Skip to main content

W EFL Cup czas na rewanżowe półfinały. W pierwszych meczach górą były ekipy Liverpoolu i Middlesbrough, ale ich przewaga na półmetku dwumeczów nie jest znacząca. Londyńscy przeciwnicy, czyli Fulham i Chelsea nie składają broni i marzą o finale na Wembley 25 lutego.

Dziś wieczorem na Stamford Bridge Chelsea zagra rewanż z Middlesbrough. Wprawdzie The Blues przyzwyczaili już do rozczarowujących wyników, ale trzeba przyznać, że porażka z ekipą z Championship i tak była dość zaskakująca. Wydawało się, że właśnie EFL Cup będzie pucharem pocieszenia w tym prawdopodobnie nieudanym sezonie. Dość powiedzieć, że aktualnie podopieczni Mauricio Pochettino zajmują w tabeli marne 9. miejsce, a to i tak awans po serii trzech zwycięstw.

Chelsea pokonywała w ostatnim czasie słabsze zespoły, takie jak Crystal Palace, Luton, Preston (FA Cup) czy Fulham. Wyjątkiem był właśnie pierwszy półfinał w Pucharze Ligi. Tam jednak mimo sporej przewagi optycznej, którą zresztą widać również po statystykach (2.46 do 0.80 w xG), The Blues wyjechali z Riverside Stadium z pustymi rękami. Kozłem ofiarnym został Cole Palmer, wystawiony na nieswojej pozycji, czyli w ataku. To właśnie ten młodzian zmarnował trzy dogodne okazje.

Boro w pierwszym meczu przełamali bardzo marną statystykę bezpośrednich meczów z Chelsea. Wygrali, podbudowali się mentalnie, ale to dopiero połowa roboty. Dziś muszą spodziewać się huraganowych ataków gospodarzy na Stamford Bridge. Muszą to przetrwać, a najlepiej wyprowadzić jakąś kontrę. Wtedy upragniony finał na Wembley stanie się realny. Mimo wyniku na Riverside, wciąż faworytem pozostaje 9. drużyna Premier League. Middlesbrough to obecnie 11. ekipa Championship.

Jutro drugi rewanż w półfinałach – Fulham na swoim kameralnym Craven Cottage podejmie Liverpool. The Reds mają zaliczkę z Anfield, ale to raptem skromne 2:1, więc niczego nie przesądza. Zresztą, do przerwy to goście prowadzili 1:0 po golu Williana. Bramki Curtisa Jonesa i Cody’ego Gakpo po dwóch asystach Darwina Nuneza przesądziły o wygranej The Reds.

Liverpoolczycy są ostatnio w wybornej formie. Ostatniej porażki doznali 14 grudnia z Royal Union SG, ale był to mało istotny mecz w Lidze Europy, gdzie już wcześniej zapewnili sobie 1. miejsce w grupie. Ostatniej znaczącej porażki ekipa Jurgena Kloppa doznała tak naprawdę 30 września, kiedy po dwóch czerwonych kartkach The Reds ulegli Tottenhamowi 1:2. Ostatnie pięć meczów? 5 zwycięstw? W weekend ekipa z miasta Beatlesów pokonała na wyjeździe Bournemouth 4:0. Do przerwy było 0:0, ale druga połowa to już popis kapeli Kloppa. Po dwa gole strzelili Nunez i Diogo Jota. Na dziś to właśnie Liverpool jest liderem Premier League. Po rocznej przerwie The Reds wracają do gry o najwyższe cele. EFL Cup może być jedynie miłym dodatkiem.

Z kolei dla Fulham największą wartością tego sezonu będzie pewne utrzymanie, bez konieczności walki do ostatnich kolejek. Długo zapowiadało się, że tak właśnie będzie, ale ostatnio The Cottagers punktują słabo – pięć ostatnich meczów ligowych to aż cztery porażki. Fulham zajmuje 13. miejsce i ma 8 punktów przewagi nad strefą spadkową. To jeszcze nie jest gwarancja bezpieczeństwa, ale póki co zespół Marco Silvy ma jednak przyzwoity kapitał poprzednich tygodni. Ewentualny występ na Wembley byłby świetnym podsumowaniem dość udanego półrocza zespołu z zachodniej części stolicy.

Wtorkowy mecz Chelsea – Middlesbrough rozpocznie się o 21:00. Środowa rywalizacja Fulham z Liverpoolem dokładnie o tej samej porze.

Related Articles