Pogoń Szczecin, Lech Poznań i Legia Warszawa – 3/3. Wszystkie polskie ekipy zameldowały się w III rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji. Tam już tak łatwo nie będzie…
Pogoń Szczecin miała u siebie przypieczętować spokojny awans. Rzeczywiście, obyło się bez większych nerwów, ale wcale tak łatwo nie było. W polsko-północnoirlandzkim dwumeczu piłkarze obu klubów aż 12 razy trafili do siatki. Jednocześnie był to drugi najbardziej bramkostrzelny pojedynek w całej II rundzie. Tylko w spotkaniu Gentu z Żyliną tych bramek padło więcej – 13. Belgowie wygrali 5:1 i 5:2. To właśnie najbliższy przeciwnik Pogoni. Przejście Belgów będzie dużego kalibru niespodzianką, żeby nie powiedzieć sensacją. Już Linfield FC potrafiło kilkukrotnie zaskoczyć “Portowców”. W Szczecinie prowadzili między innymi 1:0 do przerwy i 2:1 już w drugiej połowie, a rewanż zostanie zapamiętany przede wszystkim z pięknej urody bramki Wahana Biczachczjana.
Lech Poznań mógł się czuć po pierwszym meczu niezadowolony, bo Żalgiris Kowno prosił o jak najniższy wymiar kary. “Kolejorz” zdjął nogę z gazu i drugą połowę po prostu dograł. Na Litwie prowadził 1:0 od 14. minuty, kiedy to Filip Marchwiński zamknął akcję i trafił z główki z metra. Trzy bramki przewagi w dwumeczu i względny luz. Bartosz Mrozek miał jednak co robić. Kilka minut po golu Marchwińskiego wygrał pojedynek sam na sam z Antonem Fase. W drugiej połowie zatrzymał w efektowny sposób strzał tego samego gracza. Dzięki temu Lech uniknął niepotrzebnych nerwów. Mecz zostanie też zapamiętany z pudła Sobiecha z rzutu karnego. To pierwszy karny, którego wykonywał od 26 października 2019 roku, jeszcze w barwach Lechii. W doliczonym czasie Ba Loua wykorzystał jedną z kontr. Mrozkowi nie udało się i tak zachować czystego konta. Kuriozalnie odbiła się piłka od Czerwińskiego i go zmyliła. Może żałować, bo zaliczył naprawdę niezły występ.
Największe męczarnie ma za sobą Legia Warszawa z drużyną numer cztery kazachskiej piłki. Nie jest to Astana, Kairat ani też Toboł. O Ordabasach Szymkent polski kibic usłyszał pewnie pierwszy raz. Zwłaszcza, że nie miał okazji słyszeć o tej ekipie, która w ogóle nie zaznaczyła się w europejskich pucharach. W całej historii występów przeszła tylko dwa dwumecze. Niespodziewanie napsuła sporo krwii “Wojskowym”. Legia prowadziła 2:0 do przerwy po bramkach Wszołka i Ribeiro, ale do głosu doszli goście z Kazachstanu. Mogą czuć się pokrzywdzeni, bo pierwszej bramki Sadowskiego arbiter im nie uznał, w sytuacji 50/50, gwiżdżąc faul na Pekharcie. To było ostrzeżenie. Kilka minut później ten sam Sadowski trafił do siatki, jednak tym razem już nie było wątpliwości. Różnica dotyczyła cały czas tylko jednej bramki. Pekhart trochę uspokoił sytuację, ale Kazachowie znów trafili “na kontakt”. Legia wymęczyła ten awans, ale z całej trójki polskich ekip była najmniej przekonująca.
Trzecia runda to nie przelewki. Trudno przypuszczać, żeby polskie ekipy awansowały w komplecie, bowiem Pogoń zagra z belgijskim Gent, którego nawet nie trzeba przedstawiać. Legia zmierzy się z Austrią Wiedeń, którą dobrze kojarzymy z występów z fazy grupowej Ligi Konferencji sprzed roku, bo zmierzyła się tam z Lechem, remisując 1:1 i przegrywając 1:4 w Poznaniu. Lech ma teoretycznie najłatwiejszego rywala – Spartaka Trnavę, którego w zeszłej edycji Ligi Konferencji bardzo spokojnie odprawił z kwitkiem Raków (2:0 i 1:0).