Skip to main content

Jeśli ktoś nie oglądał derbów Londynu pomiędzy Tottenhamem a Chelsea, to może żałować. Nie chodzi tu o sam wynik, bramki, ale o całokształt. Wydarzyło się tyle, że można tym obdzielić 10 innych spotkań. Co takiego stało się w hicie, że był aż tak porąbany?

Portal Sky Sports zapytał, czy mecz Totenham vs Chelsea był w historii całej Premier League (od 1992 roku) “the wildest”, co po polsku możemy przetłumaczyć jako najdzikszy. Złożyło się na to wiele zdarzeń. Tu dosłownie działo się wszystko. Szkoda było mrugać oczami.

1. Zaczęło się od naporu Tottenhamu, bo po kilkunastu minutach mogło być już 2:0. Bramka Sona była jednak pierwszą, której nie uznano. Wtedy jeszcze był to w miarę normalny mecz. Zespół Ante Postecoglou udowadniał, dlaczego jest liderem Premier League.

2. Ilu goli w sumie nie uznano? Otóż aż czterech. Przy wyżej wymienionej Son był minimalnie wysunięty przed obrońcę, stąd odgwizdany został spalony. Jeszcze w pierwszej połowie Chelsea zdobyła dwie bramki. Sterling w jednej sytuacji pomógł sobie ręką, a w drugiej w kiepskim miejscu znalazł się Nicolas Jackson. To przez niego nie uznano gola Moisesa Caicedo. Prawdopodobnie Vicario i tak by tego nie obronił, ale Senegalczyk stał na linii strzału, a znajdował się na pozycji spalonej.

3. Tottenham od 33. minuty musiał grać w dziesięciu, a 55. minuty w dziewięciu po czerwonych kartkach dla Romero i Udogiego, a mimo to Postecoglou nie zamierzał murować, czy bronić wyniku. Wyglądało to momentami jednocześnie imponująco, bo potrafili wymieniać podania, ale też i komicznie. Dlaczego komicznie? Patrz punkt czwarty.

4. Momentami akcje wyglądały jak na szkolnych zawodach w halówkę. Było kilka takich, że Tottenham, grający prawdopodobnie najwyżej ustawioną obroną jaką ktokolwiek kiedykolwiek widział (na linii środkowej) łapał na spalone, ale jak już się nie udawało, to piłkarze Chelsea wychodzili we dwóch na bramkarza. Strzelili tak trzy gole, ale też i takie szanse marnowali. Pozdro dla Cucurelli.

5. Tottenham mógł ten mecz zremisować w dziewięciu (!). Kiedy przegrywał 1:2, to Eric Dier strzelił gola ze spalonego, Rodrigo Bentancur fatalnie spudłował z kilku metrów po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, a strzał Sona lewą nogą obronił Sanchez. Wszystko to w dziewięciu na jedenastu!

6. Tottenhamowi po jednym meczu posypał się zespół. Romero i Udogie dostali czerwone kartki, a van de Ven i Maddison musieli zejść z boiska z kontuzjami. Formacja obrony wyglądała później tak, że w drugiej połowie stoperami byli Eric Dier i Pierre-Emile Hojbjerg. Dla Anglika był to w ogóle pierwszy mecz w sezonie.

7. Chelsea bardziej się tym meczem ośmieszyła, mimo że wygrała 4:1.

8. Guglielmo Vicario to potwór. Kilka razy fenomenalnie interweniował i to nie tylko w bramce, ale i na przedpolu cztery czy pięć razy przeciął prostopadłe podanie. Głównie dzięki niemu do 75. minuty było 1:1.

9. Nicolas Jackson strzelił prawdopodobnie najgorszego hat-tricka w historii piłki nożnej. Przy pierwszym golu ledwo trafił do pustej, przy drugim uderzył prawie w bramkarza, mimo że miał odsłonięte pół bramki, a przy trzecim nie wiedział co ma zrobić i prawie się potknął. Dodajmy, że wszystkie trzy gole Jacksona wyglądały jak w punkcie czwartym. Dwóch zawodników Chelsea wyszło sam na sam z bramkarzem. Jackson tryumfalnie zrobił na koniec “siuuuu”, zupełnie zapominając o tym, jak paralitycznie wyglądał. Hat-trick to nie wszystko. On marnował nie tyle “sety”, co “dwusety” i grał jak totalna pokraka i ślamazara. Przeszkadzał swoim kolegom. Dwa gole strzelił w 94. i 97. minucie. Wynik zdecydowanie zamazuje obraz gry, a już tym bardziej ten jego hat-trick.

10. W pierwszej połowie doliczono 13 minut, a w drugiej 10 minut.

11. VAR w tym meczu szalał. Musiał interweniować aż dziewięć razy (!), sprawdzając sytuacje przy golach czy potencjalnych czerwonych kartkach. Co sprawdzał w tym meczu VAR?

– bramkę Sona (był spalony)
– czerwoną kartkę dla Udogiego po niebezpiecznym faulu (podtrzymana decyzja o żółtej)
– bramkę Sterlinga (nieuznana przez zagranie ręką)
– czerwoną kartkę dla Romero po tym, jak kopnął Colwilla (kopnął go za lekko na czerwoną)
– bramkę Caicedo (uznano, że Jackson przeszkadzał Vicario)
– karnego po faulu Romero (miało to miejsce przed bramką zdobytą przez Caicedo, dlatego VAR uznał spalonego i cofnął do wcześniejszego momentu; Chelsea dostała karnego, a Romero za brutalny faul czerwoną kartkę)
– czerwoną kartkę dla Jamesa za uderzenie łokciem (uznano, że uderzył Udogiego bez intencji, zasłużył na żółtą, ale przepisy są takie, że jeśli nic nie dostał, to albo czerwona, albo żadna…)
– bramkę Jacksona (sprawdzano, czy podający mu w tej akcji Sterling był na spalonym i okazało się, że nie)
– bramkę Diera (Anglik strzelił na 2:2 z woleja, gdy Tottenham grał w 9 (!), ale wymierzono, że “spalił”)

Mamy więc DZIEWIĘĆ interwencji VAR-u. I to tyle z tego spotkania, którym śmiało można obdzielić kilka innych. Tu działo się mnóstwo, łącznie z konferencją Postecoglou, na której wbił szpileczkę Mikelowi Artecie i ubolewał nad tym, że VAR-em ogranicza się autorytet sędziów, co było doskonale widoczne w derbach, gdzie użyto go aż dziewięciokrotnie. Problemem zawsze pozostaje interpretacja, gdzie zdania zawsze będą podzielone. Sytuacje “clear and obvious” dawno już odeszły do lamusa. – Część z tego wynika z naszej winy, ale jeśli co tydzień będziemy narzekać na złe decyzje, to stanie się to, co wydarzyło się dzisiaj: analiza kryminalistyczna każdej decyzji – mówił Australijczyk.

 

Related Articles