Skip to main content

W niedzielne popołudnie Liverpool zmierzy się z Manchesterem City. Czy to ostatnie starcie Jurgena Kloppa z Pepem Guardiolą? Wielce prawdopodobne, że ostatnie na jakiś czas i ostatnie w takich realiach. Niemiec po sezonie opuszcza Anfield Road.

Oczywiście, istnieje jeszcze szansa, że Liverpool trafi na Manchester City w półfinale lub finale FA Cup. Póki co obie drużyny są w ćwierćfinałach i czekają ich tam ciężkie boje – Man City zagra z Newcastle, a Liverpool pojedzie na Old Trafford.

Na pewno dzisiejsza konfrontacja może być ostatnim starciem obu panów w Premier League. Nie są jeszcze trenerskimi dinozaurami, ale czy ich losy skrzyżują się jeszcze kiedykolwiek akurat w Anglii? Klopp odchodzi po tym sezonie, Guardiola zapowiedział, że wypełni swój kontakt w Manchesterze, a zatem odejdzie po sezonie 24/25. Jakie będą kolejne rozdziały historii tych dwóch trenerskich gigantów? Póki co nie wiadomo.

Póki co skupiają się oni na walce o mistrzostwo. Wiele wskazuje na to, że właśnie jeden z nich w połowie maja świętować będzie tytuł mistrza Anglii. Guardiola po raz szósty, albo Klopp po raz drugi. Pogodzić może ich Mikel Arteta, ale dla wielu tytuł dla Arsenalu to wciąż scenariusz z pogranicza fantasy i science-fiction. Tak czy inaczej – Kanonierzy mają tylko punkt mniej od The Citizens, więc nie wolno ich wykluczać z gry o tron. Czas pokaże, kto na ostatnich metrach tego wyścigu zachowa najwięcej wigoru.

Bez wątpienia niedzielny mecz będzie miał niebagatelne znaczenie. Liverpool może uciec rywalowi na 4 punkty, co byłoby już niezłą zaliczką. Niczego to nie rozstrzygnie, ale były to też mentalny kop dla The Reds. Zwłaszcza, że Obywatele nie przegrali żadnego meczu od Mikołajek. Idą jak burza, zdecydowaną większość spotkań wygrywają. Kibice innych drużyn mają deja vu – prawie co sezon na tym etapie rozgrywek City rusza do przodu i jest nie do zatrzymania. A Pep ma w dodatku w swoim teamie prawdziwy amulet w osobie Rodriego – o jego niesamowitych statystykach pisał w oddzielnym tekście Patryk Idasiak.

Jesienią w bezpośrednim starciu na Etihad padł remis 1:1. Wynik w pierwszej połowie otworzył Erling Haaland, a wyrównał na 10 minut przed końcem regulaminowego czasu gry Trent Alexander-Arnold. Wtedy realia były jednak inne – Guardiola nie miał do dyspozycji wszystkich piłkarzy, a co najistotniejsze, brakowało Kevina De Bruyne. Dziś Obywatele podchodzą do niedzielnej rywalizacji w praktycznie podstawowym garniturze, podczas gdy Klopp musi radzić sobie bez kilku ważnych ogniw, z Alissonem, Alexandrem-Arnoldem, Joelem Matipem, Diogo Jotą czy Thiago na czele.

Mimo problemów z kontuzjami Liverpool wygrywa mecz za meczem – seria wynosi już 7 spotkań. Mało tego, gdyby nie lutowa porażka z Arsenalem, seria meczów bez przegranej The Reds byłaby niesamowicie długa, bowiem wcześniej w Premier League podopieczni Kloppa uznali wyższość Tottenhamu… pod koniec września. Zresztą, bilanse całej czołowej trójki ligi angielskiej są imponujące i można wyłącznie chwalić L’pool, City i Arsenal.

Wiele statystyk przemawia za Manchesterem City, który jest dominatorem angielskiej piłki w tej dekadzie. Ale jest też statystyka, która może niepokoić kibiców mistrzów Anglii. Na 20 ostatnich ligowych wizyt na Anfield, Man City wygrał tylko raz, a przegrał aż 13. To zdecydowanie nie jest stadion, na którym Obywatelom idzie jak z płatka.

Początek tej wielkiej batalii o 16:45. Prawdopodobieństwo, że będzie się działo graniczy niemal z pewnością.

Related Articles