Ile było w meczu Legii z AZ? Nieistotne, wszyscy zapomnieli, bo rezultat został przyćmiony tym, co wydarzyło się później. Nie mówi się o meczu, a o zachowaniu holenderskiej policji.
“Po meczu doszło do skandalu z udziałem policji” – to zdanie nie grzeje, bo przecież takie sytuacje się zdarzają. Kibice starli się gdzieś z policją, ktoś dostał gazem, ktoś inny rzucał kamieniami, ktoś dostał zakaz stadionowy, klub ukarano grzywną i takie tam. Raczej mało szokujące. Normalna, wkalkulowana sprawa, która zdarzyła się nie raz, nie dwa i nie trzy razy. Tyle, że w Holandii cała awantura nie dotyczyła kibiców Legii, a piłkarzy, działaczy i nawet dziennikarzy. W łeb dostał nawet Dariusz Mioduski, a Josue i Pankov zostali odprowadzeni w kajdankach do radiowozu i spędzili noc na komisariacie. Robert Błoński z “Przeglądu Sportowego” poinformował po godzinie 13:00, że obaj zostaną wkrótce zwolnieni z aresztu i przylecą do Polski.
Część piłkarzy zdążyła wsiąść do klubowego autobusu, część jeszcze tego nie zrobiła i nie dostała nawet takiej możliwości. Właśnie wtedy zakuci w kajdanki zostali Josue i Pankov. Nie wiadomo za co. Nie chcemy tu pisać, że niesłusznie, bo może rzeczywiście sprawiali jakieś kłopoty przez tę całą dezorganizację Holendrów. To sprawiło, że nie przylecieli do Polski razem z drużyną. Najbardziej szokujące jednak było nagranie, na którym policjanci szarpią i atakują właściciela Legii – Dariusza Mioduskiego. Trudno przypuszczać, żeby akurat tak on wszczynał jakąś awanturę i prowokował. To wykracza poza skalę wyobraźni. Holendrzy zareagowali na słowo “Legia”, jak byk na czerwoną płachtę. Nawet Mioduskiego potraktowali jak jakiegoś lidera wielkiej grupy chuliganów.
Chcieli być może pokazać swoją siłę, władzę? Nie wiadomo. Wygląda to karygodnie, że policja bije człowieka, który przecież jest ważną osobą nie tylko dla polskiej piłki, ale udziela się w strukturach UEFA. W Alkmaar przestraszyli się powtórki z półfinału Ligi Konferencji, gdzie totalnie nie poradzono sobie z udźwignięciem tamtego spotkania, a rodzin piłkarzy West Hamu musieli bronić sami kibice, bo policja nawaliła. Tym razem służby bardzo szybko zamknęły stadion. Za szybko, skoro nie wszyscy zdążyli się w ogóle zebrać. Pewne jest, że prezes warszawskiego klubu tak tego wszystkiego nie zostawi. Całość sytuacji ma zaprezentować i omówić na konferencji prasowej i podjąć kroki prawne.
A co z meczem? Bo o nim pisze się mniej, został jakby zapomniany, wymazany z uwagi na ten skandal. Czy Legia była zespołem lepszym? Może minimalnie. Na pewno oddała więcej strzałów. Niewiele zabrakło, żeby wywalczyć tu jakieś punkty. Długo plan na mecz działał. Nie za wiele działo się pod obiema bramkami. Przez 90 minut na obie bramki padły po dwa strzały celne. Jeden z nich przepuścił Kacper Tobiasz. “Wojskowi” przegrywali 0:1 od 52. minuty, ale od 65. minuty grali z przewagą jednego zawodnika po czerwonej kartce dla Mayckela Lahdo. Młody Szwed podniósł wysoko nogę i kopnął w głowę Yuriego Ribeiro. Polski zespół nie potrafił wykorzystać przewagi i przynudzał. Właściwie to grał gorzej niż 11 na 11. Tak więc Legia zrobiła dobre wrażenie, ale paradoks jest taki, że do czerwonej kartki dla gospodarzy.
Jeżeli w 40 minut (z czasem doliczonym) oddajesz na bramkę przeciwnika tylko jeden strzał z pola karnego, to znaczy, że gra w przewadze została zaprzepaszczona i zmarnowana. W grupie Legii ciekawa sytuacja, bo wszystkie ekipy mają po trzy punkty.