W 1965 europejskie trofeum – Puchar Zdobywców Pucharów – uniósł w górę legendarny Bobby Moore. 58 lat czekał West Ham na to, by znów ktoś mógł to zrobić, w tym przypadku Declan Rice. “Młoty” pokonały 2:1 Fiorentinę w finale Ligi Konferencji, a bohaterem spotkania został Jarrod Bowen.
1097 meczów. 25 lat menedżerskiej kariery, choć prowadził zaledwie sześć klubów. Tyle czekał David Moyes na możliwość świętowania swojego pierwszego w życiu, poważnego pucharu. Cieszył się jak dziecko. Wystarczy obejrzeć sobie jakieś zdjęcia, filmiki. Czysta, młodzieńcza radość 60-letniego i jakże doświadczonego menadżera. Oczywiście to też wymowne, w jaki sposób w Anglii traktowana jest Tarcza Wspólnoty. Zewsząd informacje, że to pierwszy puchar szkockiego menadżera, a przecież na dzień dobry z Manchesterem United zgarnął właśnie Superpuchar, pokonując wówczas Wigan Athletic 2:0. No i trzeba mu też oddać honor za kawał dobrej roboty w Preston North End, co było trampoliną w jego trenerskiej karierze. Z Preston wygrał ligę na… trzecim poziomie rozgywkowym, wtedy nazywanym Second Division (obecnie jest to League One). Tam też, jeszcze w rudych włosach, a nie siwych, pozował dumnie z pucharem.
Jeżeli ktoś spóźnił się na ten finał albo o nim zapomniał i włączył na przykład tylko drugą połowę, to naprawdę nie ma czego żałować, bo w pierwszej nie działo się kompletnie nic, oprócz jednego, chuligańskiego wybryku głąbów z West Hamu. Największym pechowcem okazał się Cristiano Biraghi, jeden z najlepszych piłkarzy tej edycji Ligi Konferencji. Mecz przerwano na kilka minut, bo został trafiony jakimś przedmiotem w głowę i to w taki sposób, że aż poleciała mu krew i musiał udać się do swojego sztabu medycznego na szybkie szycie. Przepraszał Biraghiego za bezmyślnych “fanów” Declan Rice. Klub wydał oświadczenie, w którym potępił takie zachowanie i obiecał pomoc w identyfikacji. Tak, by później przekazać dane policji i wręczyć zakazy stadionowe. Oprócz tego przykrego incydentu, nie działo się prawie nic. Tylko Luka Jović zdobył bramkę w samej końcówce, którą VAR anulował z powodu spalonego. Jeżeli ktoś się wyróżniał, to Amrabat swoją pracą na boisku i przechwytami.
Druga połowa to już dużo większe emocje pod obiema bramkami. W 58. minucie znów pechowcem był Cristiano Biraghi. Facet, który wykreował najwięcej szans w tegorocznej Lidze Konferencji, a w Serie A pod tym względem ustępuje tylko Piotrowi Zielińskiemu, tutaj zaliczył fatalny występ w finale. Miał po prostu pecha. Bo jak inaczej nazwać takiego karnego, w którym próbuje przyblokować Jarroda Bowena, nieszczęśliwie macha ręką i delikatnie trąca nią piłkę? Arbiter był bezwzględny. Obejrzał to sobie na spokojnie i musiał podyktować jedenastkę, którą to na bramkę zamienił Said Benrahma. I wtedy “Viola” się obudziła, rozpoczęła kolejne ataki, stwarzała szanse. Już po pięciu minutach wyrównał Giacomo Bonaventura. Przyjęcie jedną nogą, szybki strzał drugą. Kilka kolejnych minut i doskonałą szansę miał Mandragora. Piłka na 15. metrze i nic, tylko uderzyć precyzyjnie. Włoch nie trafił jednak w bramkę.
To Fiorentina przeważała, ale West Ham wyprowadził zabójczą akcję w 90. minucie. Paqueta pięknie prostopadle podał do uciekającego Bowena, a ten nie dał szans Teracciano przy sam na sam. Już nie będziemy się pastwić, kto o dobry metr złamał linię spalonego… ale można się domyślić. Włosi już nie byli w stanie odpowiedzieć. Tomas Soucek i Vladimir Coufal mieli swoją wielką chwilę, bo świętowali trofeum na dawnym stadionie, bo finał odbył się na Fortuna Arenie, która jest domowym obiektem Slavii. Żal tylko, że może pomieścić on tak niewielką liczbę fanów – nawet nie 20 tysięcy. Kolejna istotna sprawa – Emerson Palmieri. Dlaczego akurat on? Otóż przeszedł do historii. To pierwszy piłkarz, który wygrał wszystkie pięć trofeów pod egidą UEFA – Lig Mistrzów, Ligę Europy i Superpuchar Europy z Chelsea, Euro z reprezentacją Włoch, a teraz Ligę Konferencji z West Hamem. Być może był to też ostatni mecz w barwach West Hamu dla Declana Rice’a. Fabrizio Romano informował, że sieć na niego planuje zarzucić Arsenal.
Jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. West Ham wygrał aż 12 na 13 meczów w Lidze Konferencji. Zremisował tylko z Gent w ćwierćfinale, żeby potem rozbić Belgów u siebie 4:1. A tak poza tym? Wszystkich lał. Stąd słynna na trybunach ostatnio przyśpiewka – West Ham are massive, everywhere we go.