Na ten mecz 1. kolejki Premier League czeka najwięcej fanów. Nic dziwnego – naprzeciw siebie staną The Blues i The Reds. Mniejsza o kolory, ale takie zestawienie drużyn jak Chelsea i Liverpool zawsze elektryzuje kibiców, szczególnie gdy oba zespoły startują w sezon z mocnym postanowieniem poprawy.
Ubiegła kampania była dla jednych i drugich mocno niezadowalająca. Oczywiście, różnica w tabeli końcowej jest kolosalna – Chelsea zakończyła ligę na 12. miejscu, a Liverpool na 5. Jednak w obu przypadkach oznaczało to to samo – rozczarowanie i sygnał alarmowy, że potrzeba zmian. Tu jednak zaczynają się różnice.
Zmiany w Chelsea były w zasadzie przyczyną tych tragicznych wyników. Nowy właściciel klubu kupował zawodników, tak jak byłyby to ziemniaki na targu. Jeden po drugim zasilali kadrę, pieniądze leciały przelewami w różnych kierunkach świata, a Thomas Tuchel, Graham Potter i Frank Lampard nie udźwignęli tematu. Ciekawe, czy ktokolwiek by udźwignął taki miszmasz. Po zimowym okienku w szatni Chelsea zrobiło się niesłychanie ciasno – ponad 30 seniorów w kadrze to czyste szaleństwo. Udało się sprzedać tylko Jorginho. The Blues notowali haniebne serie meczów bez zwycięstwa czy kolejnych porażek. Stali się pośmiewiskiem. Skończyli sezon bez trofeum, bez awansu do europejskich pucharów i z pękającą w szwach szatnią. Przed Mauricio Pochettino bardzo długa droga i chyba on sam nie wierzy, że ten sezon uda się zakończyć jakimś spektakularnym sukcesem. Trwa sprzątanie, ale sprzątanie w stylu Chelsea – znów dokupiono gromadkę zawodników, ale tym razem gromadkę również sprzedano. Zabawa w sklep trwa.
Liverpool wprawdzie w europejskich pucharach zagra, ale po latach bycia na topie, występy w Lidze Europy dla zespołu Jurgena Kloppa to liche pocieszenie. Co czwartek Niemiec będzie pewnie posyłał do boju rezerwowych, by skupić się na lidze. W mieście Beatlesów nie było zakupów na wielką skalę. Udało się sprowadzić dwóch konkretnych graczy – Alexisa Mac Allistera i Dominika Szoboszlaia. Tym samym wzmocniono – jak się wydaje – drugą linię, która potrzebowała największych wzmocnień. The Reds opuścili Jordan Henderson, James Millner, Naby Keita, Fabinho czy Roberto Firmino. To też etap porządkowania. Klopp chce jeszcze wzmocnień, ale gdy wydawało się, że Moises Caicedo jest dogadany, ten ostatecznie odmówił transferu do Liverpoolu, informując, że chce przejść tylko do… Chelsea! A zatem mamy spory smaczek przed dzisiejszym meczem, choć Ekwadorczyk i tak jeszcze nie zagra w żadnej z tych dwóch drużyn. W tej sytuacji na Anfield trwają poszukiwania jeszcze jednego środkowego pomocnika.
Cel minimum dla Chelsea i Liverpoolu na ten sezon wydaje się oczywisty – powrót do TOP 4 i występy w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie. Konkurencja jest jednak piekielnie mocna i zrealizowanie tego zadania nie będzie proste. Szczególnie w wypadku The Blues, którzy przebudowują kadrę zespołu buldożerem i wywrotką, która zwozi nowych graczy. Jeśli Pochettino wyczaruje z tego jakiś konkretny wynik już w pierwszym sezonie, to należeć mu się będzie owacja na stojąco. Tym bardziej, że Christopher Nkunku, który miał być centralną postacią ofensywy drużyny, doznał poważnej kontuzji i nie wiadomo czy zagra jeszcze w tym roku, a jeśli tak, to raczej bliżej grudnia. Kto wie, czy za chwilę na Stamford Bridge z podkulonym ogonem nie wróci Romelu Lukaku, który zawisł gdzieś pomiędzy Interem a Juventusem, a formalnie wciąż jest piłkarzem Chelsea.
W ubiegłym sezonie oba mecze Chelsea z Liverpoolem zakończyły się bezbramkowymi remisami. Dziś liczymy na coś więcej niż bezpłciowe 90 minut. Niestety, statystyki są naprawdę przygnębiające, bo generalnie cztery ostatnie spotkania obu ekip kończyły się remisami 0:0, przy czym w sezonie 21/22 w finałach EFL Cup i FA Cup karne przesądzały o triumfach liverpoolczyków. Łącznie sześć ostatnich bezpośrednich konfrontacji The Blues i The Reds to remisy!
Dzisiejszy mecz na Stamford Bridge rozpocznie się o 17:30 i chyba żadna ze stron nie chce remisu, bo oznaczać będzie on stratę dwóch oczek już na inaugurację.
