Skip to main content

Liverpool i Tottenham w tym sezonie zdecydowanie zawodzą w Premier League, jednak ich bezpośrednie starcie na Anfield śmiało może kandydować do meczu sezonu. Działy się tam absolutnie szalone rzeczy, włącznie z wynikiem końcowym – 4:3 dla gospodarzy.

Na St. James’ Park Tottenham przegrywał po 21 minutach aż 0:5 i w głowie tych, którzy widzieli ten abstrakcyjny obrazek przy pasku z wynikiem, mogła pojawić się myśl, że jest to szansa na rekord całej ligi. Koguty zostały tam totalnie ośmieszone. Ostatecznie skończyło się na 1:6, ale patrząc po początkowych minutach, zapowiadało się gorzej. Po 15 minutach na Anfield odezwały się stare demony. To samo widmo zajrzało w oczy piłkarzy w białych koszulkach. Teraz przegrywali 0:3 po 21 minutach. Wyglądało na to, że Koguty zaliczą kolejną kompromitującą klęskę. Liverpool sprawił już w tym sezonie Czerwonym Diabłom kompromitujący wpiernicz – 7:0. Teraz miał kolejnego rywala z dużą marką na łopatkach, ale mecz potoczył się w zupełnie inną stronę. Tottenham zrobił gospodarzom… Stambuł, doprowadzając do stanu 3:3. To był jednak niepełny Stambuł, bo marzenia spacyfikował Diogo Jota.

W 93. minucie było 3:3, a okoliczności tego remisu też zasługują na kilka słów. Swojego pierwszego gola w Premier League dla Tottenhamu zdobył tak bardzo wyszydzany Richarlison. Człowiek, który szczerze nienawidzi Liverpoolu, który wielokrotnie podgryzał i “trollował” tę drużynę w social mediach. Brazylijczyka fani The Reds nienawidzą w dużej mierze za to, że kiedyś w brutalny i idiotyczny sposób wszedł prostą nogą w piszczel Thiago Alcantary. Za ten faul potem publicznie przeprosił. To było w tym samym meczu, w którym Liverpool na długie miesiące stracił Virgila van Dijka po faulu Pickforda. Richarlison miał też swój inny wielki moment na Anfield, gdy jego Everton pokonał gospodarzy w derbach Merseyside 2:0, a on zdobył jedną z bramek. Było to wyjazdowe zwycięstwo wyczekiwane od 22 lat! Tym razem wydawało się, że trafienie Brazylijczyka zapewni tu remis po fantastycznym come backu, którego nikt nie zakładał. Richarlison strzelił trochę szczęśliwie, ale piłka wpadła do siatki Alissona. Emocje były tak gigantyczne, że od razu zdjął koszulkę i wskoczył w fanów gości na trybunie.

Kiedy grafika komputerowa na ekranie przypomniała, że za tę celebrację Richarlison został ukarany żółtą kartką, to Liverpool już przeprowadzał akcję bramkową! Odpowiedź przyszła błyskawicznie. Tottenham, który w tak niesamowity sposób odrobił stratę (aż trzy razy w tym spotkaniu obijał słupek!), pokazał wielki charakter, podnosząc się z sytuacji beznadziejnej, a i tak na koniec musiał obejść się smakiem. To był prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Bohaterem The Reds został ten, którego… zdaniem tymczasowego trenera gości – Ryana Masona – już nie powinno być na boisku. To za kopnięcie korkiem w głowę Olivera Skippa. Mason uważał, że jest to stuprocentowa czerwona kartka. Sytuacja budziła kontrowersje. Kilku piłkarzy Tottenhamu, w tym kapitan Harry Kane, otoczyło sędziego, domagając się czerwa. Pewnie niejeden neutralny kibic zgodziłby się z tezą trenera Tottenhamu. Czerwona kartka w tej sytuacji śmiało mogła zostać pokazana, bo sam impet tego uderzenia też był dość mocny. Jota dostał za to żółtą kartkę.

Warta podkreślenia jest zmiana pozycji Trenta Alexandra-Arnolda. Na prawej obronie wyglądał mizernie. Co trochę lepszy skrzydłowy, to wkręcał go w ziemię – Grealish czy inny Kwaracchelia się z nim bawili. Klopp przesunął go do środka pomocy, a Anglik odwdzięcza się kolejnymi asystami – uwaga – było ich aż sześć w pięciu ostatnich meczach. Zmiana roli zaczęła się od spotkania z Arsenalem. Klopp nasilił wizyty Arnolda w środkowej części boiska, robiąc z niego praktycznie drugą szóstkę. Nie grał szeroko. To przynosi The Reds dużo korzyści, a sam Trent trochę odżył. Skoro “mecz sezonu” to będzie miał swoje momenty, jak kontrowersję z Jotą, który stał się potem bohaterem, ironiczny uśmieszek Richarlisona po golu Joty, wywrotkę van Dijka, którego wymanewrował Perisić, czy kontuzjowanego Kloppa, który – nie wiedzieć czemu – podbiegł sprintem po bramce na 4:3 do sędziego technicznego i po chwili złapał się za udo. Doznał w ten kuriozalny sposób kontuzji.

Related Articles