Skip to main content

W ostatnim czasie seriale kręcone o życiu codziennym kolejnych klubów zaczynają docierać wszędzie. To nie tylko produkcje Netflixa czy Amazona, ale także rodzimego CANAL+. Niestety wśród klubów, które podglądamy nie ma Motoru Lublin z sezonu 2022/2023. Szkoda, bowiem życie i ostatnich kilkanaście miesięcy napisało scenariusz, jaki trudno będzie powtórzyć pod jakąkolwiek szerokością geograficzną.

Już niemal trzynaście miesięcy temu Motor Lublin przegrał finałowy baraż drugoligowych rozgrywek z Ruchem Chorzów. Wtedy Niebiescy wygrali 4:0. Dwanaście miesięcy później 14-krotni mistrzowie Polski na początku czerwca zapewnili sobie powrót do Ekstraklasy, a Motor jeszcze był trzy spotkania od zrealizowania upragnionego celu, czytaj: powrotu do I ligi. Jednak zanim dotarł na zaplecze najwyższego szczebla, przeszedł drogę z piekła do nieba, ale i ona nie była mocno kręta.

Milion “gdyby”
Tak, gdybologia to niemal polska nauka. Jednak trudno nie używać słowa “gdyby” w kontekście ostatniego sezonu w wykonaniu Motoru Lublin. Gdyby wspomniany finał w Chorzowie potoczył się pomyśli żółto-biało-niebieskich, wówczas zapewne Marek Saganowski pozostałby na stanowisku trenera. Nie doszłoby zatem do istnej rewolucji w klubie. W jej wyniku odszedł cały sztab, chociaż jedna osoba w klubie pozostała – Arkadiusz Onyszko. Tyle że z trenera bramkarzy dostał awans na… dyrektora sportowego. To on, w porozumieniu z właścicielem Zbigniewem Jakubasem wymyślili sobie na stanowisku pierwszego trenera niedoświadczonego Stanisława Szpyrkę. Duet Onyszko i Szpyrka byli odpowiedzialni za to, jak zespół wyglądał w pierwszej części sezonu, a konkretniej po jego 1/3. Jedenaście ligowych meczów i tylko 7 punktów. Piłkarze notorycznie byli wkurzeni, że byli… zajechani przez młodego trenera. Mocne treningi nie przynosiły efektów, bowiem nie było kiedy złapać świeżości. Ponadto klub w każdym aspekcie daleko miał do profesjonalizmu, o którym tyle mówił Jakubas. Dodatkowo jakiejkolwiek winy nie widział u siebie Onyszko, który cały czas dziwił się, że kibice wzięli go na celownik, skoro on tyle zrobił dla piłki na Lubelszczyźnie, z medalem olimpijskim włącznie. No cóż, być może fani Motoru to niewdzięcznicy i nie potrafili docenić kunsztu nowego dyrektora, który 30 lat wcześniej był rezerwowym podczas IO w Barcelonie, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie dla fanów, którzy muszą oglądać kolejne porażki swojej ekipy.

Miarka przebrała się w połowie września, po porażce z Lechem II we Wronkach. Wtedy zapadła decyzja, że obaj panowie już nie będą dłużej pracowali w Motorze. Na ogłoszenie następcy jeszcze trzeba było chwilę poczekać, a drużynę na spotkanie z Wisłą Puławy wziął dotychczasowy asystent Wojciech Stefański. Derby Lubelszczyzny z perspektywy lublinian to był jeden wielki absurd. Telewizja wyznaczyła tamto spotkanie na niedzielę o godzinie… 11:20. Motor rozpoczął od gola na 1:0 i pressingu, którym kasował rywala. Tak było do czasu, bowiem skończyło się na 1:4 do przerwy i 2:6 po 90 minutach. Jedynym zadowolonym z tamtej potyczki mógł być jedynie 18-letni Mikołaj Kosior, strzelec dwóch bramek. Nieco inne zdanie o tym meczu mógł mieć z kolei debiutujący 17-letni bramkarz Igor Bartnik, dla którego to były jedyne minuty w tamtym sezonie.

Portugalski ratownik
Na ratunek przyszedł zatem Goncalo Feio. Negocjacje z tym portugalskim trenerem rozpoczęły się tak naprawdę w okolicach czwartej kolejki, gdy było widać pierwsze kłopoty drużyny Szpyrki. Były asystent Marka Papszuna obejrzał wspomniany mecz z Wisłą Puławy i 19 września przejął kompletnie rozbitą drużynę. Szybko udało mu się zjednać sobie kibiców swoimi publicznymi wystąpieniami podczas konferencji prasowych. Bardzo dobre przemowy połączył jednak od razu z wynikami. Udało mu się pozyskać m.in. Łukasza Budziłka, co było strzałem w dziesiątkę. Trudno bowiem uwierzyć, ale były trener bramkarzy w roli dyrektora sportowego najmocniej zaniedbał dwie formacje – atak oraz… bramkę, pozostawiając na niej samych nieopierzonych chłopaków.

Motor wygrał od razu z Hutnikiem, potem dorzucił dwa remisy – Siarka oraz Radunia – i pokonał ówczesnego lidera – Kotwicę Kołobrzeg. Ponadto ekipa Feio niespodziewanie wyeliminowała z Pucharu Polski znacznie wyżej notowane Zagłębe Lubin po dogrywce. Co ciekawe Miedziowi to zresztą najlepiej kojarzący się klub w Lublinie w tym sezonie. Motorowcy wygrali wszystkie trzy mecze – pucharowy z pierwszym zespołem oraz dwukrotnie w lidze ograli rezerwy – a na koniec to młodzi Miedziowi dali baraże swoją wygraną nad KKS-em Kalisz! Wracając jednak do jesieni, żółto-biało-niebiescy poza meczem z Polonią Warszawa wygrywali niemal wszystko po kolei. Ograli także Wisłę Kraków w 1/8 finału i powtórzyli największy sukces w historii klubu – ćwierćfinał Pucharu Polski. Wspomniana porażka z Polonią to także była okazja do zobaczenia mentalu tej drużyny, który później dał o sobie znać. “Jest zakaz spuszczania głowa” – mówił Goncalo Feio w kółku całej drużyny na środku boiska. Głowa nie została spuszczona, a wprost przeciwnie…

Wiosna z dobrym startem i ogromnym zgrzytem
Motorowcy do wiosny szykowali się w świetnych warunkach. Lublinianie mieli do dyspozycji balon, pod którym rozgrywali swoje sparingi. Dodatkowo do klubu dołączyły dwa kluczowe w kontekście awansu nazwiska – Kacper Wełniak oraz Filip Luberecki. Pierwszy był czołowym strzelcem ligi na wiosnę i jedyną skuteczną “9” w minionym sezonie dla drużyny. Luberecki zadebiutował na poziomie centralnym w seniorach i 18-latek okazał się mega wzmocnieniem lewej strony – obrony oraz skrzydła – kończąc rozgrywki także jako reprezentant Polski w swojej kategorii wiekowej.

Jednak nie było spokojnie, mimo że Motor wygrał cztery pierwsze mecze ligowe, pokonując chociażby KKS Kalisz na wyjeździe. Jedyny minus sportowy? Porażka z Rakowem w 1/4 finału Pucharu Polski, ale to była porażka wkalkulowana już znacznie wcześniej w interes. Niestety, od początku roku zaczęło się psuć w gabinetach. Wydawało się, że duet Goncalo Feio i prezes Paweł Tomczyk to będzie idealne połączenie. Tak było do czasu. Interesy obu panów rozjechały się brutalnie, a konfliktu w porę nie wygasił Jakubas. Skończyło się gigantyczną awanturą po meczu z GKS-em Jastrzębie na początku marca. Kłótnia przerodziła się w rękoczyny, a konkretnie w słynny rzut Portugalczyka w kierunku prezesa Tomczyka kuwetą na dokumenty. Wydawało się, że los trenera jest przesądzony. Tymczasem chłodna biznesowa kalkulacja Zbigniewa Jakubasa sprawiła, że z klubu pozbył się prezesa Tomczyka oraz rzeczniczki, która także miała na pieńku z trenerem i – jak twierdziła – była wielokrotnie obrażana słownie. Decyzja oczywiście spotkała się z ogromnym oburzeniem całego środowiska piłkarskiego. Jednak Jakubas założył sobie jasno – trener może dać awans, pozostała dwójka tego mu na pewno nie da.

Kolejne afery napędzały piłkarzy
To nie koniec afer. Później przecież głośnym echem odbił się specyficzny wywiad jednego z członków sztabu, Martina Bielca, który oskarżył trenera o mobbing. W swoich słowach wychowany w Szwecji Polak jednak nie postawił żadnych konkretów, dość mocno ogólnikowo opisując całą sytuacje. Prawda jest taka, że współpraca z tym trenerem przygotowania motorycznego trwała wyjątkowo krótko i raczej nikt za nim w Lublinie nie tęskni. Dodatkowo pod koniec maja wypłynęła historia, w której Filip Wójcik oraz Łukasz Budziłek mieli pobić jednego z byłych piłkarzy Motoru w klubie nocnym. Media przedstawiły część sytuacji, zapominając o najważniejszych faktach. Chodziło o odbicie narzeczonej tuż przed ślubem przez byłego gracza Motoru, który później po rzekomym pobiciu domagał się ogromnych pieniędzy za milczenie, niejako samemu kręcąc na siebie bat. Co ciekawe pobicie zgłosił dopiero dwa tygodnie po fakcie, gdy dotarło do niego, że od swoich oprawców nie dostanie ani grosza.

Jednak wszystkie te historie… nijak się nie przełożyły na postawę zespołu w rundzie wiosennej. Motor przegrał tylko dwukrotnie. Najpierw 1:2 w Olsztynie, a później 0:1 w Puławach, gdzie zagrał prawdopodobnie najgorsze zawody pod wodzą Goncalo Feio, dodatkowo zakończone fatalnym błędem stopera. Jednak lublinianie potrafili wygrywać w kluczowych momentach, ogrywając chociażby Znicza w Pruszkowie, grając całą połowę w osłabieniu. W końcówce sezonu wydawało się, że może być trudno wejść do TOP6, zwłaszcza że rozgrywki kończyli przy Konwiktorskiej przeciwko Polonii Warszawa. KSP miało zapewniony awans, ale nie chciało zepsuć sobie świętowania. Gospodarze prowadzili 1:0, ale Rafał Król zapewnił remis w stolicy, co przy wygranej Zagłębia II nad KKS-em dało szóste miejsce. Było zatem jasne, że Motor już do Lublina w tym sezonie nie wróci i mecze barażowe rozegra na wyjeździe.

Dwa thrillery
Zaczęło się od drugiego w przeciągu trzech tygodni wyjazdu do Kołobrzegu. Los najgorzej wybrał dla lublinian, gdyż tych czekała najdalsza możliwa podróż. Żółto-biało-niebiescy pojechali na to spotkanie dwa dni wcześniej, ale mogło się to zdać na nic. Długo nad morzem było 0:0, aż w 83. minucie gospodarze wyszli na prowadzenie po rzucie karnym, który sprokurował ręką Filip Wójcik. Lublinianie tradycyjnie grali do końca, a Wójcik zrehabilitował się asystą przy pięknym golu Piotra Ceglarza na wagę dogrywki. W niej obie ekipy miały swoje szansę, ale to Kotwica powinna wygrać i… tego nie zrobiła. Ostatecznie pierwszego i jedynego, jak dotychczas, gola w Motorze strzelił Dawid Kasprzyk, a ekipa Goncalo Feio awansowała do finału w Olsztynie. Portugalczyk stwierdził krótko: “Jesteśmy ku*wa niezniszczalni”! To hasło zresztą stało się już kultowe wśród fanów lubelskiej drużyny.

Cztery dni po meczu w Kołobrzegu, przyszedł czas na finał w Olsztynie. Patelnia na starym obiekcie nie pomagała obu ekipom w tempie gry. Jednak to Motor prowadził 1:0 po golu Wójcika. Stomil bił głową w mur, ale pomocną dłoń wyciągnął w ich kierunku Przemysław Szarek. Stoper po raz kolejny w tym sezonie dał prezent rywalom i skończyło się 1:1 po 90 minutach. W dogrywce Stomil przeważał i od 101. minuty grał 11 na 10 po czerwonej kartce Sebastiana Rudola. Lublinianie dojechali jednak do rzutów karnych, a tam byli już bezbłędni. 4:1 w serii jedenastek zapewniło upragniony awans i powrót do I ligi po trzynastu latach przerwy!

Cudotwórca
Można uważać, że Goncalo Feio powinien zostać wyrzucony dyscyplinarnie po wydarzeniach z Pawłem Tomczykiem. Można uważać, że jego zachowanie nie przystoi do profesjonalizmu trenerów. Z drugiej strony w polskiej piłce było tyle większych patologii i ich autorzy nadal w niej tkwią. Dla przykładu reprezentacja Polski miała w swoim składzie zawodnika skazanego za korupcje, podobnie zresztą, jeśli chodzi o sztab. W wielu telewizjach brylowali trenerzy z korupcyjną przeszłością i nadal tam są. Odchodząc jednak od oceny moralnej, jedno trzeba Portugalczykowi oddać. Dokonał prawdziwego cudu. Jeśli zespół jest po 1/3 sezonu ostatni i ma 7 punktów, a potem kończy w barażach, z których potrafi awansować, to jest wyraźnie cud. Dodajmy, że to nie był cud sprawiony przez transfery. Owszem Budziłek, Luberecki i Wełniak wyraźnie wzmocnili zespół. To jednak tylko 3 z 11 nazwisk podstawowego składu. Pozostali byli na starcie sezonu i z tego grona Stanisław Szpyrka nie potrafił wiele wykrzesać. Tutaj była jakość piłkarska oraz mentalna, która zaprowadziła lublinian do I ligi.

Ekstraklasa 2025 aktualna
Gdy Zbigniew Jakubas przejmował większościowy pakiet akcji w 2020 roku, wówczas mówił o celu, jakim jest Ekstraklasa w 2025 roku w Lublinie. Wtedy nie wydawało się to wielkim wyczynem, a teraz pozostał jeden krok do zrobienia. Dodatkowo klub ma dwa lata na jego wykonanie. Pierwsze podejście odbędzie się już w nadchodzących rozgrywkach. Czy Motor będzie chciał zaatakować Ekstraklasę? Patrząc na to, co się wydarzyło ze Stalą Rzeszów czy Ruchem Chorzów, chyba nie ma innego wyjścia. Zespoły awansujące do I ligi zazwyczaj są do niej dobrze przygotowane pod względem sportowym. Wiele osób podkreśla, że kadrę trzeba solidnie wzmocnić. Tutaj już dość szybko lublinianie działają, w przeciwieństwie do poprzedniego lata. Dariusz Kamiński z GKS-u Jastrzębie i Bartosz Wolski ze Stali Rzeszów to wzmocnienia, zaś Kacper Śpiewak z Termaliki wpasowuje się w profil wysokiej i silnej “9”, która ma bardzo wiele do powiedzenia w pressingu drużyny. Fani żółto-biało-niebieskich czekają na kolejne transfery i wzmocnienia. Na jakich pozycjach? Zapewne doczekamy się stopera, “6”, ale także potrzeba młodzieżowców. Z ogranych zawodników jest jedynie Filip Luberecki, a w kadrze pierwszego zespołu są jeszcze wychowankowie Mikołaj Kosior oraz Marcel Złomańczuk. Pierwszy grał dużo jesienią, ale wiosną spadł mocno w hierarchii zespołu, zaś drugi dopiero stawia pierwsze kroki w pierwszym zespole.

Na jedno w Lublinie nie mogą narzekać – terminarz. Motor rozpoczyna z bardzo ciekawymi przeciwnikami. W 1. kolejce na Arenę Lublin przyjeżdża Zagłębie Sosnowiec, w 3. będzie GKS Katowice, a w piątej Górnik Łęczna i spotkanie derbowe. We wrześniu kolejny raz do Lublina przyjedzie także Wisła Kraków. Na wyjazdach też lekko na starcie nie będzie – Lechia Gdańsk, Polonia Warszawa czy Bruk-Bet Termalica. Na nudę nie będą mogli fani Motoru narzekać i po wielu latach doczekają się ciekawych meczów pod względem otoczki niemal, co dwa tygodnie w domu.

Related Articles