Wiemy, że w najbliższych spotkaniach reprezentacji zabraknie Roberta Lewandowskiego. Opaskę kapitańską przejął od niego Piotr Zieliński, podobnie jak koszulkę numer 10 po Krychowiaku.
W komentarzach internetowych istnieje teoria, że Robert Lewandowski blokuje naszą reprezentację. Jest to dziwne do zrozumienia, bo mowa przecież o człowieku, który był najlepszym piłkarzem na świecie w latach 2019-2022, a w przeszłości wiele razy za uszy ciągnął kadrę, zostając europejskim królem strzelców eliminacji do EURO 2016 oraz eliminacji do MŚ 2018. Tymczasem Polska to nie jest kuźnia i kopalnia talentów, jak Hiszpania czy inna Francja, żeby pozwolić sobie lekką ręką odsunąć napastnika, który i tak na naszą skalę jest najlepszy, choć już nie dorównuje sobie samemu sprzed dwóch lat. Teraz ma swój słabszy czas. Cały jego pobyt w Barcelonie nie jest tak głośną bombą, jakiej oczekiwano. W reprezentacji też nie zachwyca. Irytuje. Lewandowski stracił zaufanie publiczne. Wielu kibiców zaczyna jego rolę deprecjonować, wyśmiewać rolę kapitana-widmo, który ucieka po meczu z Mołdawią i chowa głowę w piasek. Głośny wywiad z Mateuszem Święcickim też mu nie pomógł.
Październikowym kapitanem reprezentacji Polski na mecze z Wyspami Owczymi został Piotr Zieliński. Nie jest to typ, który jakąś płomienną przemową zmotywuje kolegów do “jechania” z rywalami, ale w ostatnich meczach eliminacyjnych wyróżniał się tym, że był jednym z nielicznych, który brał piłkę, nie chował się od niej i próbował coś tam zdziałać. Z reguły były to kółeczka, holowanie i czekanie, bo nikt nie raczył się wystawić na pozycję albo zrobić jakiś ruch do piłki. To zostało zauważone nawet przez takich kibiców, którzy w przeszłości krytykowali Zielińskiego, że nie gra na miarę swojego talentu. Po fatalnej porażce z Albanią, mimo ogromnego wstydu, jaki przyniosła reprezentacja, zawodnik Napoli zyskał trochę sympatii, gdy z zażenowaniem podsumował występ, że skoro zespół nie walczy i się nie stara, to tak właśnie wygląda wynik. A tak w ogóle to był jeden wielki dramat, zero walki i zaangażowania. Dziwnie było widzieć tak zdenerwowanego Zielińskiego.
Weźmy mecze bez Roberta Lewandowskiego w ostatnich latach. Przede wszystkim ten najgłośniejszy, czyli eliminacje do MŚ z Węgrami. I tak było już jasne, że wylądujemy w barażach, ale graliśmy wtedy o rozstawienie i skończyło się wtopą. Kapitan dostał od Paulo Sousy wolne i tu jest właśnie paradoks “Lewego”, który sam zresztą zauważył. Nie zagrał i przegraliśmy – jego wina, bo nie poczuwa się do odpowiedzialności i przez jego nieobecność ta klęska, bo wolał kręcić dokument dla “Amazona” i pojechać na urodziny Rafała Brzsski, szefa InPost. Taki z niego kapitan. A weźmy inną wersję, zwycięską. Lewandowski oczywiście nie zagrał i wyobraźmy sobie, że jakimś cudem byśmy wtedy z Węgrami wygrali – nie no, widzicie, że to wina Lewego, bo bez niego gramy lepiej i sobie poradziliśmy. Blokował tylko kolegów.
Prawda jest taka, że od ponad dekady w ważnych meczach gra zawsze. Ciągle był dostępny, jak maszyna, która nigdy się nie psuje. Unikał poważnych kontuzji. Polska nie wiedziała, jak to jest radzić sobie bez Lewandowskiego. Nie wiadomo nawet, jak wtedy by funkcjonowała. Dlatego łatwo sobie dorobić teorię marzeń i w nią wierzyć, że to najlepszy zawodnik w historii tego kraju jest problemem i blokadą dla zawodników z Turcji, USA czy Serie A. Brzmi to absurdalnie, ale istnieją przecież zwolennicy teorii spiskowych, prawda? Poza tym, jeszcze raz, gra bez “Lewego” to coś, czego polski kibic nie zna, bo tego nie doświadczył, dlatego sobie gdyba, że bez niego to będzie lepiej. W taką wersję łatwo uwierzyć, bo przecież zawsze szuka się jakichś wytłumaczeń. Teraz pojawia się pierwsza okazja na weryfikację tej tezy. Wersja demonstracyjna tego, co czeka nas, gdy Robert zawiesi buty na kołku. Być może uda nam się zdobyć sześć punktów, ale wtedy “wina Lewego” jeszcze bardziej przybierze na sile.
Łatwo strzelać do najlepszego polskiego piłkarza w historii. Zawsze wina Lewego. Ostatnio też była “wina Lewego”, a jakoś w beznadziejnym meczu z Wyspami Owczymi to ten jakże słaby i fatalny zawodnik strzelił jedyne dwa gole, przez co się nie skompromitowaliśmy. Ale beka, bo nie strzelił sam na sam i beka, bo cieszył się jak dziecko po karnym z półamatorami. Może cieszył się, bo ma świadomość, że gra cienko, a mimo to coś mu się tam udało? Wreszcie wiele osób ma taką reprezentację, jakiej chciało. Bez Glika, bez Bednarka, bez Krychowiaka i bez Lewandowskiego-kapitana. Nie jest to bezpośrednia zapowiedź meczu, ale i ona pojawi się na blogu.