzie utrzymał się dwa razy w Premier League. Najpierw zajął 10. miejsce, później 13. Po sezonie 2018/19 wygasł jego kontrakt i nie chciał go przedłużyć. Ujawnił, że to niespełnione obietnice i utrata zaufania zmusiły go do odejścia. To była jednak bardzo udana praca, jak na zastane tam warunki.

Później Rafie Benitezowi szło już dużo gorzej. Wystarczy zrobić proste porównanie liczby spotkań, w jakich prowadził ostatnie kluby. W Newcastle było ich aż 146, w Dalian Yifang 38, w Evertonie 22, a w Celcie Vigo 33. Gdyby dodać do siebie trzy ostatnie wartości, to wyjdą 93 mecze. Trzy ostatnie prace Beniteza składają się na zaledwie 63% czasu w Newcastle. Zaczęło się od przeprowadzki do Chin. Przejął zespół w lipcu 2019 roku. Była to mniej więcej połowa sezonu, bo gra się tam od marca do początku grudnia. Sezon 2020 wystartował jednak później przez pandemię i był mocno skrócony z nieco dziwną formułą play-offów. 23 stycznia 2021 r. rozwiązał kontrakt za obopólną zgodą, mimo że pozostał mu rok do końca umowy wartej 12 milionów funtów rocznie. Jako powód decyzji podał dobro swoje i rodziny w obliczu pandemii. Wielkich sukcesów nie osiągnął, zajmując dziewiąte i 12. miejsce w lidze. Grali u niego między innymi Yannick Carrasco i Marek Hamsik. Sprowadził też z Newcastle Salomona Rondona.

Chińczycy chcieli zawładnąć futbolem na świecie i zrobić coś takiego, co zrobiła teraz Arabia Saudyjska, ale to im się nie udało. W sezonie 2020 (system wiosna-jesień) różne zespoły z ligi chińskiej prowadzili: Rafa Benitez, Fabio Cannavaro, Bruno Genesio, Giovanni van Bronckhorst, czy Jordi Cruyff (to akurat totalne nieporozumienie). W Chinach wymyślono wtedy przedziwny system, podział na grupę A i grupę B. Teraz już tak nie ma, ale wtedy po osiem ekip grało fazę zasadniczą w jednej i drugiej grupie. TOP4 przechodziło do ćwierćfinałów. Praca Rafy Beniteza była tak kiepska, że w ośmiozespołowej grupie zajął siódmą lokatę z bilansem 2-5-7, a całą przygodę z bilansem 12-8-18. Te zwycięstwa, które nabijał jednak w dużym stopniu można nazwać “sparingami”, bo grało się o np. o ligowe miejsca 9-12.

Praca w Evertonie to jeszcze większa klapa wizerunkowa. Po co tam w ogóle poszedł? Bo marzył o Premier League. Po raz kolejny zderzył się z tym samym. Z przeciętnymi transferami. Everton musiał zaciskać pasa, bo w poprzednich latach przepalał gotówkę na Yannicka Bolasiego, Andre Gomesa, Yerry’ego Minę, Moise Keana, Davy’ego Klaassena albo innego Cenka Tosuna. Rafa wytrzymał pół roku. Zaczął rewelacyjnie, bo aż od czterech wygranych w pięciu meczac. Potem było gorzej. Pojawił się jakiś cień nadziei po zwycięstwie z Arsenalem Mikela Artety, ale więcej było przeciętności. Od początku tu nie pasował. Benitez był w Evertonie niechciany. To przecież człowiek Liverpoolu, zdobywca Ligi Mistrzów w tym klubie. Kiedy więc pojawiły się przeciętne wyniki, to na trybunach mogliśmy zauważyć transparenty: “Benitez wynoś się z naszego klubu” lub “Rano cię zwolnią”. Czarę goryczy przelał zimowy transfer jednego z ulubieńców kibiców i najlepszych piłkarzy Evertonu, czyli Lucasa Digne. Nie dogadywał się on z Benitezem i dołączył do Aston Villi. Benitez przegrał 1:2 z Norwich – klubem, który wcześniej nie strzelił gola w sześciu meczach i to był jego koniec.

Człowiek mógł się zdziwić, widząc w letnim okienku transferowym 2023/24, że Rafa Benitez został trenerem Celty Vigo. Celty, która kilka lat wcześniej kojarzyła się z fajną piłką i takimi piłkarzami, jak Nolito, John Guidetti, Fabian Orellana, Pione Sisto czy Iago Aspas. Sezon temu zajęła 13. miejsce, a brylował tam Gabri Veiga, który zgarnął nawet raz nagrodę najlepszego piłkarza miesiąca La Liga. To ten młodzik, który miał przejść do Napoli, leczy wybrał grubą kasę w Arabii. Ta 13. lokata jest myląca. Celta w ostatnim meczu pokonała… FC Barcelonę i przeskoczyła o cztery oczka w górę aż z 17. lokaty. Rafa Benitez miał sytuację uzdrowić i sprawić, że Celta będzie biła się o coś więcej niż tylko utrzymanie. Przynajmniej o taki środek tabeli. Tak się nie stało. Znany menedżer rozczarował. Stylem gry nie porywał, ale to akurat norma. Porażka 0:4 z Realem Madryt sprawiła, że pani prezydent Marian Mourino podjęła decyzję o zwolnieniu szkoleniowca. Benitez wygrał tylko pięć meczów na 24 w La Liga. Przewaga Celty nad otwierającym strefę spadkową Cadizem wynosi tylko dwa punkty.

Kiedyś napisał w “The Athletic”, że po zwolnieniu jedyne co możesz zrobić, to napisać do żony lub matki. Jeżeli zwalnia go już tak przeciętny klub, bo nie jest w stanie poprawić całkiem przeciętnych wyników, to pora się zastanowić, czy czas Rafy Beniteza już nie minął. Zwłaszcza, że jest to jego już trzecie z rzędu niepowodzenie i niczym specjalnym się nie znaznaczył, a wręcz po jego przyjściu kluby notują sportowy regres.

Related Articles