Ange Postecoglou nie zatracił ideałów i to nawet grając w dziewiątkę przeciwko jedenastce z Chelsea. Dzięki temu jego Tottenham stworzył kilka okazji, co się omal nie skończyło sensacyjnym 2:2. Australijczyk powtarza, że nie będzie odstępował od swoich założeń.
Nawet w tak skrajnej sytuacji Tottenham Ange Postecoglou nie miał zamiaru zaparkować autobusu we własnym polu karnym i jakimś cudem przetrwać, ratując remis. To nie byłoby zgodne z tym, co wyznaje trener. O derbach Londynu już pisaliśmy w osobnym tekście, że był to prawdopodobnie najbardziej porąbany mecz sezonu (https://pl.unibet-70.com/blog/pilka-nozna/czy-to-byl-najbardziej-porabany-mecz-sezonu/). Pokazał on jeszcze jedno. Że Ange Postecoglou nie ugnie się od wyznawanych zasad w najgorszych sytuacjach. Przecież oni tam próbowali zawiązywać jakieś akcje i grali wysoko ustawioną obroną na linii środkowej. A na stoperze nie było już do ścigania jednego z najszybszych obrońców – van de Vena czy też Romero, tylko grający po raz pierwszy w sezonie Eric Dier oraz defensywny pomocnik Hojbjerg. A mimo to Postecoglou nie wycofał się z planu A, tylko przy nim pozostał.
To ktoś, kto jakby… nie miał innego planu. Czy to dobrze? Wielu uzna to za naiwność. Jak na przykład Glen Hoddle, który przyznał wprost, że to podejście było tak bardzo naiwne i tego nie pojmuje. Postecoglou nie idzie na kompromisy. Jeżeli plan A się nie udaje, to… robimy wszystko, żeby się udał, nie szukając innych rozwiązań. Przecież Eric Dier czy Hojbjerg nie nadają się do ścigania takich zawodników jak Raheem Sterling przez pół boiska, a jednak Postecoglou musiał ich wprowadzić i dopasował do własnej koncepcji, zamiast dopasować koncepcję pod dostępnych piłkarzy. Derby Londynu to totalna skrajność, która udowodniła, że w najczarniejszych momentach trener ten nie zatraci ideałów. Nie przeszedł na plan B, ponieważ go nie miał. Kto normalny dostaje owacje i śpiewy od kibiców po porażce 1:4? Tottenham prowadzony przez Australijczyka. Fani na trybunach byli zachwyceni, że ich drużyna nie położyła się przed rywalem, grając w podwójnym osłabieniu. A Chelsea w tym wszystkim zgłupiała.
Postecoglou rozumie błędy sędziów i jest takim trochę starym romantykiem. To nie tak, że całkowicie krytykuje VAR, jednak nie podoba mu się w jaką to stronę wszystko zmierza. Tak mówił po spotkaniu z Chelsea: – Każda decyzja jest poddana analizie kryminalistycznej. Myślę, że tak toczy się gra i ma prawo mi się to nie podobać. Jeśli spojrzysz na to, jak dzisiaj to wyglądało, gdy staliśmy dookoła i czekaliśmy, to może ludziom się to podoba, ale wolałbym jednak widzieć, jak gramy w piłkę nożną. Musisz zaakceptować decyzję sędziego, tak też dorastałem. Do tego dochodzi zatracenie autorytetu sędziego – sędzia za chwilę nie będzie miał żadnego autorytetu. Będziemy pod kontrolą kogoś, kto będzie miał telewizor kilka kilometrów dalej. Decyzja jest decyzją. W ciągu 26 lat podjąłem wiele złych i wiele z nich zadziałało na mnie korzystnie. Jest jak jest.
Da się zauważyć, że nie jest to ktoś, kto szuka zaczepki, konfliktu. Nawet jeżeli coś tam mu nie pasuje, to krytykuje to z gracją, a nie frustracją. To też strzał w nos dla Mikela Artety, który ostatnio niezwykle odpalił się na błędy sędziów. Na Wyspach styl gry Postecoglou nazywa się Ange-Ball i jest tak już od czasu, gry prowadził Celtic. Teraz Ange-Ball stara się przenieść na grunt londyński. W Glasgow jego drużyna potrafiła zdobyć 118 bramek w 38 spotkaniach. To był wybitnie ofensywny Celtic, na którym Australijczyk odcisnął piętno. Gdy przychodził do tego klubu, to ci oglądali plecy Rangersów. Zresztą… jakie plecy. Oni nawet nie widzieli ich pleców, bo nie byli blisko tytułu mistrzowskiego, przegrywając z drużyną Gerrarda aż o 25 punktów. Do tego przegrali z nimi aż cztery na pięć meczów (trzy w lidze i jeden w Pucharze Szkocji).
Postecoglou chce grać w określonym, bardzo ofensywnym stylu i nie uznaje żadnych kompromisów. Jeżeli masz jakieś wątpliwości, to nie będziesz uczestniczył w budowaniu projektu i musisz sobie szukać miejsca gdzieś indziej. Gdy prowadził reprezentację Australii, to wygrał z nią… mistrzostwo Azji… Ot, taki piłkarski paradoks, że Australia gra w mistrzostwach Azji, zamiast bić się z Fidżi czy innymi Wyspami Salomona, bo to bez sensu. Wracając do pracy Postecoglou w kadrze “Socceroos”… wygrał i odszedł jako bohater, na własnych zasadach. Nie chciał już się w tym babrać. Uznał, że to wszystko go męczy, przytłacza i ma tego dość. Zbuntował się przeciwko tym, którzy nie do końca wierzyli w jego bezkompromisowy styl gry. Jeżeli nie chcecie Ange-Ball, to nie… Australijczyk wydaje się trochę nie pasować do tego świata, który wszędzie otoczony jest PR-em. Reaguje bardzo emocjonalnie i po ludzku. Jeżeli ma jakieś zdanie, to na pewno je wypowie, zamiast gryźć się w język. Oczywiście zrobi to w swoim stylu, z wyjątkowym taktem i wyczuciem. Niczego nie robi pod publiczkę. Naprawdę wierzy w ideały.
– Tacy właśnie jesteśmy, kolego. To jest to, kim jesteśmy i kim będziemy. Tak długo, jak tu jestem. Jeśli mielibyśmy pięciu zawodników na boisku, to też spróbujemy tak grać – powiedział na antenie SkySports.
To oczywiście wyolbrzymienie, bo mając pięciu zawodników, już dawno byłby walkower. Chodzi jednak o to, że Postecoglou nie chce słuchać rad i pozostaje wierny temu, w co sam wierzy.