Skip to main content

Polska pokonała Niemców 1:0. Jedna wygrana na Stadionie Narodowym z tym rywalem jest już nieaktualna. Teraz mamy dwie. Nie udało by się to, gdyby nie fenomenalny Wojciech Szczęsny. Kuba Błaszczykowski na zawsze zapamięta takie pożegnanie.

Ten mecz towarzyski ma dwóch bohaterów. Pierwszym jest oczywiście Jakub Błaszczykowski, bo to dla niego zorganizowano ten sparing, czy to się Fernando Santosowi podoba, czy nie. Wieloletni kapitan reprezentacji Polski wypruwał sobie żyły na boisku i wyróżniał w naszych najprzeciętniejszych czasach. Zasłużył na godne pożegnanie. Mecz towarzyski z Niemcami był jego 109. występem w narodowych barwach. Ostatnio grał dość dawno temu, bo za kadencji Jerzego Brzęczka, 19 minut w meczu eliminacyjnym z Austrią. Wydawało się, że to koniec, ale PZPN postanowił uhonorować legendę reprezentacji Polski, piłkarza, który liczbą występów ustępuje tylko Robertowi Lewandowskiemu. Kuba Błaszczykowski zaczął od pierwszej minuty, wysłuchał hymnu i wyprowadził drużynę jako kapitan. Miał nawet okazję, żeby zdobyć bramkę! Przegrał jednak fizyczny pojedynek z obrońcą. Zszedł z boiska symbolicznie, bo w 16. minucie.  Przez lata właśnie taki nosił numer na koszulce. Koledzy z kadry zrobili mu symboliczny szpaler. Wcześniej na rozgrzewce ćwiczyli także w specjalnie przygotowanych koszulkach.

Wynik lepszy niż gra? Zdecydowanie tak. Inaczej się tego nie da ująć. Wygraliśmy ten sparing, ale nie warto zaglądać w statystyki, bo można się trochę przerazić. A przecież Fernando Santos nie nie namieszał w składzie. Grała podstawa – Szczęsny, Lewandowski, Kiwior, Zieliński, Sebastian Szymański. To tak zwany pierwszy garnitur. W drugiej połowie Niemcy oddali na naszą bramkę jakiś miliard strzałów, ale piłkę przyciągał Wojciech Szczęsny. Dwie lub trzy interwencje były takie absolutnie światowej klasy. A tak poważnie, to wiecie ile wybronił Wojtek strzałów? Dziesięć. Trochę sobie w tej bramce pofruwał. W drugiej połowie najbardziej przerażające w polskiej grze było to, że nie wyprowadziliśmy ani jednej kontry zakończonej strzałem. Przecież było więcej miejsca, Niemcy zaatakowali odważniej, większą liczbą piłkarzy, bo nie mieli już nic do stracenia, a mimo to żadna kontra nam się nie powiodła. Drugą połowę skończyliśmy z okrągłym zerem po stronie okazji strzeleckich. Ograniczyliśmy się do wybijania na pałę, choć trzeba przyznać, że defensywa spisała się nieźle.

Ile Polacy oddali w tym spotkaniu strzałów? Całe dwa. Jeden to niecelny Skórasia, a drugi to oczywiście bramka Jakuba Kiwiora z główki. I tyle było naszego w ofensywie. Lewandowski zjechał do bazy po 45 minutach i chociaż nie musiał ganiać ciągle za piłką w drugiej połowie, w której to Niemcy mieli posiadanie piłki na poziomie 70%. Pierwsza nie była tak imponująca w wykonaniu naszych sąsiadów, bo aż tak nie dominowali. Ich atak pozycyjny raczej wyglądał ospale i nasza obrona sobie z nim radziła. No i swoje robił też Kai Havertz, dwunasty zawodnik reprezentacji Polski. Dobrze, że Niemcy mieli takiego kasztaniaka w ataku. Pracą w środku pola wyróżniał się w naszych barwach Damian Szymański, który walczył za dwóch. Dużo odbierał, był aktywny, nieźle się ustawiał. Zaznaczył się pozytywnie w tym spotkaniu i takim występem głośno zapukał do drzwi z napisem pierwsza jedenastka.

Czyli tak: sam wynik 1:0 i drugie w historii zwycięstwo z Niemcami, pożegnanie Jakuba Błaszczykowskiego i wyczyniający cuda w bramce Wojciech Szczęsny. Tak należałoby podsumować ten sparing. Teraz zmierzymy się z Mołdawią w eliminacjach do Euro. Dla Fernando Santosa od początku był to priorytet i bagatelizował przez to bardzo mocno sparing z Niemcami. Właściwie to nawet… wcale nie chciał go grać. Ktoś mu jednak dobitnie wytłumaczył, jak ważne znaczenie mają nasze spotkania akurat z tym przeciwnikiem i portugalski szkoleniowiec przestał marudzić. Dla niego to było pierwsze zwycięstwo z Niemcami. Dotychczas z nimi przegrywał, jako selekcjoner Grecji i Portugalii, w obu przypadkach na turnieju głównym mistrzostw Europy.

Related Articles