Skip to main content

Skończyła się wstydliwa passa Krzysztofa Piątka. Napastnik wreszcie zdobył bramkę dla Salernitany. Czekał na to długie sześć miesięcy.

To już nie ten Piątek, który ładował gole seriami i odpalał swoje pistolety. Wszedł do Serie A z futryną, stając się błyskawicznie jedną z gwiazd. Miał potencjał na bycie takim Osimhenem. Wychodziło mu wszystko, kariera wyglądała bajecznie, wręcz podręcznikowo. W Polsce zapanowała “piątkomania”. Był taki moment, że nawet Lewandowski nie budził takiej ekscytacji, bo pojawił się ktoś nowy i z miejsca zaczął zachwycać. W pół sezonu Piątek zdobył dla Genoi 19 bramek, w zimowym okienku trafił do Milanu i nie przestał zadziwiać. Dołożył kolejne 11 w nowych barwach, włącznie z dwiema w debiucie przeciwko Napoli w Coppa Italia. “Piątkomania” działała tylko w sezonie 2018/19. Później wszystko zaczęło się psuć. Salernitana jest kolejnym nieudanym przystankiem w karierze. Piątek ma tyle samo żółtych kartek, co goli – cztery – ale najważniejsze, że się przełamał.

Fatalne pudło z Torino z czterech metrów, zepsuty kontratak 3 vs 2 z Milanem w 98. minucie przy wyniku 1:1, pół roku bez zdobytej bramki. Z tym ostatnio kojarzył się Krzysztof Piątek, a przecież wcale nie gra mało. 1700 minut w Serie A to nie są ogony. Polski napastnik po prostu nie jest wart takich pieniędzy i takiego kontraktu, dlatego po sezonie prawdopodobnie czeka go albo kolejny problem z poszukiwaniem klubu, albo transfer przy zdecydowanej obniżce finansowych wymagań. Jest we włoskich mediach krytykowany za swoje występy. W tej chwili 60% jego pensji opłaca Hertha. Niemcy w styczniu 2020 roku podpisali z nim 4,5-letnią umowę i bardzo tego żałują. Latem zrobią wszystko, by napastnik zszedł z ich listy płac. A Salernitanę zwyczajnie nie będzie stać, by zadowolić finansowo Piątka, tym bardziej, że odwdzięczył się zaledwie czterema golami. Nie wydaje się, żeby był w tym klubie potrzebny. Jeśli mają kogoś wykupić, to będzie to Boulaye Dia, który jest wypożyczony z Villarrealu.

Na razie ma jednak swój mały moment chwały. Koniec odliczania, które trwało od… 5 listopada i meczu z Cremonese. Pojawił się na boisku po przerwie, gdy jego zespół przegrywał 0:1. Później strzelił Caputo i Salernitana przegrywała 0:2. Gol Piątka nie dał drużynie Paulo Sousy żadnych punktów, ale Portugalczyk i tak wykonuje fantastyczną pracę i nie musi się bać o to, że spuści ekipę do Serie B. Przewaga nad strefą spadkową wynosi aż osiem punktów. To spory zapas. Tylko sam Krzysztof Piątek może wiedzieć, jakie ogromne ciśnienie z niego zeszło. To musi być koszmar dla napastnika, by nie umieścić nic w siatce przez pół roku. Każda kolejna próba odbiera pewność siebie, w kocu przychodzi strach przed podjęciem decyzji, bo “i tak nie strzelę”. A tym razem się udało. Uderzył ładnie, prawą nogą, dobijając strzał Castanosa. Vicario interweniował tak, że piłka trafiła pod nogi Piątka, a ten się nie zastanawiał. Wcale nie było to łatwe i banalne uderzenie. Marnował dużo łatwiejsze okazje.

Dla Salernitany to był jednak smutny mecz, bo skończyła wspaniałą serię, w której to była niepokonana w Serie A. Było tam co prawda dużo remisów, ale 10 meczów bez porażki w przypadku takiego malutkiego zespołu musi budzić szacunek. Krzysztof Piątek był powołany przez Fernando Santosa na marcowe mecze eliminacyjne, ale z Czechami i Albanią przesiedział wszystkie minuty na ławce rezerwowych. Nie dostał szansy. Wtedy jednak Arkadiusz Milik leczył kontuzję, a powołania nie otrzymał Dawid Kownacki, co było chyba największą niespodzianką, biorąc pod uwagę formę piłkarza. Sytuacja Krzysztofa Piątka jest nie do pozazdroszczenia. Jego Hertha z dużym prawdopodobieństwem zleci do drugiej Bundesligi, pytanie co dalej… jaki będzie następny ruch w karierze? Dobrze by było dorzucić jeszcze dwie, trzy bramki na koniec i pokazać chociaż odrobinę, że się odbudował.

Related Articles