Tajemniczy biznesmen Wojciech Kwiecień, właściciel sieci aptek „Słoneczna”, zainwestował trzy lata temu w pałętający się po krakowskiej okręgówce klub. Niebawem stał się on jednym z najgłośniejszych piłkarskich projektów w kraju, a biorąc pod uwagę kluby z niższych lig – niewątpliwie najgłośniejszym. Dziś Wieczysta puka do bram szczebla centralnego polskiej piłki. Ale gdyby pukała z takim rozmachem, z jakim Kwiecień wydaje pieniądze, po prostu wyważyłaby drzwi. Tymczasem na pięć kolejek przed końcem zmagań w III lidze, krakowianie oglądają plecy Stali Stalowa Wola.
To niezły paradoks, że Kwiecień łoży krocie na tak medialny projekt, o którym mówi cała piłkarska Polska, podczas gdy sam obsesyjnie dba o swoją prywatność. Nigdy nie udzielił żadnego wywiadu, wszędzie chodzi z ochroną. Nawet fotoreporterzy na meczach są proszeni, by nie celować obiektywami w miejsca, gdzie zasiada akurat właściciel Wieczystej.
Skąd w ogóle wziął się w polskiej piłce? Trochę znikąd. Wprawdzie w 2016 roku interesował się przejęciem Wisły Kraków, ale finalnie Bogusław Cupiał sprzedał klub Jakubowi Meresińskiemu, który okazał się oszustem. Kwiecień trochę sponsorował Wisłę, ale z tylnego siedzenia. Szacuje się, że wydał na Białą Gwiazdę około 1,5 mln złotych. Prawdopodobnie kiełkowała mu już wtedy w głowie myśl, by zrobić coś na większą skalę. Jeśli nie w Wiśle…
No właśnie – to w Wieczystej. To krakowski klub założony w 1942 roku. Przed epoką Kwietnia nigdy nie grał jednak wyżej niż w IV lidze. Bogaty biznesmen wychował się jednak na osiedlu Wieczysta w Krakowie, więc przy podejmowaniu decyzji swoją rolę odegrały sentymenty. Był jeszcze temat krośnieńskich Karpat, ale tam nie udało się sfinalizować rozmów z miastem.
Gdy Wieczysta pozyskała bogatego właściciela, z miejsca jasne stało się, że jej aspiracje będą wysokie. Bardzo wysokie. I na dzień dobry przyszło spore rozczarowanie. Prowadzony przez Przemysława Cecherza zespół nie zdołał awansować do IV ligi, bo rozgrywki w sezonie 19/20 przerwała pandemia koronawirusa. Wieczysta w momencie przerwania ligi zajmowała 2. miejsce, z punktem straty do rezerw Garbarni Kraków i z bilansem 11-2-0. Można nie przegrać ani jednego meczu w sezonie i nie awansować? Można.
Nikt jednak nie załamał rąk. O tym, że Wieczysta będzie projektem na grubą skalę przekonaliśmy się przed sezonem 20/21, kiedy to do klubu trafili m.in. Radosław Majewski i Sławomir Peszko – dwaj byli reprezentanci Polski, których nawet średnio zorientowanemu kibicowi nie trzeba przedstawiać. O ile Peszko był już na krzywej spadkowej, o tyle 2 lata młodszy Majewski mógł jeszcze liczyć na grę na niezłym poziomie. Tymczasem obaj „kopali się” w okręgówce. Wieczysta wygrała ten sezon z bilansem 28-0-0, strzelając w sezonie horrendalną liczbę 216 bramek i tracąc raptem 8. Aż dziewięć razy ekipa Cecherza fundowała rywalom dwucyfrówki. Jak mawiają boomerzy – masakracja.
Mimo, że Cecherz nie przegrał ani jednego meczu ligowego jako trener Wieczystej, to i tak stracił pracę. W sumie nie wiadomo, dlaczego. Najwyraźniej Wieczysta potrzebowała bardziej medialnego trenera. Głośniejszego nazwiska. Bo po transferach Majewskiego i Peszki było już wiadomo, że to jest właśnie taki projekt. Ma być grubo, głośno, bez względu na koszty. Idealnie pasował więc Franciszek Smuda. Kolejny, którego przedstawiać nie trzeba, za to można by o nim napisać książkę. Ba, same jego bon moty to materiał na oddzielny, pewnie całkiem spory artykuł. Smuda, który był już na peryferiach dużej piłki, dostał więc szansę, by znów zaistnieć. O żadnym klubie z niższych lig nie mówiło się i nie pisało tyle, co o Wieczystej. Nic dziwnego. Przed czwartoligowym sezonem Kwiecień znów poszedł na zakupy – sprowadził m.in. Patrika Misaka i Łukasza Burligę, a zimą dorzucił Macieja Jankowskiego i – tu absolutny hit – Thibaulta Moulina, Francuza, który w barwach Legii Warszawa grał nawet w Lidze Mistrzów.
Napakowany gwiazdami zespół oczywiście rozniósł IV ligę, choć tym razem nie było awansu bez porażki. Wieczysta Smudy wygrała ligę z bilansem 30-3-1 i bramkowym 163-19. Tym razem dwucyfrówki były dwie.
Tym samym dochodzimy do sezonu bieżącego, który może okazać się wielką wtopą krezusów z Krakowa. Przed sezonem znów nie próżnowano na rynku transferowym, a tym razem prawdziwą petardą okazało się sprowadzenie z Zorii Ługańsk prawego obrońcy, wycenianego wówczas przez Transfermarkt na 1,5 mln euro Denysa Faworowa. Z „mniejszych” transferów wymienić można Michała Maka czy Błażeja Augustyna. Dream team się powiększał, a Kwiecień nie szczędził kasy. Mówi się, że ukraiński obrońca zarabia w Wieczystej około 50-60 tys. złotych miesięcznie. To zarobki, których nie powstydziliby się czołowi gracze Ekstraklasy. W wielu klubach na poziomie III ligi taka kasa wystarczyłaby swobodnie na pensje dla całej drużyny. A przecież inne gwiazdy, z Majewskim i Peszko na czele, też nie grają tutaj za frytki.
Jednak od samego początku sezonu ekipa Smudy miała problemy. Pierwsze potknięcie nastąpiło już w 2. kolejce – tylko remis z Podlasiem Biała Podlaska. Kolejny wyjazd na północ Lubelszczyzny przyniósł jeszcze większą wpadkę – porażkę 1:3 z Orlętami Radzyń Podlaski. Potem był jeszcze remis 1:1 ze Stalą Stalowa Wola, po którym cierpliwość władz klubu się skończyła. Franciszek Smuda został zwolniony. Rozpoczęły się nerwowe poszukiwania nowego szkoleniowca. Media spekulowały, wymieniając – bez niespodzianki – prawie same głośne nazwiska. Kilku trenerów odmówiło. W końcu ofertę z Krakowa przyjął Dariusz Marzec.
Ale i jemu nie wiodło się wyśmienicie. Wieczysta wciąż gubiła punkty. Remis z rezerwami Cracovii, porażka w Dębicy z miejscową Wisłoką, remis z Avią Świdnik, która ponad pół meczu grała w dziesiątkę czy wreszcie wstydliwa porażka z będącymi w strefie spadkowej Czarnymi Połaniec. Co z tego, że latem klub przygotowywał się w luksusowych warunkach do podbicia III ligi, grając sparingi m.in. z Salernitaną czy Mallorcą, skoro ligowa rzeczywistość okazała się dość brutalna.
Na półmetku zmagań Wieczysta zajmowała 4. miejsce ze stratą 3 pkt do prowadzącego ŁKS-u Łagów. Lider tabeli sensacyjnie wycofał się jednak z rozgrywek, bo z finansowania zrezygnował sponsor. Wieczysta miała więc punkt straty do Avii Świdnik i tyle samo oczek co Stal. Nie wyglądało to źle, tym bardziej, że przecież nie zmarnowano zimowej okazji do wzmocnień. Albo po prostu do wydawania kasy. Znany z ekstraklasowej Lechii Gdańsk Simeon Sławczew trafił do Krakowa prosto z Lokomotiwu Sofia. CV zawierające młodzieżowe reprezentacje Holandii ma z kolei Hennos Asmelash, który to jednak w ostatnim czasie był bez klubu. Obaj trafili do Wieczystej na zasadzie wolnych transferów, tak zresztą jak i Karol Danielak z Widzewa. Jednak wszyscy na pewno zainkasowali swoje za podpis, a przede wszystkim sygnowali nieliche kontrakty, z których Wieczysta Kwietnia słynie.
Finansowe eldorado nie znajduje jednak przełożenia na trzecioligowe realia. Wiosną Wieczysta straciła punkty cztery razy, w tym dwukrotnie w ostatnich kolejkach. Remis z Wisłą Sandomierz i porażka 1:3 z Wisłoką (już druga w sezonie) postawiły ekipę Wojciecha Łobodzińskiego w niełatwej sytuacji.
Zaraz, zaraz – czujny czytelnik w tym miejscu zastanowi się, czy nie przegapił jakiegoś akapitu. Skąd Łobodziński w Wieczystej? Ano po marcowej porażce 2:3 z Sokołem Sieniawa, nomen omen skończyła się epoka Marca w klubie z Chałupnika 16. Zatrudniono byłego szkoleniowca Miedzi, który w zeszłym sezonie w imponującym stylu wprowadził legnicki klub do Ekstraklasy, by potem wycierać w niej podłogę.
Nie wiemy, czy Wieczysta będzie odpowiednikiem Atletico Madryt Jesusa Gila, ale nie zdziwilibyśmy, gdyby niedługo się okazało, że i Łobodziński straci robotę. Póki co do Wieczystej uśmiechnęło się szczęście. Gdy wydawało się, że kwestię awansu będzie można rozpatrywać już tylko w kategoriach marzeń ściętej głowy, dobre wiadomości napłynęły z Ostrowca Świętokrzyskiego. KSZO pokonało liderującą Stal 2:1. Zespół z Podkarpacia mógł mieć 4 punkty przewagi na pięć kolejek przed końcem. Zamiast tego wciąż ma skromny punkt więcej niż faworyt z Krakowa. W bezpośrednich meczach jest na remis, bilans bramkowy przemawia za zespołem Łobodzińskiego.
W najbliższych kolejkach Wieczysta zagra jeszcze z Koroną II, Avią, Czarnymi i wreszcie z Podhalem Nowy Targ. Być może awans będzie świętowany pod Tatrami, bo mecz w Nowym Targu to dla Wieczystej ostatnie spotkanie rundy. W 34. kolejce krakowianie zainkasują darmowe 3 punkty za walkower przeciwko ŁKS Łagów. Pytanie tylko, jak spisze się na ostatniej prostej Stal.
Podopieczni Ireneusza Pietrzykowskiego zagrają jeszcze z Podlasiem, Sokołem, Orlętami, Wisłą i na koniec z Lublinianką. Ten ostatni mecz to praktycznie również darmowe punkty dla Stali, bo lubelski klub targany gigantycznymi problemami finansowymi gra wiosną wyłącznie juniorami, których wspiera 41-letni Tomasz Brzyski. Lublinianka w tej rundzie uciułała na boisku skromny punkt i na więcej się raczej nie zanosi.
Finisz sezonu zapowiada się więc bardzo ciekawie. Nawet nie ma sensu porównywać potencjału finansowego Wieczystej i Stali, czy kwot wydawanych na uposażenie dla zawodników. Na boisku decydują jednak inne aspekty. A Wieczysta, mimo swojego zaplecza budżetowego, nie spełnia oczekiwań. Zespół wydaje się być budowany nierozsądnie, bo powiedzieć o tym, że jest przepłacany, to i tak spory eufemizm. Jest głośno, wręcz krzykliwie, jakby ktoś na siłę chciał zostać zauważony. Tymczasem plejada gwiazd niespecjalnie daje odpowiednią jakość na boisku, skoro na czwartym poziomie rozgrywkowym klub płacący ekstraklasowe pensje stracił punkty już 11 razy!
Wojciech Kwiecień raczej nie jest człowiekiem, który rzuci zabawkami i zostawi Wieczystą na lodzie w przypadku braku awansu. Ale dziś, na niecały miesiąc przed finiszem rozgrywek, nie będzie już żadną sensacją, jeśli wspinaczka krakowskiego klubu po szczeblach piłkarskiej drabinki w Polsce znów zostanie zastopowana. Tym razem już nie przez covid.