Manchester United rozbił bank na młodego napastnika. Rasmus Hojlund to najnowszy nabytek “Czerwonych Diabłów”. Atalanta zarobi na nim kolosalne pieniądze – 75 milionów euro plus 10 milionów euro uzależnione od wyników, a zdobył dla tego klubu tak naprawdę zaledwie… dziesięć bramek.
Manchester United pilnie potrzebował napastnika. Marcus Rashford mówił, że może tam grać z konieczności, ale zdecydowanie bardziej odpowiada mu atakowanie z lewej strony boiska. Na Anthony’ego Martiala nikt już raczej w klubie nie liczy, a wypożyczenie Wouta Weghorsta okazało się jedną wielką komedią. Erik ten Hag szukał typowej dziewiątki, a za taką trzeba na rynku nieźle zabulić. A już w ogóle trzeba to zrobić, jeżeli reprezentujesz Manchester United… Od lat przepłacają za transfery, czego przykładem są: Antony, Maguire, Casemiro, Sancho, czy Pogba. Chyba nie ma ma klubu, który tak bardzo pragnie suksesu, że łatwo jest go na wielką sumę naciągnąć. W Bergamo doskonale to wiedzieli. “Czerwone Diabły” sprowadzają niewiadomą. Płacą za potencjał i wiek Rasmusa Hojlunda. Dla Atalanty jest to najdrożej sprzedany zawodnik w historii.
A ma on za sobą tak naprawdę… średnio udany sezon na boiskach Serie A. Nie zniszczył tej ligi, nie wpakował 20 goli, jak choćby Victor Osimhen. Zdobył ich dziewięć, a tylko jedną z wartym uwagi przeciwnikiem – Lazio. To doskonały biznes Atalanty, która spieniężyła młodego napastnika błyskawicznie, bo zaledwie po roku. Nawet inflacja nie zdążyła specjalnie urosnąć. Do włoskiego klubu przeszedł ze Sturmu Graz za 17 milionów euro, a odchodzi za cztery razy tyle i z możliwymi potencjalnymi bonusami. Zespół z Bergamo dostał taką kasę, że nie żal było lekką ręką pobić własny rekord transferowy i rzucić 28 milionów euro za El Bilala Toure. Iworyjczyk jest tylko o dwa lata starszy od Hojlunda, a w walczącej o utrzymanie Almerii zdobył siedem bramek (bez karnych) i to trafiał przeciwko Barcelonie, Atletico czy Realowi Betis.
Hojlund, tak jak Haaland, też jest na “H”, też jest blondynem z długimi włosami, też jest lewonożny i też jest Skandynawem. Są też podobnie szybcy. Jedną sprawą jest to, że Manchester bardzo dużo ryzykuje, ale drugą, że kupuje za te pieniądze potencjał i szansę. Przecież to nie tak, że Hojlund nie potrafi grać w piłkę. Ma niezły timing, zdobył kilka bramek dokładając nogę do pustaka, potrafił wygrać pojedynek fizyczny. Z Lazio zaliczył świetny występ, kiedy to z własnej połowy cisnął sprintem w taki sposób, że uciekł dwóm rywalom, a potem jeszcze z piłką wbił się między Luisa Alberto i Hysaja. Pędził, niczym Struś Pędziwiatr ze “Zwariowanych melodii” i pewnie byłby to jego najbardziej spektakularny gol dla Atalanty, ale przegrał sam na sam z Ivanem Provedelem. To akurat zmora młodego Duńczyka, że zmarnował więcej doskonałych szans (11) niż strzelił goli (9).
Hojlund ma bardziej imponujące statystyki w reprezentacji Danii, bo jest to sześć bramek w sześciu meczach. Prowadzi zresztą w klasyfikacji króla strzelców eliminacji EURO 2024, bo wszystkie bramki zdobył właśnie w nich – trzy z Finlandią, dwie z Kazachstanem i jedną ze Słowenią. Atalanta to drużyna klubowa, która słynie z gry kombinacyjnej. Napastnik nie pełni w niej roli słupa w polu karnym, bo to nie jest styl gry Gian Piero Gasperiniego. Hojlund jest akurat napastnikiem, który się w tym odnajdywał. Potrafił zejść na wolną pozycję do boku, popisać się dryblingiem, świetnie też zastawia piłkę, by partnerzy mogli potem pobiec z akcją do przodu. I o to też Erikowi ten Hagowi chodzi, choć nie da się ukryć, że jest to transakcja bardzo ryzykowna. Zobaczymy, czy Hojlund jest gotowy na takie wyzwanie. Tak więc z nazywaniem go “nowym Haalandem” trzeba trochę przyhamować.