Skip to main content

Utrudniły sobie Polki drogę do igrzysk olimpijskich. Taka przegrana to trochę wstyd. Uległy drużynie, która… miała na koncie trzy porażki (0:3 z Niemkami i Amerykankami oraz 1:3 z Włoszkami) i zero punktów. Naprawdę nie przystoi tracić punktów z taką ekipą, skoro czekają trudne boje z reprezentacją Niemiec, USA i Włoch. Polki są same sobie winne.

Tajlandia na obecną chwilę zajmuje 14. lokatę w rankingu FIVB. Przypomnijmy, że Polki są na siódmej pozycji. Tajki w swojej historii nie miały jeszcze okazji rywalizować na igrzyskach olimpijskich. Ich udział na arenie międzynarodowej ograniczył się do mistrzostw świata, na których wystąpiły sześciokrotnie (1998, 2002, 2010, 2014, 2018, 2022). Do tej pory ich „najlepszym” wynikiem było 13. miejsce (2010, 2018, 2022). W tegorocznej edycji Ligi Narodów wypadły słabiutko, bowiem zajęły 14 lokatę na 16 możliwych. Dostarczały tam punkty. Zaskoczyły za to na mistrzostwach Azji. W finale pokonały po tie-breaku reprezentację Chin.

Do tej pory Polska zmierzyła się z Tajlandią 14 razy, z czego aż w 11 przypadkach triumfowały Polki. Ostatni raz podopieczne Stefano Lavariniego pokonały Azjatki w tegorocznej edycji Ligi Narodów. Był to mecz bez większej historii, bowiem Polki pewnie wygrały 3:0 (20, 16, 15). Szkoleniowiec Danai Sriwatcharamethakul na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich powołał 15 zawodniczek, które w głównej mierze występują w tajskiej bądź japońskiej lidze. W tym pojedynku zdecydowanym faworytem była reprezentacja Polski. Skończyło się wstydliwie…

Polska – Tajlandia 2:3 (18:25, 25:7, 22:25, 25:23, 12:15)
Jeśli spojrzymy na pomeczowe statystyki, to Polki zdominowały rywalki (Polki: blok – 13, asy – 6, Tajki: blok – 4, asy 3). Jednak co z tego… Na boisku wyglądało to zupełnie inaczej.

Biało-Czerwone rozpoczęły mecz w składzie: Agnieszka Korneluk, Magdalena Stysiak, Martyna Łukasik, Joanna Wołosz, Olivia Różański, Magdalena Jurczyk oraz libero Maria Stenzel. I rozpoczęły go beznadziejnie. Doprawdy zaskakujące, by niziutkie Tajki w trzech pierwszych akcjach punktowych postawiły aż trzy skuteczne bloki – dwa na Stysiak i jeden na Różański. Kolejne akcje wyglądały tak – nieskuteczna pierwsza akcja Polek i skuteczna pierwsza kontra wybiciem po bloku Tajek. Prowadziły już 6:0 i w końcu Chatchu-on Moksri się zlitowała, oddając nam punkt honorowy złą zagrywką. Polkom gra szła opornie, ale był punkt zaczepienia, kontaktowy (10:11) po błędzie w ataku Tajek. Rywalki wygrały jednak bardzo długą akcję, potem Stysiak wyrzuciła kolejny atak w aut i znowu zbudowały przewagę (10:14). Kompletnie siadło przyjęcie. Błędy popełniała Różański, Czyrniańska, Łukasik. Tak nie dało się wygrać. Jeżeli jeszcze się atakuje tak, jak Monika Fedusio, że podbijają twój atak trzy razy, to już tym bardziej nie ma czego szukać. Biało-Czerwone skończyły seta ze skutecznością w ataku na poziomie 27%. Fatalnie.

Podrażnione Polki z wysokiego „c” weszły w kolejną partię (5:1, 8:2). Przede wszystkim były skuteczniejsze w ataku (73%). Niszczyły przeciwniczki. Wydawało się, że wszystko wraca na właściwie tory. Po asie serwisowym Martyny Łukasik przewaga wynosiła już 12 „oczek” (16:4). Rywalki zostały zmiażdżone do siedmiu. Nawet nie ma czego komentować, polski kibic mógł odetchnąć z ulgą, bo przecież po takiej demolce musiało być 3:1, prawda? Otóż nie… Czyrniańska i Łukasik znowu zaczęły kiepsko przyjmować. Nawet perfekcyjna Maria Stenzel dała się „ustrzelić” (4:9). Polki trochę się chyba przestraszyły ryzyka na zagrywce po dwóch błędach z rzędu. Tajki zdobyły po tych błędach aż dziewięć punktów w pierwszej akcji. Jeszcze była nadzieja przy 21:23, ale w następnej akcji Stithong doskonale splasowała. Tego już nie dało się odrobić.

Czwarty set to walka na noże i na uwagę zasługuje zwłaszcza Martyna Czyrniańska. To ona liderowała polskiej ekipie, odciążył ktoś wreszcie Stysiak – zaatakowała na 8:5, zablokowała na 9:5. Co z tego, skoro Jurczyk ze środka nie mogła skończyć i to aż w trzech punktowych akcjach, więc zaraz było 9:10. W grze trzymała nas Czyrniańska, która znów w krótkim czasie zdobyła punkt atakiem i zagrywką. Polki się obudziły i prowadziły 14:10. Po przerwie wziętej przez tajskiego trenera znów trwało „Czyrniańska show”. Wygrany set jest absolutnie jej zasługą. Korneluk zakończyła tego zaciętego seta udanym blokiem (25:23).

Tie-break długo był wyrównany, ale takich błędów, jak zrobiła Szczygłowska przy remisie 9:9, bardzo szkoda. Wtrąciła się do rozegrania wściekłej Wołosz. Druga piłka jest zawsze rozgrywającej. Szczygłowska myślała, że Wołosz tego nie weźmie, zawodniczki się zderzyły i oddały punkt. Lavarini się zdenerwował i poprosił o czas. Fart był chwilę potem po naszej stronie, kiedy Tajki dotknęły siatki. Zamiast 10:12 było 11:11. Nasza ekipa wzięła ten challenge bez wiary, a dał on jakże ważny punkt. Prowadziliśmy nawet 12:11, ale Wenerska popsuła zagrywkę, potem słabiutka tego dnia Jurczyk została zablokowana. Taki punkt w takim momencie waży ogromnie dużo. Autowy atak Stysiak dał Tajlandii pierwsze dwa punkty do tabeli, a nam skomplikował sprawę. Polki spadły z pozycji liderek na czwarte miejsce. Oddały punkty ekipie, która posiadała ich dotychczas zero i miała stanowić przetarcie przed potentatami. Limit błędów został zmniejszony do minimum.

Kolejnym przeciwnikiem Biało-Czerwonych będzie reprezentacja Niemiec. W tym roku obydwie drużyny już trzykrotnie (faza grupowa i ćwierćfinał Ligi Narodów oraz 1/8 finału ME) ze sobą rywalizowały i za każdym razem triumfowała Polska. Biało-Czerwone będą chciały zreflektować. Czy im się uda? Dowiemy się w piątek (22.09.). Początek spotkania o 17:30.

 

Related Articles