To niezwykła piłkarska niedziela ze szlagierami. W Hiszpanii derby Madrytu, we Włoszech starcie Interu z Juventusem, a w Anglii arcyważny mecz Arsenalu z Liverpoolem. Szykuje się naprawdę wielka gra o wielką stawkę.
O tym, że będzie to kapitalny mecz najlepiej świadczą dwa dotychczasowe pojedynku Arsenalu z Liverpoolem w tym sezonie. W lidze na Anfield padł remis 1:1. Remis po świetnym meczu, rozgrywanym w szalonym tempie. Więcej z gry mieli Kanonierzy, ale to The Reds mieli piłkę meczową, gdy Trent Alexander-Arnold trafił w poprzeczkę. Na początku stycznia oba zespoły stanęły w szranki w Pucharze Anglii. Na Emirates Arsenal miał naprawdę przygniatającą przewagę w liczbie sytuacji, co świetnie obrazował współczynnik xG do przerwy. Po zmianie stron gra się nieco wyrównała, a Liverpool wyprowadził dwa skutecznie ciosy. Pierwszy to samobójcza bramka Jakuba Kiwiora po rzucie rożnym, drugi to bramka Luisa Diaza w doliczonym czasie gry po kontrataku. Fani The Gunners mogli narzekać, że to niesprawiedliwy, nieoddający przebiegu spotkania wynik, ale koniec końców liczy się strzelanie goli. Jeśli Arsenal chce liczyć na zwycięstwo w niedzielnym szlagierze, po prostu musi być skuteczniejszy.
Oba spotkania były emocjonujące i stały na wysokim poziomie – teraz pora na starcie nr 3. Arsenal przed własną publicznością musi wygrać, by utrzymać się w wyścigu o mistrzostwo. Na dziś podopieczni Mikela Artety tracą 5 punktów do The Reds. To w dużej mierze efekt dwóch niespodziewanych potknięć – porażek w meczach z West Hamem i Fulham. Tymczasem Liverpool i Man City narzuciły ostatnio wysokie tempo – aktualni mistrzowie Anglii mają wprawdzie tyle samo punktów co Kanonierzy, ale mają też mecz zaległy do rozegrania. W grze o najwyższą stawkę mimo wszystko jest również Tottenham, który traci tylko 3 punkty do sąsiada zza miedzy.
Od ostatnich, przywoływanych spotkań Arsenalu z Liverpoolem, w zespole The Reds zmieniło się bardzo wiele. Jurgen Klopp ogłosił bowiem, że po tym sezonie rozstanie się z pracą trenera na Anfield i prawdopodobnie zrobi sobie przerwę od futbolu. To szokującą wiadomość. Z miejsca rozpoczęły się spekulacje, jak takie info podziała na piłkarzy – czy będzie to dodatkowa mobilizacja, by na koniec pracy z niemieckim trenerem, sięgnąć po mistrzostwo czy może coś, co zdołuje zespół. Na razie jesteśmy bliżej pierwszej odpowiedzi, bo Liverpool gra świetnie, a kilka dni temu rozbił Chelsea 4:1.
Nawiasem mówiąc, była to dopiero pierwsza wygrana Liverpoolu z ekipami z Big Six w tym sezonie – wszystkie pozostałe mecze liverpoolczycy remisowali, a jeden (z Tottenhamem) przegrali. Przełamanie jednak jest już odhaczone, więc Arsenal powinien obawiać się napędzonej maszynerii trenera Kloppa.
Klopp ma jednak spore zmartwienie. Defensywy Arsenalu w niedzielne popołudnie nie będzie nękał Mohamed Salah. Egipcjanin zakończył udział w Pucharze Narodów Afryki z kontuzją. To ogromna strata dla The Reds, choć oczywiście Klopp ma w zanadrzu świetnych piłkarzy. Ofensywne trio w starciu z Chelsea stworzyli Darwin Nunez, Luis Diaz i Diogo Jota.
Poza Salahem w Liverpoolu nieobecni są Wataru Endo (Puchar Azji), Kostas Tsimikas, Joel Matip i Stefan Bajcetic (kontuzje). W ekipie gospodarzy zabraknie Thomasa Partey’a, Jurriena Timbera (kontuzje) i Takehiro Tomiyasu (Puchar Azji).
Co ciekawe, będzie to 200. ligowy pojedynek The Gunners z The Reds. Początek o 17:30.