Timo Werner i Londyn to raczej nie jest najlepsze połączenie. Niemiec słynął w Chelsea z niesamowitych pudeł i nie ma najlepszej opinii na Wyspach. Spróbuje jednak wejść drugi raz do tej samej rzeki i odczarować całą szyderę na swój temat.
Timo Werner w Anglii bardzo się sparzył. Furorę w Internecie robił ten filmik. Cztery minuty spektakularnych pudeł. Werner nie potrafił pokonać bramkarzy w wydawało się, że najprostszych sytuacjach. Źle dostawił nogę, strzelił za lekko, podjął jakąś absurdalną decyzję, długo się zastanawiał. To było aż niepojęte, że napastnik, który dopiero co strzelił 34 gole we wszystkich rozgrywkach, nagle zapomniał w ogóle jak należy kopać piłkę. Niemiec stał się postacią wręcz “memiczną”, wyszydzaną, wyśmiewaną. 50 milionów euro zostało wywalone w błoto. Stworzyła mu się w głowie taka blokada, że nie szło tego ruszyć w żadną stronę. Stał się symbolem spartolonych sytuacji, jak kiedyś Fernando Torres. W pierwszym sezonie strzelił zaledwie sześć goli w Premier League, ale trzeba oddać, że dużo lepiej wychodziło mu asystowanie.
Tottenham ściąga go chyba pamiętając właśnie bardziej o tych asystach, bo Werner ma zająć miejsce Sona na lewym skrzydle, a środek ataku obstawia już głównie Richarlison. Niemiec dwa sezony w Chelsea może uznać za zmarnowane, chociaż paradoks jest taki, że zespołowo osiągnął bardzo wiele, zgarniając kilka trofeów. Przede wszystkim za kadencji Thomasa Tuchela “The Blues” wygrali Ligę Mistrzów. Werner nawet strzelił gola w półfinale z Realem Madryt. Konsekwencją tego był udział w meczu o Superpuchar Europy i turnieju w Klubowych Mistrzostwach Świata. Wpadły więc kolejne dwa trofea. Żeby odbudować swoją markę, to trafił do doskonale sobie znanego miejsca – RB Lipsk. To tam przecież zachwycił, zdobywając mnóstwo bramek.
Tym razem jednak było już inaczej. Dziewięć goli w Bundeslidze umywa się do 28 z sezonu 2019/20, a teraz to już w ogóle przepadł. To już nie ten Timo Werner. O ile jeszcze rok temu łapał się w podstawowym składzie RB, tak teraz zalicza jakieś “ogony” albo przesiaduje na ławce rezerwowych. Trener Marco Rose stawia na innych. Ma do dyspozycji Yussufa Poulsena, Benjamina Sesko, Loisa Opendę. Jest też młody Xavi Simmons, wypożyczony z PSG. Wszyscy oni byli w hierarchii wyżej niż Werner, co pozwala nam go sklasyfikować na piątym miejscu wśród napastników. Nie było więc mowy o regularnej grze. Zaledwie 386 minut dawało mu 18. miejsce wśród piłkarzy z największą liczbą minut. To pokazuje, że ten powrót też się za specjalnie nie udał, dlatego transfer do Tottenhamu może być zaskakujący.
To była też nowość dla klubu, że udało się to tak szybko “przyklepać”. W ciągu ostatnich 12 lat aż siedmiu z 10 piłkarzy w zimowym okienku transferowym dopięto dopiero w deadline day, a tutaj nastąpiła bardzo szybka akcja. To przede wszystkim inwestycja krótkoterminowa, bo Niemiec jest tylko wypożyczony do końca sezonu. Chodzi o to, by w najbliższych kolejkach spróbował zastąpić Sona. Jest to zawodnik, który charakteryzuje się świetną szybkością, podobnie jak Koreańczyk. Postecoglou ceni go za wszechstronność. W razie czego obstawi mu też pozycję środkowego napastnika, chociaż z nią akurat ma w Londynie złe wspomnienia. To piłkarz spisany na straty, który nie ma nic do stracenia. Jeżeli menedżerowi Tottenhamu uda się go odbudować, to będzie to jego ogromne zwycięstwo.