Komplet polskich drużyn zameldował się w III rundzie eliminacji Ligi Konferencji, ale tam po pierwszych spotkaniach już tak kolorowo nie jest. Pogoń Szczecin na pewno odpadnie, Legia przegrała u siebie z Austrią Wiedeń, a Lech ma skromną zaliczkę przed rewanżem.
Zaczęła to wszystko Pogoń Szczecin, której dawano zdecydowanie najmniejsze szanse spośród polskich ekip. Miała zwyczajnie powalczyć, spróbować zaskoczyć i wysoko nie przegrać, bo rywalem nie byle kto, belgijskie Gent. Koszmarny występ zaliczył Bartosz Klebaniuk. 21-letni bramkarz zagrał mecz, jak z najstraszniejszego snu, z którego nie dało się obudzić. W 100% zawalił przy dwóch bramkach, a przy dwóch innych mógł się lepiej ustawić i zdziałać więcej. Pogoń została zmieciona z powierzchni ziemi i nie ma się co nad nią pastwić. Gent wygrało aż 5:0 i trzeci raz z rzędu wbiło rywalowi pięć bramek w eliminacjach (5:1 i 5:2 z Żyliną). “Portowcy” trochę aktywniej i żwawiej ruszyli do przodu dopiero w drugiej połowie, mając już na plecach bagaż czterech bramek. Jedyne, co mogli tu zdziałać, to jakiś gol honorowy, ale i to się nie udało. Nigeryjczyk Gift Orban wyprawiał właściwie, co tylko mu się podobało. Niedziwne, że interesuje się nim Tottenham.
Legia Warszawa miała problem już z Odrobasami i pierwsze spotkanie z Austrią pokazało, że nie był to żaden przypadek. Pierwszy gol to podłączenie gości do prądu. Kacper Tobiasz wrzucił na tak zwanego “konia” Juergena Elitima. Jeśli zatrzyma się akcję w odpowiedniej chwili, to widać, że gracze Austrii świetnie zamknęli mu wszystkie strefy podania. Kolumbijczyk tak naprawdę powinien piłkę wywalić, ale chciał rozgrywać. Podał niestety do rywala… Dominika Fitza, który tylko wystawił młodziutkiemu Muharemowi Huskoviciowi do pustej. Swoją drogą, ten sam zawodnik trafił też na 2:0. To dla niego wielka chwila. W październiku Husković ledwie uszedł z życiem, kiedy jako pasażer, uczestniczył w bardzo groźnie wyglądającym wypadku. Zerwał więzadło krzyżowe, miał wstrząśnienie mózgu i pęknięcie śledziony. Wrócił do gry dopiero w lipcu i zapamięta spotkanie z Legią na długo.
W polskiej ekipie dwoił i troił się aktywny Paweł Wszołek. Miał najlepszą szansę w pierwszej połowie. Dało się jednak zauważyć mnóstwo miejsca dla piłkarzy ofensywnych Austrii, którzy spokojnie przyjmowali piłkę i to nawet w polu karnym. Legia nie miała nic do stracenia, przegrywając 0:2 i zaczęła napierać odważniej, momemtami wręcz otłukiwać austriacką bramkę. Szanse zmarnowali między innymi Gual czy Pekhart. Zdecydowanie rozruszał “Wojskowych” wchodzący z ławki Ernest Muci. Piłkę po jego dwóch ładnych uderzeniach z dystansu dwukrotnie zbijał na rzut rożny Fruchtl. Ukoronował swój występ bramką w 87. minucie. Dzięki temu Legia musi na wyjeździe odrobić nie dwa, a jedno trafienie. Występ jednak był daleki od poprawnego… o awans trzeba będzie mocno powalczyć. Inna sprawa, że Legioniści nie mieli też szczęścia – należał im się rzut karny, ale na tym etapie rozgrywek nie ma systemu VAR…
Najlepszą sytuację ma Lech Poznań, który na Słowacji musi obronić jednobramkową zaliczkę. “Kolejorz” zdominował przeciwnika posiadaniem piłki na poziomie 75%, ale dał się raz zaskoczyć. Spotkanie identyczne, jak u Rakowa. Miłe dla oka prowadzenie 2:0 wypuszczone w końcówce. Dwa razy podobne zdanie… Czym byłby mecz europejskich pucharów bez asysty Joela Pereiry? No właśnie. Do swoich statystyk dopisał kolejne doskonałe dogranie do Marchwińskiego. Czym byłby mecz europejskich pucharów bez bramki Kristoffera Velde? No właśnie. Do swoich statystyk dopisał kolejne już trafienie. Na przestrzeni dwóch sezonów ma ich aż osiem. To tyle samo, co w Ekstraklasie. Jednocześnie trudny do okiełznania Norweg znowu dał o sobie znać, kiedy to wściekał się, że trener van den Brom zdejmuje go z boiska. Ishak okazał się nieskuteczny w polu karnym rywala, ale za to był skuteczny w swoim, notując… asystę. Szkoda w taki sposób straconej bramki, ale i tak Lech jest najbliżej IV rundy.